JOYLAND
- Stephen King
Pasjonująca opowieść o miłości i stracie, o dorastaniu i
starzeniu się – i o tych, którym nie dane jest doświadczyć
ani jednego, ani drugiego, bo śmierć zabiera ich
przedwcześnie.
Justyna Sobolewska, „Polityka”
Najstraszniej jest w wesołym miasteczku – tę prawidłowość
potwierdza najnowsza powieść Stephena Kinga. Lata 70.
Student z Nowej Anglii znajduje wakacyjną pracę w lunaparku
na Południu USA. Ma dwa cele – zapomnieć o dziewczynie,
która nie traktuje go zbyt dobrze, i stracić dziewictwo. Ale
paradując w kostiumie psa,, odkrywa w sobie nieprzeciętny
talent do zabawiania dzieci. A także żyłkę detektywa, bo
okazuje się, że zabójstwo młodej dziewczyny, do którego
doszło w pałacu strachów, nie było jednorazowym wyskokiem
psychopatycznego mordercy. King raz jeszcze zręcznie
wymieszał swe ulubione składniki – sentymentalną wycieczkę w
przeszłość Ameryki, zamiłowanie do popkultury, suspens i
poczucie humoru.
Juliusz Kurkiewicz „Gazeta Wyborcza”
Znakomita, złożona psychologicznie powieść. Stephen King
jest tak powszechnie uznawany za mistrza grozy i horroru, że
zapomina się, że jego największym darem jest zmysł
opisywania codzienności.
„New York Times Book Review”
King napisał powieść tyleż wzruszającą, co po prostu
niesamowitą… To jedna z najbardziej świeżych i
przerażających książek w jego dorobku.
„Entertainment Weekly”
Imponujący majstersztyk, subtelne studium charakteru, od
którego nie sposób się oderwać.
„Playboy”
Stephen King jest jak zwykle znakomity.
„Time”
King daje czytelnikowi odczuć tęsknotę i żal zrodzone z
tragedii, i wprawnie oddaje życzliwość i małostkowość, które
często cechują małomiasteczkową rzeczywistość.
„Wall Street Journal”
King jest mistrzem konstruowania opowieści i oddawania ducha
opisywanych miejsc.
„USA Today”
RECENZJA 1
„Kiedy
mowa jest o przeszłości, każdy pisze fikcję"
Czekałam na "Joyland" kilka miesięcy. Przeczytałam.
Jak myślicie? Warto było czekać?
Devin Jones to młody chłopak, który na czas wakacji
zatrudnia się jako pomocnik w parku rozrywki. Ta praca to
nie tylko szansa na zarobienie pieniędzy, ale także okazja
do odchorowania zawodu miłosnego, bowiem tuż przed wyjazdem
do pracy ukochana Devina, Wendy, go porzuca.
I co ma zrobić dwudziestojednoletni chłopak, by skleić
złamane serce?
Rzucić się w wir pracy. Wkładać futro. Oliwić wagoniki na
diabelskich młynach.
I odkryć pewną tajemnicę.
Czas spędzony w Joylandzie zmieni całe jego życie.
Górnolotnie, co? ;) Mości Państwo, zapomnijcie o wszystkim,
co wiecie na temat Stephena Kinga. Zapomnijcie o jego stylu,
grozie, napięciu. Joyland ani nie jest horrorem, ani nie
jest kryminałem. I nie myślcie też o tym, co mówią - że
Joyland został napisany na siłę, bo tego wymagał kontakt,
czy coś tam jeszcze. To nie jest ważne, wszak - to wciąż
stary, dobry Stephen, czyż nie?
Stephen King dał nam coś absolutnie nowego. Zabawił się
renomą swojego nazwiska by stworzyć coś zupełnie innego, niż
dotychczas. Powieść, zawierającą w sobie wątki
nadprzyrodzone, wątki kryminalne, ale przede wszystkim -
mocny wątek obyczajowo-romantyczny.
Joyland to opowieść o miłości, dojrzewaniu, przemijaniu i
próbie zrozumienia siebie. To historia zagubionego chłopaka,
który wżyje się w kolorowy, magiczny świat kuglarstwa,
zrozumie potęgę uczuć i właściwie spojrzy w twarz Śmierci.
