WROGOWIE NA ZAMKU
Virion powraca! Kto po tetralogii „Imperium Achai: Virion” spodziewał się, że to już naprawdę koniec, dostał właśnie miłą niespodziankę. Powieść „Virion, szermierz natchniony: Zamek” to nie tylko ciąg dalszy przygód naszych bohaterów, ale też i początek nowej serii. I chociaż to już trzynasta powieść ze świata „Achai” (a trzeba pamiętać, że niektóre zbliżały się do tysiąca stron), Ziemiański wciąż nie traci werwy i serwuje nam kolejną świetną historię, która po raz kolejny potwierdza, że cykl ten to jedna z najlepszych rzeczy, jakie zdarzyły się od początku istnienia gatunku fantasy na polskich ziemiach.
Virion powraca. Nie jest już tym byłym skazańcem, którego niegdyś znaliśmy. Stał się sławny, zyskał poważanie i szacunek, ma nawet żonę – upiorzycę co prawda, ale jednak – która na dodatek spodziewa się dziecka. Ale nie zmieniło się jedno: jego talent do pakowania się we wszelkiej maści kłopoty i tarapaty. I te właśnie dopadają go, kiedy w jego życiu znów pojawia się Taida, która szuka pomocy. Zamek, tak istotny dla funkcjonowania Luan, nie ma się najlepiej. Wrogowie mają tam swoich ludzi, a to nie oznacza nic dobrego. Taida potrzebuje pomocy, a kto pomoże lepiej, jak nie szermierz natchniony? Pytanie jednak co go czeka…
Kiedy przed laty Ziemiański wydawał „Achaję”, chyba nikt – włącznie z nim samym – nie miał najmniejszego pojęcia, jak daleko to wszystko zajdzie. Tym bardziej, że z tomu na tom trylogia ta robiła się coraz mniejsza objętościowo, a niektóre jej wątki potraktowane zostały po macoszemu, zupełnie jakby autor znudził się opowieścią. Wkrótce jednak się to zmieniło, bo powstał pięcioksiąg „Pomnik cesarzowej Achai”, którego ostatnia część była iście epicką jazdą bez trzymanki, rozpisaną na niemal tysiąc stron. A potem, choć zdawało się, że to już koniec, powstała wspomniana przeze mnie tetralogia „Imperium Achai: Virion”. Jej tytuł sugerował rozbudowanie, poza postacią szermierza natchnionego, także innych postaci i wątków z uniwersum – i może kiedyś to nastąpi (miejmy taką nadzieję) – niemniej póki co Ziemiański powrócił z nową opowieścią, kontynuującą jego losy i…
I jest to opowieść świetna. Już sam Virion by do tego wystarczył, bo to w końcu jeden z najlepszych bohaterów, jakich autor wykreował nie tylko w „Achai”, ale i w ogóle swojej twórczości, ale jednocześnie „Zamek” to naprawdę świetna lektura. Jak poprzednie książki, tak i ta to połączenie świetnego fantasy, znakomitej opowieści przygodowej i pewnej dozy historycznej literatury. Dobra akcja, dobrze nakreślone postacie, znakomity klimat panujący na stronach, udane zwroty akcji i szybkie tempo, w połączeniu ze świetnym stylem Ziemiańskiego, gdzie lekkość i krwiste opisy splatają się we wciągającą całość, gwarantują że czytelnik nie tyle nie nudzi się ani przez chwilę, ile po prostu daje się całości porwać. A że to dopiero pierwszy tom (choć w zasadzie należałoby rzec, że piąty), fani mogą już zacierać ręce na przyszłość.
Kto pokochał Achaję i jej świat, a w szczególności samego Viriona, koniecznie powinien po ten tom sięgnąć. Kto nie zna, niech to zmieni, bo dla mnie osobiście, obok takich dzieł, jak „Saga o kotołaku” czy „Pan lodowego ogrodu” to najlepsza współczesna polska fantastyka i jedna z najlepszych opowieści fantasy, jakie stworzyli autorzy znad Wisły. Owszem, może i nie mamy zbyt wielu wybitnych serii tego typu, niemniej nie zmienia to faktu, że cykl Ziemiańskiego autentycznie jest bardzo udany i w niczym nie ustępuje zagranicznym seriom.
Michał Lipka