Studio Lain nie próżnuje i obok kolejnych pozycji Alana Moore’a i tomów z przygodami Slaine’a przygotowuje wydanie jeszcze jednego komiksu Łukasza Kowalczuka. Tym razem jednak nie będzie to pozycja nowa, a zbiorcze wznowienie „Violent Skate Bulldogs” – historii utrzymanych w punkowo-undergroundowym tonie.
Poznajcie Retropolis, jedyne miasto, które w wieku XXV przetrwało zagładę. Prawdziwą perłę antyutopii, która ładnie wygląda tylko w rejonie określanym mianem Central Coast. Na tych, którzy mieszkają dalej od centrum czeka całe mnóstwo zagrożeń – od gangów, przez zabójcze skażenie i mordercze mutanty, po bezkarne milicyjne świnie. Podziały istniały zawsze, teraz przynajmniej jasno da się określić tych, którzy są wszystkiemu winni. Korporacja Blood Corp wszystkim rządzi i o wszystkim decyduje – łącznie z życiem i śmiercią (szczególnie tych mniej uprzywilejowanych). Ale przeciw złu buntują się oni – Violent Skate Bulldogs! Wattie nie myśli, zamiast tego bije. Glenn to subtelny brutal. I on, narrator naszej opowieści, Ian, szanujący dziewczyny, wolny od używek pozytywny bohater, który mimo Positive Mental Attitude potrafi przypier…ć. Razem stanowią ostatnią nadzieję w świecie, który dobiegł końca…
Zarówno w warstwie fabularnej, jak i graficznej ten album to opowieść bardzo undergroundowa. Prosta kreska, równie prosta, szybka akcja, mnóstwo wulgaryzmów i punkowe tempo. Bo właśnie jako taką punkową opowieść odbieram ten komiks. Brud, podziały, walka z władzą, która zakorzeniona jest swym wyglądem i zachowaniem w czasach komuny, a wreszcie młodzi, zbuntowani bohaterowie na deskach. W efekcie jest brutalnie, jest ostro, jest krwawo, ale też i cartoonowo. Nie ma natomiast seksu. Całość zaś przypomina pod pewnymi względami – ale tylko pewnymi – początkowe części „Likwidatora”. Inne jest rozłożenie akcentów i dobór tematyki, bo „Violent…” przede wszystkim bawi, nie rozlicza, trącając nieco sentymentalną nutę. W końcu to taki komiks dla ludzi wychowanych na pełnych walk grach, kinie lat 80 i tanich komiksach, do których wciąż tęskni serducho.
Na zbiorcze wydanie, poza oczywistymi komiksami, składają się także dodatki. Galeria okładek, kilka dodatkowych ilustracji w wykonaniu młodych gniewnych i posłowie. Słowem podsumowania to, co znaleźć się powinno. Jeśli więc lubicie taką bezkompromisową rozrywkę, nie zawiedziecie się.
Michał Lipka