Moim zdaniem wątek nadprzyrodzony był tu wyjątkowo, jak na
Kinga, nieudany, wręcz całkowicie niepotrzebny - nie wnosił
niczego do fabuły, nie wywoływał strachu, nie trzymał w
napięciu. Spokojnie można było tę historię poprowadzić nieco
inaczej, acz bardziej wiarygodnie. Miałam wrażenie, że
kwestia ducha, straszącego w lunaparku, to wątek wprowadzony
od niechcenia, tak bardzo, że chyba nie przekonał nawet
samego Kinga.
A poza tym? Stare, dobre gawędziarstwo. Małomiasteczkowość,
opracowana przez Mistrza Grozy do perfekcji, tutaj przyjmuje
dość egzotyczną, ale bardzo interesującą formę. Poznajemy
świat wesołego miasteczka zza kulis i jest to największa
potęga tej opowieści. Świetnie skonstruowani bohaterowie,
klaustrofobiczny klimat, opisy zjawisk tak celne, że czuje
się wiatr na twarzy.
Jestem bardzo zadowolona. Pomimo drobnej wady, jaką jest ten
nieszczęsny duch, książkę czyta się bardzo szybko i z
ogromną przyjemnością, co by nie powiedzieć - with JOY! To
relaks. Nie ma tu typowej dla Kinga grozy, jest zaś
nietypowa obyczajowość. Ciekawe doznanie po lekturze
kilkudziesięciu książek Mistrza. Można się naprawdę
rozsmakować w świecie, który większość ludzi zna tylko z
zewnątrz. Można pokibicować Devinowi w jego miłosnych
podbojach. Można odpocząć przy tej lekturze.
Jakie to niekingowskie! ;)
Polecam. Książka idealna na leniwe smażenie się w słońcu
przy lemoniadzie.
Paulina Król
RECENZJA 2
Stephen King niemal od 40 lat jest jednym z
najsłynniejszych, najbardziej poczytnych pisarzy. Doskonale
potrafi odnaleźć się w wielu literackich gatunkach m.in.
horror, fantasy, science-fiction, kryminał lub powieść
obyczajowa. Wiele jego dzieł zostało zekranizowanych i
odniosły znaczący sukces. „Joyland” to najnowsza książka
autora, która niedawno miała swoją premierę dzięki
wydawnictwu Prószyński i S-ka.
Akcja powieści rozgrywa się latem w 1973 roku w tytułowym,
amerykańskim parku rozrywki, gdzie poznajemy Devina Jonesa,
dwudziestojednoletniego studenta. Na okres wakacji chłopak
zatrudnia się w wesołym miasteczku. Nowa posada staje się
dla niego początkiem zaskakującej przygody. Nawiązuje
bliskie relacje z innymi pracownikami lunaparku, poznaje
nieuleczalnie chorego chłopca oraz odkrywa szokujące fakty
dotyczące pewnego morderstwa sprzed lat. Już wkrótce nasz
bohater przekona się, że czas spędzony w Joylandzie odciśnie
na jego umyśle prawdziwe piętno. Dlaczego? Zobaczcie sami.
Mam bardzo mieszane uczucia, co do tej książki. Liczyłam na
mocny, przerażający horror, zaś w rzeczywistości dostałam
porządną dawkę klasycznej obyczajówki. Nie czuje się przez
to jakoś szczególnie zawiedziona, ale mimo wszystko
wolałabym już na samym początku wiedzieć, że najnowsze
dzieło Stephena klasyfikuje się do nieco lżejszego gatunku.
Początkowo gdzieś tam przemyka się krótka wzmianka o
tajemniczych wizjach czy duchu zamordowanej dziewczyny,
który zamieszkuje tutejszy park rozrywki, lecz w dużej
mierze przez dwie trzecie książki czytamy o zawiłych
perypetiach młodego studenta o gołębim sercu. King kreuje go
jednak w iście mistrzowski sposób, że wszystko wokół
przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Devin posiada
magnetyczną siłę przyciągania. Jest nadzwyczaj naturalny i
zarazem niezwykły w tym, co robi. Wspólnie z nim przeżywamy
rozczarowanie pierwszą miłością, jesteśmy świadkami
mrożących krew w żyłach wydarzeniach oraz z pewną dumą
obserwujemy, jak z dnia na dzień ewoluuje jego sposób
postrzegania świata. To po prostu człowiek z krwi i kości, z
którym chciałoby się iść na piwo i pogadać od serca.
