Site icon KOSTNICA – POZORNIE MARTWA STREFA || Kostnica.Com.PL

Wywiad – ĆMA

Tomasz Grodecki (fot. Olav Nowiak)

Z okazji wydania nowej „Ćmy” postanowiłem zadać jej autorom parę pytań. Trochę o serię, trochę o nich samych. Poniżej efekty – zapraszam do lektury! Tekst zawiera drobne spoilery dotyczące komiksu „Ćma: Epizod 9”.

Michał Lipka: Nowa „Ćma” już na rynku. Piąta z kolei. Gdybyście mieli zachęcić nowych czytelników do sięgnięcia po serię, co byście im powiedzieli?

Tomasz „Tommy” Grodecki (pomysłodawca, scenarzysta): „Ćma” to ociekający stylistyką noir komiks o herosie z Warszawy dwudziestolecia międzywojennego. Ale nie takiej, jaką znacie z kart historii. Tylko w tym świecie do lat dwudziestych przeniknęła nowoczesna technika, taka jak smartfony.

Ćma za dnia to Cyprian Leopold Różewicz. Artysta, samotnik, ekscentryk. Nocą – superbohater!

Heros nie posiada supermocy, ale jedną supersłabość – pociąg do światła.

Ten komiks rozwali Wasze mózgi.

Tak nauczyłem się promować ten tytuł na stoisku Timofa (śmiech).

ML: Polski komiks superhero nie stoi. Mamy kilku herosów, ale jednak wszystko to stanowi margines naszego rynku opowieści obrazkowych. Czemu więc wymyśliłeś historię tego typu? Dla przełamania tej rodzimej, nieprzyjaznej tematowi konwencji czy może z własnej pasji do trykociarstwa?

TG: Pamiętam, jak w moje łapki wpadł komiks „Batman: Terminal” Bena Percy’ego. Jeszcze przed lekturą wyobrażałem go sobie jako epicką historię rozgrywającą się w pociągu. Wiesz, Batman mknie przez kolejne wagony, walczy z kolejnymi przestępcami, aż rozwiązuje zagadkę uprowadzenia w kokpicie maszynisty. Fajny pomysł, tylko… komiks rozgrywa się na lotnisku.

Jak widać, Polacy i Amerykanie inaczej rozumieją słówko „terminał” (śmiech).

Ale ta historyjka z pociągiem wciąż nie dawała mi spokoju. Stworzyłem więc własnego superbohatera. A potem napisałem „Stację końcową” (uśmiech). Nie spodziewałem się, że pociąg pojedzie dalej.

ML: Czyli „Batman: Terminal” był w zasadzie tą pierwszą, podstawową rzeczą, która stała się kamieniem węgielnym „Ćmy” – a przynajmniej tej jednej, konkretnej opowieści. A może jeszcze było coś innego, co sprawiło, że jednak ten bohater i ta seria się narodziły? W końcu czynników, elementów, ludzi, wszystkiego tego, co wpływa na twórcę, jest całe mnóstwo.

TG: „Batman: The Animated Series”. Serial legenda. To właśnie produkcji Bruce’a Timma i Erica Radomskiego „Ćma” zawdzięcza stylistykę noir. Oraz epizodyczność.

Gry z serii „BioShock” inspirowały mnie w kontekście wspomnianego już retrofuturyzmu (alternatywne wizje przeszłości czerpiące z przyszłości). Ogromny wpływ na powstanie komiksu miała także moja fascynacja historią i kulturą XX-lecia międzywojennego (m.in. obrazami Tamary Łempickiej).

Czerpałem również z pulpy, czyli szalonych opowieści groszowych z pierwszej połowy XX wieku.

ML: Wspominasz o stolicy, a Warszawa to bohater niemal równie ważny dla serii, co sama Ćma. W scenariuszach widać jak ważna jest dla Ciebie nie tylko ta historyczna, co pokazuje nam najnowszy zeszyt. Skąd się to wzięło? Co tak cenisz sobie w Warszawie?

TG: Warszawa to miasto, w którym się urodziłem. Spędziłem tu praktycznie całe życie. Z Warszawy pochodzi też znaczna część mojej rodziny.

Historycznie to miasto naznaczone ogromnym cierpieniem. W 1944 r. praktycznie cała Warszawa została zrównana z ziemią. Dziś to miasto mierzące się z innymi problemami – zanurzone w nieustannym wyścigu szczurów, ogarnięte konsumpcją.

