Chłopcy, których kochano za mocno – Kazimierz Kyrcz Jr.
|SWOJSKI KUBA ROZPRUWACZ
Twórczość Kazimierza Kyrcza Jr. lubię od lat. Nie uwielbiam, nie zachwycam się nią, ale lubię, chociaż jeśli miałbym wybierać, powiedziałbym że lepiej wychodzą mu horrory, niż thrillery. Co się jednak dziwić, skoro dreszczowce to gatunek, o którym zbyt wiele dobrego nie da się powiedzieć. A co można powiedzieć o „Chłopcach, których kochano za mocno”? Przede wszystkim, że to niezła lektura, mało oryginalna i nie wybitnie napisana, ale niezła i nie nudząca.
Fabuła opowiada o seryjnym mordercy prostytutek, którego okrzyknięto mianem Kuby Szpikulca. Kto nim jest? Dlaczego to robi? I czy jest to tylko jeden człowiek? Bo równie dobrze może zabijać ta sama osoba, jak i jakiś naśladowca, a wtedy problem skomplikuje się jeszcze bardziej…
I tu na scenę wkracza policja. Policja, która ma własne problemy i musi posuwać się do robienia rzeczy, których funkcjonariuszom robić nie wypada. Co więcej bywa też całkiem blisko z tymi, z którymi blisko być nie powinna. Czy taka zbieranina ma w ogóle szansę rozwikłać zagadkę, z którą przyszło im się zmierzyć?
Twórczość Kazimierza Kyrcza Jr. poznałem lata temu w czasach, kiedy zaczytywałem się pismami poświęconymi fantastyce: „Magazyn Fantastyczny”, „Lśnienie”… Wybijał się na tle większości autorów wówczas tam publikowanych, ale kiedy po latach wróciłem do jego prozy, sięgając po powieść z gatunku thrillera, jaką były „Dziewczyny, które miał na myśli”, nie padłem na kolana. Dreszczowiec, jak dreszczowiec. Swojski, ale swojskich sporo czytałem i niejeden był lepiej napisany. Było jednak na tyle nieźle, że teraz postanowiłem dać szansę „Chłopcom, których kochano za mocno” i…
Jest nieźle, nie lepiej, ale nadal nieźle. Bywa mrocznie, bywa brutalnie, pewna doza szaleństwa też jest obecna – nie jest jednak to mocne. Nie szokuje, chyba że ktoś należy do wrażliwych czytelników, ale tacy raczej nie sięgną po tego typu lekturę. Nie zaskakuje też, a mordercę tak mocno inspirowanego Kubą Rozpruwaczem – kolejna w galerii niezliczonej ilości postaci tego typu – można było sobie darować. Zresztą jeśli chodzi o postacie, są skrojone dość prosto i bez większej głębi, ale powieść i tak czyta się przyjemnie.
Na plus należy zliczyć tu humor. Kolejnym plusem jest swojskość właśnie i pewne szaleństwo. Kyrcz stara się mieszać tropy, zaskakiwać – z różnym skutkiem, ale i tak należy mu to docenić. Poza tym nieźle wypad prezentacja polskiej policji od jej brudnej strony (autor sam jest oficerem, więc wie o czym pisze). Nie zmieniło to mojego spojrzenia na funkcjonariuszy, niemniej przyjemnie czytało się o bohaterach, którzy nie są wcale lepsi od tych, na których polują. I nieźle wypada też sam styl. Prosty, niewymagający i pozbawiony ambicji do smakowania słów, do bawienia się połączeniami między nimi i tym podobnych rzeczy, ale też i nie rażący. W skrócie: niezły polski thriller. Nie wybitny, ale i nie rozczarowujący. Coś w sam raz na nudne, ponure popołudnia, jeśli chcecie osadzonego w nadwiślańskich realiach dreszczowca.
Michał Lipka