Tło obyczajowe wiedzie tutaj główny prym, jednakże miejscami
przebija się także delikatny wątek kryminalny i
nadprzyrodzony. Wprawdzie autor potraktował go zbyt po
macoszemu, ale mimo wszystko każda scena świetnie ze sobą
współgra w jedną, spójną całość. Gawędziarski styl narracji
jest typowym atrybutem twórczości Kinga. Na szczęście nie
spotkamy zbędnych opisów, czy nużących, długich dygresji.
Tym razem mamy do czynienia z krótką i niezwykle treściwą
historią, co uważam zdecydowanie na plus. Żywe i autentyczne
dialogi przeplatane swoistym żargonem kuglarzy
uatrakcyjniają fabułę i napędzają akcję, dzięki czemu
książkę czyta się z nieustanym zainteresowaniem. Jednym z
wielu atutów są bohaterowie, niezwykle barwni, wyraziści i
wiarygodni w swoim zachowaniu. Najbardziej do gustu
przypadło mi sensacyjne zakończenie pełne adrenaliny,
napięcia i grozy. Szkoda jednak, że dopiero na samej mecie
autor pokazał swoje słynne, mroczne oblicze.
Nie żałuje spotkania z „Joyland”. To bardzo wyjątkowa
powieść o dorastaniu, cierpieniu, chorobie, ludzkich
dylematach i poszukiwaniu swojego jestestwa. Polecam nie
tylko fanom Stephena Kinga, lecz wszystkim osobom bez
względu na czytelnicze preferencje. ,,Wejdź jeśli się
odważysz’’. Zapraszam.
Cyrysia
RECENZJA
3
Długo się zastanawiałem, jak to napisać,
żeby szanowne grono redakcyjne mnie nie pobiło. Wymyśliłem,
że najlepiej będzie, gdy napiszę wprost: jak do tej pory
nie przeczytałem żadnej książki Kinga... (Mastertona
też, jakby kto pytał) Tak jakoś mam, że wszystko o czym się
głośno i dużo krzyczy omijam szerokim łukiem. Autorów
również.
Biorąc się za „Joyland” liczyłem na to, że
ktoś mnie w końcu naprawdę przestraszy. Okazało się, że King
nie bardzo chce to zrobić... Jego najnowsza powieść ze
straszeniem ma niewiele wspólnego i choć przewija się w niej
duch zamordowanej dziewczyny, toczy się amatorskie śledztwo
i podzwaniają nuty romansu, to jest to po prostu
obyczajówka.
Największą zaletą książki jest wspomniana
przez redaktorkę „Polityki” (fragment recenzji na okładce)
warstwa realistyczna. Scenerie, jakie opisał King pobudzają
wyobraźnię, ale i wspomnienia z czasów, kiedy władzę – pilot
od telewizora – trzymali rodzice, a w niedzielne popołudnia
bez przerwy leciały hollywoodzkie produkcje. Stare dzieje,
ale czytając „Joyland” czułem się tak, jak bym oglądał
powstały jeszcze w minionym stuleciu film. Na nieco ponad
trzystu stronach główny bohater - Devin Jones - wspomina
lata swojej młodości i zarazem pokazuje życie, jakie toczyło
się wokół niego w owych czasach. Znaczna część czytelników
na pewno zachwyci się miejscem, w którym w dużej mierze
toczy się akcja, bo któż nie chciał by poznać parku rozrywki
od podszewki, pracować w miejscu, w którym dziecięce
marzenia trwają bez końca. Mi jednak najbardziej do gustu
przypadła tragiczna strona tej historii – ta opowiadająca o
problemach związanych z dojrzewaniem, konfrontacji z twardą
rzeczywistością, a najbardziej historia matki, której nie
pozostało nic poza czekaniem na śmierć własnego dziecka.
Autor świetnie przedstawił relacje międzyludzkie, a
bohaterowie wydają się być tak realni, jakby podglądał ich,
poznawał i opisywał każdy krok i to jeszcze na długo przed
rozpoczęciem tworzenia książki.
