Disco Elysium: The Final Cut (PC)
|DISCO IN INFERNO?
Ograłem w końcu „Disco Elysium”. I chciałem swego czasu w to zagrać, bo RPG, a RPG-i lubię, i bo oceny zachęcały. No ale z drugiej strony ten przegadany gameplay jakoś tak odpychał. Bo jak czytać, to ja jednak książki, komiksy, od gier oczekuję czegoś innego, nie chce mi się męczyć wzroku tekstem na ekranie, słuchać kolejnych tekstów, zamiast po prostu robić coś aktywnie to też nie moja bajka. Ale zagrałem. I okazało się, że to jest to. Świetna gra, z dobra fabułą, miksem różnych klimatów, estetyk i jakąś taką swojskością, choć nie Polacy przecież za nią odpowiadają.
Główny bohater budzi się na kacu. Nie pamięta, co robił, nie wie kim jest, szybko jednak zaczyna odkrywać, że najprawdopodobniej jest śledczym i musi rozwiązać sprawę morderstwa popełnionego tuż obok w hotelu, w którym się zatrzymał. Ma do pomocy partnera, ale śledztwo to nie jedyna zagadka, z jaką musi się mierzyć. Z jednej strony musi odkryć prawdę o sobie, co ostatnio robił, zrozumieć, jak działa ten świat i odnaleźć swoje w nim miejsce. A tu jeszcze jakieś poboczne śledztwa, jakieś zagadki, kolejni ludzie, mieszane tropy… A im dalej wchodzi w ten labirynt, tym mniej pewny jest wszystkiego – także otaczającej go rzeczywistości i tego, co właściwie jest realne…
Dziwna to gra. Ni to RPG, ni point’n’clickowa przygodówka. A jeszcze, jak jakaś visual novel czasami. Bo straszy takie połączenie, bywa specyficzne, ale wystarczy pograć trochę i wciąga, jak cholera. Nie sprawdziłoby się to, gdyby twórcy dobrze sobie fabularnej strony nie zaplanowali. Ale zaplanowali, zrobili coś, co ciekawe jest i jako patchworkowa układanka różnych kultur, filozofii, polityki i co tam przyjdzie Wam do głowy, i jako kryminał noir, a czasem i jako fantasy / horror / SF. Bohater nic z tego nie rozumie, tak jak i my, a ten drobny myk sprawia, że gra staje się nam jeszcze bliższa. A zarazem odległa, bo cała ta jej dziwność, która wylewa się z każdej strony – głosy, z którymi nasz bohater gada w głowie, przedmioty, z którymi się porozumiewa (a to pocieszy skrzynkę na listy, a to namówi drzwi by się otworzyły), kryptozoolodzy szukający mistycznych istot, coś straszące w kościele, coś kryjące się w kominie… Długo by wymieniać. A robić jest co, a całość wciąga.
I ładnie wygląda. Hak to izometryczne RPG-i, najlepiej na oddaleniu, ale ta malowana szata graficzna, jakoś mi tu pasuje. Bywa klimatycznie, zresztą muzyka robi tu też swoje, podobnie teksty, a całość potrafiła mnie i rozśmieszyć, i zdołować. I to też doceniam. Zresztą spoko się w to gra, rozgrywka prosta, ale z miłym kombinowaniem, bo trzeba zdobyć kasę na pokój – początkowo przynajmniej – coś tam zdobyć, coś odkryć. I co raz wczytywać od nowa zapis, bo wykonywanie niektórych opcji zależy w znacznej mierze od szczęścia (rzut kośćmi), więc żeby sobie niczego nie blokować, trzeba zapisywać i próbować do skutku. Rozwój postaci mamy, mamy znajdowane i kupowane ciuchy na zmianę, gadżety – no wszystko, jak to w RPG-u. i bardzo przyjemne to to.
Ale minusów trochę też jest. Bo w sumie mapa nie za duża – wejść da właściwie wszędzie, trzeba tylko odkryć, jak, więc zwiedzania sporo, ale ogólnie obszar mógłby być większy. Tekstu jest nadmiar, więc często zwyczajnie przewijałem opcje dialogowe, bez czytania, a wraz dało się grać bez trudu, można to zatem było ograniczyć bez strat. Można też było dopracować pewne drobiazgi, jak chociażby spędzanie czasu, bo czytanie książki czy spacerowanie to trochę za mało, by szybko zabić czas, kiedy okazuje się, że zostały ci na razie tylko zadania, które możesz zrealizować o konkretnej godzinie czy dopiero następnego dnia, a do pory snu jeszcze trochę zostało.
Ale jest świetnie i tak. O niebo lepiej, niż się spodziewałem, niż obawiałem. I od dawna nie miałem ochoty aż tylu godzin spędzić w grze.
Michał Lipka