Site icon KOSTNICA – POZORNIE MARTWA STREFA || Kostnica.Com.PL

WYWIAD Z DOMINIKIEM SOKOŁOWSKIM

Drodzy Państwo,
Jakiś czas temu miałem okazję czytać debiutancką powieść Dominika Sokołowskiego Kwiat paproci, która ukazała się z końcem lipca nakładem Domu Wydawniczego Rebis. Szczęśliwym trafem, niedługo po tym, zawędrowałem na drugi koniec Polski i znalazłem się w Gdańsku. Tam udało mi się spotkać z autorem tej intrygującej powieści.

***

Krzysztof Chmielewski: 35 lat i pierwsza książka na koncie. Jakie to uczucie?

Dominik Sokołowski: Bardzo fajne, zawsze jest miło, kiedy człowiek ma świadomość, że przeczyta to kilka osób więcej niż mama, tata i najbliżsi przyjaciele.

K.Ch. No właśnie, To budujące. Nie jest to późny wiek na publikacje? To głupie pytanie ale wielu debiutuje wieku dwadzieścia pare…

D.S.: Tak mi się życie potoczyło. Wcześniej poświęcałem czas na gry RPG. Później się to zmieniło. Przyszła praca, założyłem rodzinę, ale świat wykreowany na potrzeby tych rpg-ów i niezrealizowane pomysły gdzieś tam z boku pozostały. Zwyczajnie musiałem dojrzeć do tego, żeby to napisać. Przez jakiś czas to we mnie tak siedziało i w końcu postanowiłem spróbować przelać to na papier.

K. Ch.: No właśnie. Jak długo to wszystko trwało, jak długo książka powstawała. Rzecz Jasna pierwszy tom.

D.S.: Pierwszy tom powstawał mniej więcej przez rok.

K.Ch.: Długo czy krótko według Ciebie?
D.S.: Myślę, że biorąc pod uwagę dzielenie obowiązków z moją regularną pracą, z której się utrzymuję na co dzień, oraz dwoje małych dzieci, to nie jest to zły czas. Ale chyba nie o to tutaj chodzi, jak długo książka powstawała. Tylko to, czy jest dobra.

K.Ch.: Mnie osobiście, książka się bardzo podoba. I szczęśliwym zbiegiem okoliczności, właśnie jestem „na wakacjach”. To inne pytanie w takim razie. Chyba najbardziej podstawowe, ale i najtrudniejsze. Skąd w ogóle pomysł, by książkę napisać? To jednak dość dojrzała decyzja.

D.S.: Tak jak już wspomniałem, miałem już wykreowane całe uniwersum. Z różnych przyczyn go nie eksploatowałem w „wersji rpg-owej”, pojawiło się jeszcze kilka pomysłów i szkoda mi to było odłożyć do lamusa, by przepadło bez wieści… Były pomysły, była jeszcze chęć i tak się zbierałem, zbierałem… nawet nie wiedziałem, że to będzie powieść, a już tym bardziej trylogia… Po prostu, jak zacząłem pisać, fabuła się rozrosła… Nie wiem, może to jest jakaś moja megalomania, że lubię duże projekty. Nie chciałem się rozbijać na jakąś drobnicę. Napisałbym jedno, drugie, trzecie opowiadanie i może nic by z tego nie było. Spróbowałem z powieścią.

K. Ch.: A pro po opowiadań, coś się wcześniej ukazywało? Czy też to debiut „absolutny”?

D.S.: Absolutnie pierwsza publikacja, nie licząc tych zupełnie nieliterackich, okołonaukowych.

K.Ch.: Pytam o to dlatego, że większość osób właśnie od tego zaczyna. Pilipiuk zaczynał opowiadaniami w „Feniksie”, a dopiero potem pojawił się zbiór tekstów i powieść. W Twoim przypadku od razu ukazuje się powieść. Mało tego, liczy sobie czterysta stron. Jak długo szukałeś wydawcy?

D.S.: Wydawcy szukałem też przez rok czasu. Oczywiście Rebis nie jest pierwszą oficyną, do której się zgłosiłem. Nie ukrywam, że wiele mi odmówiło, natomiast Rebis zgodził się i jestem im bardzo wdzięczny. Dali mi wielką szansę.

K. Ch.: Oni też na tym zyskają. Ale chciałem zapytać o coś innego. Kiedy szliśmy do kawiarenki, w której teraz siedzimy, wspomniałeś, że znajdujesz się w sytuacji wyjątkowej. Po pierwsze dla tego, że Rebis od jakiegoś czasu nieczęsto wydawał naszych rodzimych autorów, a po drugie – debiutantów. Szczególnie z tej gałęzi literatury.

