Site icon KOSTNICA – POZORNIE MARTWA STREFA || Kostnica.Com.PL

The Demon: Apocalypse Now! – Alan Grant, Val Semeiks

CZAS APOKALIPSY

„The Demon”, seria wymyślona we wczesnych latach 70. XX wieku przez legendarnego Jacka Kirby’ego, przez lata swojej kariery – a w najlepszym swoim czasie ukazywała się przez niemal sześćdziesiąt numerów, co jak na postać nieszczególnie istotną, jest sporym osiągnieciem – trafiała w ręce wielu utalentowanych twórców. Najlepszy jej okres jednak to trzeci volume, czyli ten najdłuższy właśnie, pisany (i rysowany) przez świetnych artystów – najpierw Alana Granta, potem Gartha Ennisa (który zrobił niemal dwadzieścia numerów), którzy wycisnęli z tematu wszystko, co najlepsze. A jednym z takich najlepszych pozostaje sporych rozmiarów historia „Apocalypse Now!”, której większość wznowiona została ostatnio w albumie „Lobo: Big Fraggin’ Compendium”. Rzecz dla fanów mroczniejszych, podanych z luzem komiksów, gdzie coś dla siebie znajdą i fani Ważniaka, i „Sandmana” także.

Phantom Stranger wie, że coś się dzieje. coś wielkiego. Coś strasznego. Koniec? Zagłada? Wszystko na to wskazuje. Tymczasem Jason Blood, który chce wszystko sobie poukładać, rusza w podróż, która zawiedzie go do pewnego kultu, mogącego sprowadzić na ten świat apokalipsę. Co gorsze, ich Niszczyciel już przybywa i będzie nim… Lobo!

To jednak tylko część tego, co się dzieje. Klarion, dorosłe dziecko i jego ekipa: Harry, niegdyś człowiek, obecnie żywa poduszka bez duszy, „kot” i inni szukają zemsty na Etriganie. A to wcale nie koniec…

Pierwsza seria „Demona” wystartowała we wrześniu 1972 roku (jej debiutancki zeszyt pojawił się nawet po polsku w „Zagładzie Gotham” w edycji od „WKKDC”), potrwała do stycznia 1974 i skończyła na 16 numerach. Potem wróciła w 1987 na cztery numery zrobione przez Matta Wagnera, a potem nastał rok 1990 i pojawiła się trzecia seria, którą pisał Alan Grant, Kevin Altieri (jeden zeszyt), a potem przejął to wszystko Garth Ennis i ciągnął aż do końca. I, wiadomo, to co Ennis zrobił, pozostaje najlepsze, ale i Grant dał radę i to naprawdę w zaskakująco dobry sposób, czego dowodem jest ta rozpisana na siedem numerów opowieść.

Powiem, że jak na historię od Granta, jestem pozytywnie zaskoczony. Lubię komiksy gościa, ale większość jego „Batków” czy solowych „Lobo” (bo te, do których pisał tylko dialogi to inna sprawa) nigdy mnie jakoś nie porwała. Bo często zachowawcze, pretekstowe (jak spotkania z Dreddem), bo niby sprawne, ale niewyróżniające się w większości (choć parę perełek było). A tu proszę, mroczna, ale podana na luzie opowieść grozy, gdzie zagładę ma przynieść postać w zasadzie komiczna, na dodatek w iście komediowej akcji. I udaje się Grantowi zbudować tu i ciekawy, okultystyczno-szalony klimat, i coś niepokojącego, i dobrą, czasem pokręconą akcję, fajne postacie – dziwne, jakby nieco sandmanowe albo w stylu Morrisona – a nawet jest w stanie zaciekawić nas tym wszystkim, choć przecież wiemy, jak to się musi skończyć.

No i jeszcze Val Semeiks, gość, za którym nie przepadam, bo zachowawczym stylem psuł mi odbiór „Lobo”, tu operuje jeszcze kreską bardziej brudną, szaloną, może typową, bo kojarzy się z klasycznymi komiksami od DC tamtych lat, a „Batmanem” w szczególności, ale potrafi fajnie zagrać klimatem, makabrą, elementami rodem z komiksów EC, dziwnością. No aż szkoda, że zmienił potem kreskę i zaczął być taki nijaki. Fajnie jednak, że tu jest inaczej i fajnie, że ta historia tak zaskakująco dobrze wypada. Mógłby tylko ktoś pokusić się o jakiś omniak z całym „Demonem”, materiału jest akurat na jeden tom, a że to materiał świetny i zyskuje jeszcze, gdy czytać go jako całość, na co się porwałem, bo nie lubię rozgrzebanych opowieści, warto byłoby go przypomnieć w jakieś szerszej formie, niż tylko te pięć zeszytów wrzuconych do lobowego omnibusa.

Michał Lipka

Exit mobile version