Barbie / DVD
|PLASTIC FANTASTIC
Zrobić film fabularny na podstawie zabawki dla dzieci? Czemu nie. Można coś z tego wycisnąć, pokazać, że to jednak nie tylko odcinanie kuponików od znanej marki i tym podobne. No i to właśnie udało się Grecie Gerwig, która z „Barbie” uczyniła kawał dobrego kina, mogącego sprawdzić się dobrze zarówno jako kolorowa komedia stricte rozrywkowa, jak i coś z pewnym przesłaniem.
Barbieland to bajkowa kraina, kolorowa, kiczowata, gdzie nikt nie ma trosk i zmartwień, a lalki Barbie to kobiety sukcesu. Są jeszcze Kenowie, ale Kenami nikt się nie przejmuje – ot taki dodatek do ich ładniejszych połówek, leniący się, rozrywkowy, pusty. W skrócie, wszystko ładnie, pięknie i… I nagle coś się zmienia, coś zaczyna się dziać, Barbie zaczyna przezywać kryzys egzystencjalny i będzie chciała coś na to zaradzić, ale nie ma jeszcze pojęcia dokąd zawiedzie ją ta przygoda…
Greta Gerwig, aktorka („Biały szum”, „Jackie”), scenarzystka i reżyserka (doskonała „Lady Bird”, „Małe kobietki” i jej mąż Noah Baumbach („Fantastyczny pan lis”, „Biały szum”) wzięli się i zrobili kolejny dobry film w ich karierze. Lubię ich kino, cenię sobie, jest w podejściu tej dwójki – czy robią coś razem, czy oddzielnie – co do mnie przemawia. Więc na „Barbie” liczyłem, czekałem i się nie zawiodłem.
Czy jest to kino wielkie? Nie, ale jednak dobre. Przestylizowane, przekoloryzowane, przegięte, ale o to chodziło. Specyficzna rzecz, nie dla każdego, różowe „Toy Story” dla dorosłych, na dodatek z feministycznym zacięciem… Ale jak pisałem, można to odbierać tak, a można po prostu usiąść i obejrzeć fajnie zrealizowaną komedię, gdzie króluje kolorowa przesada. Wizualnie miałem wrażenie, jakbym znów cofnął się w czasie i oglądał po raz pierwszy „Grinch: Świąt nie będzie” Rona Howarda. Rzecz niby kolorową, niby stawiającą na otoczkę i jak najlepsze, najwierniejsze oddanie pierwowzoru, a jednak mające w sobie coś ponad.
I tu doceniam to, jak to zrealizowano, jak to wygląda i jak wszystko plastikowe i kiczowate się wydaje. A zarazem ile w tym klimatu być potrafi. No i nie sposób nie docenić tu aktorstwa. Margot Robbie i Ryan Gosling to klasa sama w sobie, nie zawodzą – choć Gosling w ostatnich latach ma dość stonowane te role i jakoś tak mało ma okazji do pokazania, co potrafi, a potrafi wiele i w „Barbie” można go było nieco lepiej wykorzystać (choć doceniam i to bardzo to, jak wciela się w Kena i tę jego mimikę). Jest też kilka twarzy na dalszym planie, które zwyczajnie lubię, jak Michael Cera czy Kate McKinnon, a każda z nich dobrze do tej produkcji dobrana.
Więc… No plastic fantastic. Ciekawe kino, dobrze zagrane i mające w sobie coś więcej. Może nie arcydzieło, może „Oppenheimer”, z którym „Barbie” walczyła w box office, jednak artystycznie wygrywa, ale jednak poznać absolutnie warto.
Michał Lipka