D.S.: Też byłem zaskoczony. To właściwie pytanie do nich, ale myślę, że to jest spora rekomendacja dla tej książki. Rebis jest poważnym wydawnictwem, wydają klasykę fantastyki i s-f, więc pojawić się takim doborowym towarzystwie to… dali mi jaki handicap na starcie. Zaufali mi, ale czytali Kwiat Paproci wcześniej, więc chyba wiedzą co robią.

K. Ch.: No i z tym się będzie wiązało kolejne pytanie do Ciebie. Kiedy zaczynałem lekturę… miałem spore obawy. Z debiutantami jest tak, że nigdy nie wiadomo czego się można po nich spodziewać. Gdy się czyta drugą, czy trzecią powieść jakiegoś autora, teoretycznie znamy przynajmniej część zawartości książki. Choćby w sferze językowej.

To co u Ciebie uderza, to ogromna liczba nazw własnych – imion, terminów topograficznych, tytułów arystokratycznych, urzędów… I to nie tylko polskojęzycznych prawda?

D.S.: Ten świat jest w dużej mierze wzorowany na Cesarstwie Bizantyjskim, czyli średniowiecznym państwie Greków, które było, w pewnym sensie, kontynuatorem Cesarstwa Rzymskiego na wschodzie…

K.Ch.: Te nazwy brzmią w taki sposób, że polscy komentatorzy sportowi dostali by szału….

D.S.: Ale brzmią dosyć oryginalnie dzięki temu. Ten motyw nie jest też do końca wyeksploatowany w naszej literaturze.

K.Ch.: Brzmią ciekawie ale to jest jedna rzecz, którą bym podał jako zarzut wobec tej powieści. Przynajmniej mnie one trochę dezorientowały.

D.S.: Przydałby się słowniczek.
K.Ch.: To przy drugim wydaniu. Jest też druga strona medalu. Nieco bardziej pozytywna, bo tych nazw jest tyle, że gdybyś sam się w nich zaplątał, nie sądzę, by wielu zauważyło błąd. To oczywiście żart.

D.S.: Ja z kolei zapewniam, że w fabule się nie pomyliłem, wszystko tam ma swoje miejsce, fabuła jest przemyślana, co nie znaczy, że wszystkim musi się podobać. Ale nie ma tam nielogiczności, zdarzeń deus ex machina, a jeśli są, to absolutnie konieczne. Staram się takich zabiegów nie nadużywać.

K. Ch.: To się chwali. Są tam nie tylko postaci wzorowane na realiach bizantyjskich. Na kartach Twej powieści najdziemy bohaterów żywcem wyjętych ze skandynawskich sag, wierzeń słowiańskich, nawet państwo o nazwie Laszkia. Sama mapka, dołączona do książki, dość mocno przypomina terytoria obecnej Europy.

D.S.: Tak, nie kryję się z tym, że świat jest europopodobny i klucz, którym odcyfrujemy postacie i lokalizacje jest dosyć czytelny. Uznałem, że to dobry pomysł, gdyż czytelnik łatwiej będzie mógł wejść w wykreowany przeze mnie świat. Są tu pewne klisze, odniesienia, które z marszu stają się czytelne i łatwiej przychodzi skupienie się na samej fabule. Nie trzeba wgryzać się w skomplikowane realia. Choć ta rozbudowana tytulatura, jak sam zauważyłeś, może nastręczać pewne problemy. To jednak tylko tytuły, czy ktoś nazywa się hrabia czy sewastos, to jest tylko kostium. Najważniejsza jest fabuła. Można przez to przebrnąć nie zwracając większej uwagi na tytuły jakimi opatrzone są poszczególne postaci.

K. CH.: Na to co się pojawia w tej książce, te wszystkie tytuły, nurty myślowe i wierzenia ogromny wpływ miała (i ma) twoja praca i wykształcenie.

D.S.: Tak, choć zawodowo jestem związany z historią najnowszą, do której nie ma w tej książce żadnych odniesień. Natomiast z wykształcenia jestem historykiem i pewne fascynacje, jeszcze z okresu studiów, mają tu swe odbicie.

K.Ch.: No właśnie. Pozwolę sobie zacytować opisy z drugiej i czwartej strony okładki: „Prywatnie zajmujesz się średniowieczem, bo uważasz, że to barwna, złożona i interesująca epoka”. Temu dajesz wyraz w swej powieści. Ale jest też masa książek na rynku, nawet polskim, które się do tego odnoszą. Ty stworzyłeś obraz bardzo interesujący. Myślisz, że stanowisz zagrożenie dla konkurencji?