Z drugiej strony nie wyobrażałem sobie, by Ćma działał w innym mieście (choć krakowska bohema doby XX-lecia wydawała się równie kusząca).

Akcja ostatniego zeszytu rozgrywała się w położonym w województwie lubelskim Emilcinie. Niektórym czytelnikom brakowało jednak Warszawy… I tak przenieśliśmy akcję do współczesnej Stolicy.

ML: Wychowanie, inspiracje, znaczenie… Jakie komiksy miały / mają na Was największy wpływ? Na twórczość, życie i to, co i jak robicie?

Tomasz R. Borkowski (rysownik): W dzieciństwie na pewno największy wpływ miały na mnie komiksy superbohaterskie. Bez wątpienia odegrały sporą rolę w uczeniu mnie odróżniania dobra od zła, nauce wartości idących z bezinteresownej pomocy ludziom. Można powiedzieć, że dorastając podstawą mojego kodeksu moralnego były właśnie komiksy ze Spider-Manem czy Iron Manem. Jeśli chodzi o mój styl, zaczynając rysować, duże znaczenie miał dla mnie Mark Texeira, rysownik „Ghost Ridera” z lat 90., którego kreskę starałem się imitować, mając 13 lat. Z czasem coraz częściej zacząłem sięgać po mangi niż po komiksy zachodnie, więc i do moich prac zaczęły się wkradać dalekowschodnie inspiracje. Może tego nie widać po „Ćmie: Epizodzie 9”, ale aktualnie w takiej stylistyce czuję się najbardziej komfortowo – tej dość mocno inspirowanej mangą. Kiedy dopada mnie gorszy nastrój, szukam eskapizmu w mangach z gatunku slice of life lub romansach. Czasem w komiksach akcji i thrillerach. Rzadziej w klasycznej superbohaterszczyźnie, od której „Ćma” z każdym numerem coraz bardziej odbiega, choć dalej mam do tego gatunku ogromny sentyment.

TG: Moja przygoda z komiksami jest nierozerwalnie związana z komiksem zeszytowym. „Star Wars Komiks”, tytuły wydawnictw Mandragora i Dobrego Komiksu – to na tych pozycjach się wychowałem. Byłem też stałym czytelnikiem „Mix Komiksu” i do dziś z wypiekami na twarzy wspominam postać Zefira – nastoletniego superbohatera stworzonego przez Michała Śledzińskiego (a pisanego i rysowanego później przez Filipa Myszkowskiego).

Z czasem zacząłem sięgać po wydania zbiorcze. Pamiętam, jak Egmont publikował jednego „Batmana” rocznie (śmiech). Moim pierwszym albumem z Nietoperzem był „Batman: Co się stało z Zamaskowanym Krzyżowcem?” Neila Gaimana i Andy’ego Kuberta. Niezbyt trafny komiks na początek, skoro to historia o śmierci bohatera (śmiech). Zaczytywałem się też w starych TM-Semikach, które wynajdywałem w bibliotekach i antykwariatach.

Z biegiem lat zacząłem poszukiwać innych form. Jestem wielkiem fanem Toma Gaulda. Coraz chętniej sięgam też po mangę.

Ale nie powiedziałbym, że wyłącznie komiks stanowi inspirację przy pisaniu „Ćmy”. Traktuję kulturę dość monolitycznie – nie jest dla mnie ważne, czy daną historię przedstawiono za pomocą obrazu, słowa, komiksu, literatury, gry, sztuki, filmu czy serialu. Ważne, żeby to była dobra historia.

I tak uwielbiam japońskie eRPeG-i. „Final Fantasy”, „NieR” – to serie szczególnie bliskie mojemu sercu.

ML: „Ćma” to komiks, który nie wstydzi się inspiracji. Widać tu odbicie „Batmana”, widać „Z archiwum X”, „Bliskie spotkania trzeciego stopnia”… W najnowszym zeszycie popkulturowych odniesień (nie chcę tu za dużo zdradzać czytelnikom, którzy jeszcze nie czytali piątego zeszytu) jest cała masa. Do jakich dzieł zamierzasz nawiązać w kolejnych fabułach?

