Spotkanie z Ramą – Arthur C. Clarke
|LUDZKOŚĆ JEST (NIE) GOTOWA
I kolejny Arthur C. Clarke wznowiony. I znów zachwyty z mojej strony, bo świetne to dzieło. Jedno z tych, które zaczynasz czytać i wpadasz, choć niby to nic takiego, niby proste, niby… No Clarke potrafił i chociaż sam tytuł brzmi dla mnie bardziej odpychająco, niż zachęcająco – bo jednak hinduizm to totalnie nie moja bajka i nudzi mnie, a z tym z miejsca się kojarzy „Rama” – środek sprawił, że znów byłem zachwycony.
Zdarzyło się to w 1908 roku i w 1947 stało się znowu. Mowa o upadkach meteorytów. Ludzkość miała szczęście, bo wtedy było jej jeszcze mało, nasza planeta miała wiele punktów niezamieszkanych, ale 11 września 2077 roku ludzie są już wszędzie, jest ich za dużo, więc kiedy kolejne ciało niebieskie dociera do naszego świata…
Po tym wstrząsie ludzkość jednoczy się, jak nigdy dotąd i poprzysięga, że więcej się to nie powtórzy. Więc, kiedy w roku 2131 w kosmosie pojawia się nowy obiekt, wszyscy wydają się być gotowi, śledzą takie ciała niebieskie od dawna. Tym razem jednak coś jest inaczej. Obiekt nazwany Ramą ma zbyt regularny kształt i za duży rozmiar, by nie wzbudzić niepokoju. Załoga rusza więc by zbadać Ramę i sprawdzić, co można zrobić, by nie doszło do katastrofy. Co jednak odkryją? I czy zdołają cokolwiek zmienić?
Fajnie brzmi? Wiadomo, że fajnie. I fajnie jest, kiedy się to czyta. Świetnie jest. Clarke wie, jak ciekawić i intrygować, wie, jak poprowadzić akcję i jak budować klimat. Przede wszystkim zaś wie, że w fantastyce trzeba wznieść się ponad wizje i pomysły i zawrzeć coś więcej – przesłanie, przemyślania, analizę. I to wszystko tu jest, świetnie wykonane, zbalansowane i robiące wrażenie. No klasyka, co tu dużo mówić, taka właśnie najczęściej jest.
„Spotkanie z Ramą” to zatem i świetne SF, gdzie mamy zagrożenia, przygody i intrygujące wizje, i skłaniające do myślenia dzieło z ambicjami. I na każdym polu tak samo spełnione. Dobrze nakreśleni bohaterowie dopełniają tego wszystkiego, a kropką nad „i” staje się świetne pisarstwo Clarke’a – niby proste, pisałem już o tym i tu, i przy wcześniejszych dziełach – więc nie okaże się za ciężkie dla tych, którzy od książki oczekują przede wszystkim rozrywki, ale treściwe, krwiste i potrafiące oddać wszystko bez zbędnego gadania i wodolejstwa.
Nikogo więc nie zdziwi, że autor za powieść zgarnął całą masę nagród: nie tylko Nebulę, Hugo i Locusa, ale i British Science Fiction Association Award, Seiun, Jupiter i John W. Campbell Memorial Award. A to też wyznacznik jakości, tym bardziej, że te wyróżnienia cieszą się konkretną wielką renomą. Więc warto. Jak każde dzieło Clarke’a – nawet w ciemno.
Michał Lipka