D.S.: Nie myślałem o tym specjalnie. Oczywiście chciałbym znaleźć swoje miejsce na rynku, książka po to zostaje wydana, żeby ktoś ją kupił.

Co do średniowiecza… sporo jest powieści, które przyjmują średniowieczny kostium, pewien poziom techniczny, używane są tytuły, że jest jakiś król, feudalizm i tak dalej. Ale zachowania bohaterów są bardzo współczesne. Ci ludzie zachowują się jak bohaterowie dwudziestowieczni, którzy zostali przebrani w zbroje i piękne suknie. Natomiast moi bohaterowie, starałem się, oczywiście bez przesady, by było to zrozumiałe dla czytelnika, żeby jednak mieli w sobie coś z ducha tej epoki. Dlatego bardzo ważna w ich życiu jest religia, kościół jest tu bardzo wpływową instytucją. I nie chodzi o to czy jest dobry czy zły. Zwyczajnie w średniowieczu tak było. Życie duchowe, świat niematerialny, był dla nich bardzo ważny i starałem się, żeby w mojej książce w jakiś stopniu się to pojawiło. Nie oznacza to, że nie było tam zwykłej, cynicznej walki o władzę, posługiwania się religią w niechlubnym celu.

K. Ch.: Pojawiają się też postaci zaczerpnięte z literatury. Jest tam pewna pani, która psim zaprzęgiem porusza się po Vindlandii, prawda?

D.S.: Chodzi o Królową Śniegu, tak. Jest w tym wypadku taki mix wierzeń skandynawskich z baśnią Andersena. To taki mały wtręt. Pasowała mi ta postać do sytuacji. Nazwijmy to grą konwencją.

K. Ch.: U jej boku pojawia się postać z wyżej wspomnianych wierzeń, choć bardziej chyba kojarzona z kart polskiej literatury, w której się zadomowiła na dobre. Pewien złośliwy, panoszący się wszędzie, upierdliwy bóg. I to kolejna rzecz, ale już chyba ostatnia, która mi przeszkadzała w lekturze. Nie lubię tego faceta. Na szczęście szybko zszedł ze sceny.

D.S.: Chodzi zapewne o Lokiego…

K.Ch. Tak.

D.S.: Też był mi potrzebny fabularnie. Mogłem zmienić jego imię ale i tak każdy by wiedział, że to on. Będzie się jeszcze pojawiał, ale tylko epizodycznie

K. CH.: To dobrze, bo w Kwiecie paproci, szybko znika, ku mojej uciesze. A swoją drogą – tytuł bardzo wymowny. Tak jak i kolejne dwa, które są w przygotowaniu. Wyjaśnienie pojawia się dopiero na samym końcu…

D.S.: W całej trylogii tak będzie. To zawsze będzie miało związek z akcją danego tomu, choć nie do końca jest to oczywiste od pierwszych stron… W drugim tomie, noszącym tytuł Adamantowy miecz, wyjaśni się to o wiele szybciej, choć cała sprawa rozwiąże się też w końcówce…

K.Ch.: Ta broń jest już wspomniana w Kwiecie paproci, kiedy to jeden z głównych bohaterów napotyka na wzmiankę o niej. I to ona ma mieć decydujące znaczenie w jego historii i problemie jaki ma rozwiązać. A co z trzecią częścią?

D.S.: Trzecią część, dopiero piszę.

K.Ch.: A druga jest już w czytaniu…

D.S.: Tak, druga jest już u wydawcy. Natomiast trzecią w tej chwili piszę. Żadnych szczegółów na razie nie chcę zdradzać.

K.Ch.: Czy kolejne części będą, objętościowo, podobne do Kwiatu…?

D.S.: Raczej tak, zbliżone, może nieco cieńsze.

K.Ch. Kiedy powstawał Kwiat paproci, powiedz, ile osób miało wpływ na jego ostateczny kształt? Co było zmieniane, ile osób to czytało, ilu było nieformalnych recenzentów zanim to trafiło do wydawnictw?

D.S.: Z branży nie miałem w sumie nikogo. Natomiast czytał to mój bliski kolega, który jest wielkim fanem fantasy, no i w jakimś stopniu był takim moim beta-czytelnikiem, którego uwagi, niektóre, uwzględniałem. Tutaj należą mu się podziękowania. Natomiast jeden z polskich pisarzy miał okazję czytać pierwszych kilka rozdziałów i podniósł mnie na duchu, ponieważ powiedział, że to już poziom druku…

K.Ch.: Któż to taki?