TG: Cała intertekstualność „Ćmy” wynika mimowolnie. Lubię grać z czytelnikiem, podsuwać mu różnego rodzaju tropy. W „Nasionie zła” to był Kochanowski. W „Epizodzie 9” obok Adama Mickiewicza znajdziemy… Björk. Ot, takie zabawy czasem.

Na pewno staram się, by „Ćma” miała nasze kulturowe DNA, a DNA „Ćmy” to romantyzm i Młoda Polska. Z drugiej strony lubię też nawiązać do popkultury, tego, co akurat mnie inspiruje (choć scena z kosmicznymi przedmiotami z „Pierwszego kontaktu” to zasługa Grześka).

ML: No właśnie wspominałeś mi kiedyś, że w poprzednim zeszycie rysownik dorzucił w kadrach drobne nawiązania od siebie, co rodzi pytanie, jak wiele „Ćma”, czy może raczej jej scenariusz, pozostawia wolności rysownikowi? I jak wiele od rysownika znalazło się w niniejszym numerze serii?

TG: Zdaniem chłopaków – zbyt mało (śmiech). Moje scenariusze są bardzo szczegółowe, piszę raczej w tzw. full scripcie – pieczołowicie rozpisuję każdy kadr po kadrze.

Z drugiej strony przy „Pierwszym kontakcie” Grzesiek prosił mnie o więcej wolności. Sceny kosmiczne są jego wizją. Ja tylko rzucałem pomysłami.

TB: Czytając poprzednie wywiady chłopaków, muszę szczerze przyznać, że byłem odrobinę zaskoczony tym, jak duży wkład mogłem mieć w tworzenie piątego zeszytu. Chociażby nieoczekiwane spotkanie dwóch Ciem wzięło się z tego, że szukając odpowiedniej estetyki do plansz, wykonałem grafikę na bazie zdjęcia przedstawiającego mnie przebranego za jedną z postaci. Sama grafika była stylizowana na starą, lekko zniszczoną fotografię. Pomysł tak bardzo spodobał się Tommy’emu, że finalnie Ćma (moja, fotograficzna) spotkała tę rysunkową. Tommy ciepło także przyjmował moje sugestie co do ułożenia i liczby kadrów na niektórych stronach czy ustawienia postaci inaczej, niż to było zapisane w scenariuszu. Odbywało się to bardziej na zasadzie „Jasne, brzmi ciekawie, zobaczmy, jak to będzie wyglądać” niż kategorycznej odmowy i ścisłego trzymania się skryptu. Myślę, że obaj mieliśmy straszną frajdę, tworząc ten epizod, obaj dzieliliśmy się ze sobą przeróżnymi pomysłami i nakręcaliśmy się wzajemnie. W komiksie znalazły się także dwa malutkie easter eggi. Jeden z nich Tommy odkrył poprzez błąd w warstwach zaraz przed wysłaniem numeru do druku, drugi jest bardziej humorystyczny i dla szczególnie czujnych czytelników.

TG: Chociaż raz zostałem rozgrzeszony (śmiech).

Współpraca przy tym zeszycie była szczególna – Tomek nie tylko rysował kadry, ale i je drukował, fotografował, łączył ze zdjęciami, rysował po zdjęciach, przebierał się za Ćmę. W pewnym momencie jeden z wydrukowanych kadrów został… podpalony.

Prace Tomka, jego ekspresja, przypominały mi twórczość Dave’a McKeana czy Mitcha Geradsa.

Od początku czułem, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.

TB: Rzadko się zdarza, że rysownik budzi się rano do zdjęć scenarzysty podpalającego jego prace (śmiech).

ML: W skrócie: twórcze szaleństwo w czystej formie. A wracając do „Ćmy” i treści… Zaczęło się od krótkich historyjek, dwóch na jeden cienki zeszyt, potem cykl przeskoczył do formy jednej, długiej fabuły na numer. Czy kolejnym etapem będzie dłuższa historia rozpisana na więcej zeszytów? A może jakaś bardziej złożona historia w pogrubionym numerze, ot np. z okazji dziesiątego zeszytu kiedyś tam?

TG: Krótka forma jest bliska mojemu sercu. Z drugiej strony wielu czytelników prosiło mnie o rozpisanie dłuższej opowieści. Jeszcze wtedy nie pozwalał na to mój warsztat.

