(UN)MORAL KOMBAT
Filmów na podstawie gier jest całe mnóstwo. Każdy z nas potrafi wymienić co najmniej kilka tego typu pozycji, od „Tomb Raidera” zaczynając, przez „Hitmana”, na „Warcrafcie” skończywszy. Ale ile z tych filmów było dobrych? Owszem, „Tomb Raidery” czy to z Angeliną Jolie, czy Alicią Vikander były całkiem przyjemne, a stare produkcje w stylu „Street Fightera” czy „Mortal Kombat” posiadały swój urok, ale czy były dobre? Nie do konca. A nowy „Mortal Kombat” niemal taki jest. To prawda, że jako adaptacja gry, a nie samodzielne kino, wciąż jednak pozostaje jednym z najlepszych obrazów w swojej kategorii i udowadnia, że nawet na podstawie gry można zrobić udane kino rozrywkowe.
Wszechświat jest zagrożony. Zbliża się Mortal Kombat – turniej, gdzie przedstawiciele naszego świata będą musieli stawić czoła przeciwnikom z Zaświatów. Od wyniku tego krwawego starcia zależeć będzie wszystko…
Ten film nie miał prawa się udać. Nie oszukujmy się, moda na sztuki walki skończyła się w latach 90. XX wieku, po dwóch dekadach zachwiania się świata tym orientalnym cudem i chociaż potem też powstawały filmy niestroniące od tego tematu, jak choćby genialny „Kill Bill”, nie podchodziły do niego na poważnie. Sama gra, chociaż kontrowersyjna i wciąż uwielbiana, żadnym cudem nie jest – mordobicia tego typu były i wcześniej, i później. Grałem w wiele odsłon, ale chyba więcej czasu spędziłem na „Street Fighterze” czy „Tekkenie”. A poza tym to adaptacja gry, a te, jak wiadomo, rzadko są udane. A jednak wyszedł twórcom ten film naprawdę dobrze. Głównie przez to, że w końcu podkreślili to, co w grach od zawsze budziło tyle emocji: brutalność.
Fabuła w „Mortal Kombat” nie jest ważna. Liczą się walki, lejąca krew, dynamika i popisy sprawności aktorów/kaskaderów/dublerów. I właśnie to dostajemy wykonane naprawdę na poziomie. Film jest dynamiczny, walki świetnie zaplanowane i skoordynowane, a przede wszystkim brutalne. Growe fatality, czyli ciosy pozwalające nam wykończyć przeciwnika w widowiskowy (i drastyczny) sposób, zostały przeniesione na ekran w naprawdę dobrym stylu. Czasem śmieszą, jak śmieszy nadmierna przemoc w kinie, ale w pozytywny sposób. Przede wszystkim zaś są widowiskowe, jak cała ta produkcja, która mimo niskiego budżetu (55 milionów dolarów to nie jakaś wielka kwota) broni się bardzo dobrze.
Co ważne, „Mortal Kombat” może pochwalić się całkiem udanym klimatem. Do tego całkiem nieźle wyszło przeniesienie na ekran różnych estetyk i specyfiki poszczególnych miejsc, a całość, choć podana ze śmiertelną powagą, ma w sobie lekkość i nonszalancję. Gdyby nie to, film, który tak mocno czerpie z fantastyki i horroru, pewnie by się nie obronił. A tak powstała dobra męska rozrywka, pełna przemocy, krwi i walk. Coś, co budzi sentyment w miłośnikach podobnego kina z przełomu lat 70. i 80. XX wieku, a także naprawdę dobra adaptacja kultowej gry. Warto go poznać. A przy okazji w wydaniu DVD czekają na Was sceny wycięte, jakby mało było Wam wrażeń.
Dziękujemy dystrybutorowi filmu firmie Galapagos za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Michał Lipka