D.S.: Tego nie mogę zdradzić.

K.Ch.: A ile razy Rebis wysyłał korektę? Bo ktoś musiał choć trochę w to ingerować.

D.S.: Tak, w końcu jest tam redaktor… Ale to były raczej propozycje i ja zawsze mogłem się na nie zgodzić lub nie. W fabułę nie ingerowali w ogóle. Jak to u debiutanta – były pewne poprawki stylistyczne. To nie tak, że ja wysłałem pomysł, a jakiś ghostwriter napisał książkę. To moja powieść i nie było tu dramatycznych ingerencji.

K.Ch.: To dobrze, bo kilku moich znajomych musiało, pod naciskiem wydawcy, zmieniać np. tytuły swych powieści. Rozumiem, że i tu nikt nie robił problemów?

D.S.: Tak, jedynie tytuł cyklu ustaliliśmy wspólnie, bo ja proponowałem Chronografie Arkadyjskie, by trzymać się konwencji. Oni jednak uznali, że to może się czytelnikom kojarzyć przede wszystkim z zegarkiem (uśmiech). A znaczyło to samo, tylko, że po grecku.

K.Ch.: A kto tworzył grafikę do książki?

D.S.: Tytus Mikołajczak, mój kolega ze studiów, które był też tym beta-czytelnikiem. Okładka jest tylko pozyskana przez wydawnictwo,

K. Ch. A na niej też postać, której imię można uznać za inspirowane jedną z klasycznych powieści fantasy. Tak jak i innych postaci w książce, o czym mówiliśmy.

D.S.: Jeśli tak jest, to często są to inspiracje nieświadome. To jest dla mnie bardzo ciekawe jako autora, że recenzenci i czytelnicy, znajdują tam odniesienia do rzeczy czy postaci, których ja jestem kompletnie nieświadomy i nigdy by mi to do głowy nie przyszło. Popkultura jest już tym tak nasiąknięta…

K.Ch.: Jest jeszcze jedno pytanie, bardzo ważne, a nie zostało jeszcze zadane. O czym jest Kwiat paproci?

D.S.: O…

K. Ch.: Trudne pytanie… w brew pozorom.

D.S.: Tak, trochę… A odpowiedzieć na to trzeba kilkoma hasłami. W pewnym sensie jest to powieść drogi. Bohaterowie w jej trakcie zmieniają się wewnętrznie. Kulminacja nastąpi dopiero w trzecim tomie. To też powieść o walce o władzę, o zemście, dorastaniu i utracie złudzeń młodości. I pojawi się też wątek trudnej miłości…

K. Ch.: To będziemy na to czekać, choć mam nadzieję, że ten ostatni nie przysłoni nam reszty fabuły, bo to niebezpieczna rzecz. I jeszcze jedna rzecz, jak już o tym zaczęliśmy… Jakiemu czytelnikowi jest ta książka dedykowana…

D.S.: Myślę, że dla każdego kto lubi tego typu literaturę. Ale też dla tych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z fantasy. U tych doświadczonych, ze względu na skojarzenia, może wystąpić lekkie wrażenie niedosytu, choć mam nadzieję, że udało mi się to wszystko poskładać w dość znośną całość. Z drugiej strony, dzisiaj modne jest rozbieranie lektury na czynniki pierwsze, więc może moje obawy są bezpodstawne. Zresztą, autor chyba nie powinien się zajmować interpretacją własnego dzieła. Poza tym, Kwiat paproci nie jest znów czymś takim, by bawić się w takie rzeczy. Niech każdy go odbiera na swój sposób.

K.Ch.: Dziś strasznie ciężko jest wydać książkę, nawet dobrą, w dużej oficynie. Masz jakieś rady dla tych, którzy mają zamiar próbować, a może są już po pierwszych nieudanych próbach zaistnienia na rynku?

D.S.: Wydaje mi się, że należy po prostu próbować. Do skutku. Wysyłać przede wszystkim do dużych wydawnictw. Być może mniejsze oficyny wydawnicze są bardziej otwarte na debiuty, ale też nie mogą zagwarantować dużej promocji. Mnie się akurat udało z dużym wydawnictwem.

K.Ch: I tego im też życzymy. Dziękuję serdecznie!

Wywiad przeprowadzony w Gdańsku dnia 8.08.2012 roku
Krzysztof Chmielewski

Exit mobile version