Bo „Ćma” się rozwija, ale i ja rozwijam się przy „Ćmie”. Uczę nowych technik. Nowych form. Obecnie zostajemy przy konwencji „jeden zeszyt, jedna historia”.

Czy kiedyś chciałbym stworzyć z Ćmą coś większego niż zeszytówka? Pewnie. Ale trzeba pamiętać, że wymagałoby to też znacznie większych nakładów pracy od rysownika. Nie wiem, czy udałoby mi się któregoś na to namówić (uśmiech).

ML: To może ćmowa antologia? Różne historie różnych twórców, rozwijające uniwersum albo bawiące się nim?

TG: Chciałbym (śmiech). Wydaje mi się, że jeszcze zbyt wcześnie na takie eksperymenty.

ML: Może w końcu to uniwersum rozwinie się tak, że się uda. W „Ćmie” bawicie się formą, wątkami, historią, popkulturą, współczesnością, gatunkami, tematami… Czy są jednak jakieś tematy, których wolelibyście unikać?

TG: Polityki (śmiech). Wszyscy kłócą się o politykę.

TB: Pewnie żartów i nawiązań do współczesnej polityki. A poza tym koni, chociaż w tym zeszycie mi się zdarzyło.

ML: Każdy twórca ma swoje ulubione dzieła, ulubionych autorów. Czy gdybyście zatem mogli z kimś współpracować – rysownikiem, scenarzystą, może nawet kolorystą, kogo byście wybrali i dlaczego?

TG: W moim wypadku byłaby to chyba współpraca pozakomiksowa. Niesamowicie jestem ciekaw, jaką ścieżkę dźwiękową lub utwór stworzyłaby do „Ćmy” Aurora albo Björk (które epizodycznie pojawiają się w nowym zeszycie!). Albo Thom Yorke z Radioheada.

Totalnie też widzę Ćmę w animacji Genndy’ego Tartakovsky’ego (uśmiech).

TB: Dla mnie byłaby to współpraca z Hirohiko Arakim jako scenarzystą we wszechświecie, gdzie jakimś cudem nie byłby mistrzem rysunku. Chciałbym narysować na podstawie jego scenariusza nową część „JoJo”, być może nawet dziejącą się w polskich realiach. Józef Joestar jako nowy JoJo? Albo Joanna Joestar? Myślę że mogłoby z tego wyjść coś ciekawego.

ML: Wymieniliście już paru twórców, kilka tytułów dla Was ważnych, ale na koniec chciałbym Was prosić, żebyście rzucili jakieś tytuły komiksów, które wasi fani zdecydowanie powinni poznać.

TG: Koniecznie sprawdźcie „Batmana: Annuala #4” Toma Kinga oraz Jorge Fornesa i Mike’a Nortona. Uwielbiam tę historię!

TB: Skoro się już tak rozwodzę nad Arakim, to obowiązkowo trzeba sprawdzić pierwszy tom czwartej części „JoJo’s Bizarre Adventure” – „Diamond Is Unbreakable”. Seria jest pełna oniryzmu, absurdyzmu, podobnie zresztą jak piąty zeszyt „Ćmy”. Czwórka to zdecydowanie najlepsza część „JoJo” w mojej opinii.

ML: Pozostaje mi już tylko podziękować za wywiad i życzyć sukcesów! Miejmy nadzieję, że na miarę sukcesów komiksiarzy z uniwersum „Ćmy”!

TG: Ćmodzięki i oby do usłyszenia!

TB: Dzięki wielkie!



Tomasz Grodecki – pomysłodawca i scenarzysta Ćmy nominowanej do Nagrody „Nowej Fantastyki” w kategorii Polski Komiks Roku. Dziennikarskie szlify zdobywał, prowadząc kolumnę „Comix Zone” na Portalu PSX Extreme, a także pisząc do takich miejsc jak Aleteia, Interia Muzyka czy Gotham w deszczu. Z wykształcenia prawnik. Z zamiłowania cosplayer. Naczelny dandys polskiego komiksu.

Tomasz R. Borkowski – rysownik „Ćmy”, student Akademii WIT w Warszawie na Wydziale Grafiki. Z zawodu grafik komputerowy, po godzinach freelancer tworzący ilustracje. Poza komiksami interesuje się grami retro, estetyką vintage.

Exit mobile version