Wątki nadprzyrodzony i kryminalny owszem
występują, ale pierwszy wydaje się być potrzebnym jedynie do
przytrzymania bohatera w danym miejscu i umożliwienia
takiego, a nie innego ciągu wydarzeń; a drugi ubarwia
historię, dzięki czemu nie jest monotematyczna. Przewijają
się odpowiednio w trzecim i drugim planie i, jeśli traktować
je jako tło, to są jak najbardziej w porządku. Zawiedzeni
mogą być jednak miłośnicy straszenia w wykonaniu Kinga,
jeżeli na owo straszenie, jako motyw przewodni się
nastawili. Wątek romantyczny jest niczym innym, jak świetnym
dopełnieniem, ponieważ młodość chyba od zawsze idzie w parze
z miłością (wtedy rozumianą przez bardzo duże M) i
złamanym sercem.
Najnowszą powieść Kinga przeczytałem z
zapartym tchem i na długo pozostanie w mojej pamięci,
ponieważ „Joyland” to życie zamknięte w pigułce,
poruszający do głębi zapis jego przemijania. King oferuje
bilet do świata radości, ale sprzedając zabawę przypomina
również, że karuzela kiedyś wykona pełny obrót i trzeba
będzie wysiąść...
Marek Syndyka
RECENZJA 4
Niewielu jest autorów, którzy potrafią przeskakiwać z
gatunku na gatunek. Jeszcze węższe grono to pisarze, którzy
robią to w dobry sposób. Stephen King znajduje się właśnie w
tej grupie.
Joyland to opowieść o życiu, a raczej o przemijaniu - jej
głównym bohaterem jest Dev Jones, młody chłopak ze złamanym
sercem, który zatrudnia się sezonowo w parku rozrywki.
Poznaje tam nowych przyjaciół, zaznajamia się z życiem w
małym, nadmorskim miasteczku, wchodzi w dorosłość. Gdzieś w
tle majaczy motyw kryminalno-paranormalny, ale o tym za
chwilę ;)
Jak nietrudno się domyśleć, Joyland jest co najmniej
powieścią obyczajową. Dlaczego conajmniej? Klasyfikacja
książki jest w tym przypadku trudna, bo jest kilka wątków
głównych. Ja osobiście obstawiam na dramat, i pod takim
właśnie kątem była spisana ta recenzja.
Sama historia jest opowiedziana w sposób interesujący.
Joyland czyta się przyjemnie, bo typowa dla Kinga paplanina
nie wychodzi na pierwszy plan, lecz stoi gdzieś w szeregu,
co jakiś czas odzywając się i pomrukując cicho, ale ani razu
z niego nie występując. Lubię to czcze gadanie, ale w
przypadku tej powieści byłoby to niewskazane - cieszę się
więc, że King sobie to odpuścił.
Niektórzy patrzą na Joyland jak na kryminał, ale ja
absolutnie się z tym nie zgodzę. Kryminałem jest on przez
piętnaście-dwadzieścia ostatnich stron. Wspomniany już
przeze mnie motyw morderstwa jest gdzieś z tyłu, od czasu do
czasu dając o sobie znać, ale moment kulminacyjny osiąga pod
koniec książki, lekko zaskakując czytelnika. Zdecydowana
większość treści to czysty obyczaj z domieszką dramatu i
odrobiną kryminału, przyprawiony szczyptą horroru.
Do niedawna uważałem, że ciężko jest zidentyfikować wątek
główny, ale teraz wiem, który to jegomość. Nie będę wam tego
zdradzał, ale powinniście się domyślić, widząc, że książka
ta nie jest kryminałem - morderstwo tak naprawdę jest
zepchnięte na dalszy plan.
Joyland wzrusza. Może nie na tyle, aby ryczeć samotnie w
swoim pokoju (dla ścisłości - nigdy tego nie robiłem ;), ale
każe człowiekowi zastanowić się nad tym, co jest naprawdę
ważne. Jakie wartości się liczą, a jakie nie. W jakim
kierunku należy iść, a które ścieżki omijać z daleka.
Gdybym miał ocenić tegoroczny twór Kinga jak kryminał,
dostałby 4, może 5 na dziesięć. Jeśli jednak weźmiemy pod
uwagę wszelkie inne treści, to nie możemy ocenić go inaczej
niż dramat. Joyland otrzymuje ode mnie 8/10, z wytknięciem
niektórych dłużyzn. Polecam każdemu, nie tylko fanom Kinga!
JR |
CZYTAJ FRAGMENT
Tytuł oryginału: Joyland
Data wydania: 06.06.2013
Format: 142mm x 202mm
Liczba stron: 336
Cena: 35,90 zł
Oprawa: miękka
Tłumaczenie: Tomasz Wilusz
|
|