Rój Hellstroma – Frank Herbert
|CO UKRYWA HELLSTROM?
Zmarły w 1986 roku Frank Herbert na zawsze pozostanie kojarzony przede wszystkim ze swojej „Diuny”. Reszta jego twórczości zeszła w cień tego opus magnum, ale niesłusznie. Pokazały to wyśmienite dwutomowe „Frank Herbert: Opowiadania zebrane”, a teraz robi to „Rój Hellstroma”, który pojawił się właśnie w serii „Wehikuł Czasu”. I nawet jeśli nie przepadacie za „Diuną”, powinniście poznać tę powieść, bo każdy, kto ceni dobrą, klasyczną fantastykę, znajdzie tu coś dla siebie.
Nils Hellstrom to człowiek, który w życiu znalazł swoje miejsce w państwie policyjnym, jakim stały się USA. Jest znanym ekologiem, entomologiem, wykładowcą i twórcą filmów dokumentalnych, a na dodatek ma całkiem spore znajomości w kręgach władzy. Nic więc dziwnego, że pozostaje pod obserwacją rządu. I właśnie w trakcie takiej obserwacji jego siedziby w Oregonie znika jeden z agentów. Na dodatek Tajna Agencja wchodzi w posiadanie dokumentów sugerujących, że Hellstrom pracuje nad tajną bronią. Zbadać sprawę ma kolejny zespół, który szybko odkrywa kolejne niepokojące fakty, które mogą zagrozić władzy…
Przyznam się bez bicia – nie jestem fanem Herberta. A właściwie nie tyle Herberta, co jego „Diuny”. Być może jest w tym pewna wina filmu Davida Lyncha, który widziałem najpierw, a który mnie rozczarował, a może opus magnum tego autora nie trafia w mój gust klimatem, trudno mi jednak zachwycić się tym dziełem. Ale urzekły mnie jego opowiadania. I muszę przyznać, że również „Rój Hellstroma” trafia w mój gust. Choćby dlatego, że jego powiesić, chociaż zrodzona pod koniec lat 70. XX wieku z inspiracji filmem dokumentalnym „Kroniki Hellstroma”, pozostaje aktualna i robi spore wrażenie.
Tu po raz kolejny okazuje się, że tworzący od lat 40. do 80. XX wieku Herbert ma wiele wspólnego z innym popularnym wówczas autorem SF, Philipem K. Dickiem. Nie jest jednak tak paranoiczny jak on, a jego utwory wydają się być nieco cięższe, ale widać w nich podobne lęki i obawy. Te zresztą obaj współdzielą z innymi gigantami, jak choćby Kafka czy Orwell, przekuwając je jednak w coś bardziej rozrywkowego. I taki właśnie jest „Rój”. To powieść rozrywkowa, ale zaangażowana, ani za ciężka, ani za lekka, mająca swój klimat, urok i charakter i – co najważniejsze – coś do powiedzenia.
Podsumowując: warto. Jeśli kochacie klasykę fantastyki, to kolejny tom „Wehikułu Czasu”, który powinniście poznać. Jak zresztą całą tę serię. A dla fanów Herberta to po prostu kolejne musisz to znać i mieć.
Michał Lipka