KAPITAN HYDRA
Saga o odrodzeniu i upadku Kapitana Ameryki właśnie dobiega końca. Wszystko za sprawą kolejnego wielkiego eventu od Marvela – wielkiego także jeśli chodzi o ilość lektury, spójrzcie tylko na ten liczący niemal 500 stron tom – który miłośnikom epickich wrażeń dostarczy niemało przyjemności. Bo chociaż zabrał się za niego Nick Spencer, scenarzysta, którego trudno nazwać naprawdę znakomitym pisarzem, „Tajne imperium” (swoją drogą tytuł nawiązuje do wymyślonej w 1966 roku odnogi Hydry o takiej właśnie nazwie) to nie tylko świetne zwieńczenie opowieści, która zaczęła się w „Avengers: Impas – Atak na Pleasant Hill”, ale też i po prostu świetne, pokazane z rozmachem superboahterskie wydarzenie, które z chęcią zobaczyłbym na wielkim ekranie.
Najpierw Kapitan Ameryka stał się stary, kiedy serum superżołnierza straciło swoją moc. Potem jednak, dzięki zdolnościom kosmicznej kostki odmłodniał i wrócił do formy. Nikt jednak nie wiedział, że kostka zmodyfikowała mu pamięć tak, że sądzi teraz, iż od zawsze był członkiem Hydry – nazistowskiej organizacji terrorystycznej dążącej do władzy nad światem…
I teraz Hydra jest bliższa osiągnięcia tego celu, niż kiedykolwiek wcześniej. Kapitan Ameryka, działając coraz bardziej otwarcie, ma po swojej stronie media i państwowe instytucje. Jego Tajne imperium rośnie, a chociaż superbohaterowie opowiadają się przeciwko niemu, sytuacja wydaje się przesądzona, a ich walka z góry skazana na porażkę. Tym bardziej, że także zwykli ludzie zaczynają popierać Kapitana. Czy herosi w takiej sytuacji zdołają przywrócić dawny ład? A może nie zabraknie takich, którzy przyłączą się do Kapitana Ameryki?
Pomysł na zmienienie Kapitana Ameryki, najbardziej patriotycznego z bohaterów, w agenta nazistowskiej organizacji był genialny w swej prostocie. Problem w tym, że Spencer a szybko pokusił się o jego wyjaśnienie w serii poświęconej tej postaci. Zabieg ten zabił napięcie, jakie można było z całości wycisnąć, choć i tak trzeba przyznać, że jego historia była udana. I teraz dociera ona do punktu kolimacyjnego i robi to w naprawdę świetnym stylu. Epicka, dynamiczna, pełna walk, szybkiego tempa, plejady marvelowskich gwiazd i prób odświeżenia skostniałego uniwersum i drobnego w nim namieszania.
Tak wyglądają wszystkie eventy, powiecie i… będziecie mieli rację. Ale czy nie za to tak chętnie po nie sięgamy? Żeby zobaczyć kolejną wielką wspólną przygodę najważniejszych bohaterów, poczuć ten dreszcz niebezpieczeństwa na skalę, jaka w normalnych seriach nie występuje i choć na chwilę zobaczyć nieco odmieniony świat superbohaterów. Ma być szybko i spektakularnie, ma być też tak, by odnalazł się w tym czytelnik, który nie śledzi wszystkich serii, których bohaterowie biorą udział w evencie i dokładnie to tutaj dostaje. Dobrze narysowane, równie dobrze wydane… Czego chcieć więcej? Oczywiście tie-inów, ale że i tych nie brakuje na naszym rynku, miłośnicy komiksów Marvela będą zadowoleni.
Reasumując: warto. Jeśli lubicie Kapitana albo eventy, poznajcie ten solidnej grubości tom. Wart jest i czasu i pieniędzy.
Michał Lipka