The X-Files: Complete Season 11 – Joe Harris, Matthew Dow Smith
|OSTATECZNA ROZGRYWKA
Niniejszy tom to zbiór ośmiu zeszytów, które złożyły się na komiksową wersję jedenastego sezonu serialu „Z archiwum X”. Jedenastego i ostatniego. Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że to adaptacja produkcji telewizyjnej. „The X-Files: Complete Season 11” powstał w czasach, kiedy ta była jedynie pieśnią przyszłości i miał (razem z komiksowym sezonem 10) dokończyć losy bohaterów. I robi to w sposób konsekwentny i pod wieloma względami lepszy od tego, co potem widzieliśmy na ekranach naszych telewizorów.
Fabuła tomu składa się z kilku krótkich opowieści, stanowiących tak naprawdę jedną długą historię mitologiczną. Po manipulacjach Gibsona, który stał za wszystkimi wydarzeniami, Mulder musiał uciekać przed wymiarem sprawiedliwości. Teraz działa z pewną grupą, chcąc odzyskać rozbitego satelitę. Wszystko wskazuje bowiem na to, że ten został zestrzelony przez coś z kosmosu.
Tymczasem Scully zmaga się zarówno z kolejnymi przesłuchaniami w sprawie swojego byłego już partnera, jak i pracą. Wkrótce losy obojga przetną się w ostatecznym starciu, gdy Gibson zacznie przygotowania do inwazji kosmitów. Jakie są jednak jego plany? I co z tego wszystkiego ostatecznie wyniknie?
Serialowy sezon 11 „Z archiwum X” miał zakończyć produkcję, a jednocześnie zostawić wiele otwartych furtek. Po finale widzowie nie wiedzieli już kto przeżył, a kto zginął, dlaczego William tak naprawdę był aż tak ważny zarówno dla planów Palacza, jak i Nowego Syndykatu (tropy, które dostaliśmy nie miały większego sensu), a cały spisek z kosmitami i związane z tym kwestie znów zaczęły rozchodzić się w szwach. Komiksowy sezon 11 jest inny. Też nie odpowiada na wszystkie pytania (wątek Williama jest tu nieobecny), ale za to finał jest tu bardziej konsekwentny i można rzec ostateczny.
Ale przez pierwszą połowę tomu wieje nudą. Nie ma tu miejsca na odcinki typu monster-of-the-week, więc fabuła pędzi w kierunku wielkiego finału, ale jest bez sensu przegadana i w zasadzie całe to wprowadzenie niewiele wnosi. Scenarzysta wraca tu do wątku kanibali z czwartego sezonu, zapowiadając powrót Gibsona do spraw, których Mulder nie zakończył, ale kończy się to na tej jednej, ukazanej czasem w śmieszny wręcz sposób. Dopiero finał przyspiesza, zaczyna być ciekawy i nadrabia wszystkie niedociągnięcia. I nawet satysfakcjonuje, czego się nie spodziewałem, szczególnie że wątek przesunięcia się w czasie inwazji pozostaje rozgrzebany i niewyjaśniony. Aż żal, że w Polsce wydawanie tej serii komiksowej przerwano po dwóch z sześciu tomów. Dla tych jednak, którzy chcieliby wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi i jak kończy się sezon 11, krótkie streszczenie poniżej:
Jak już wiecie, za wszystkim stał Gibson, który w finale przygotowuje inwazję, bo na Ziemi czuje się – nomen omen – wyalienowany. Dla kosmitów znajduje sposób zniwelowania działania zabójczego dla nich magnetytu i ściąga statki inwazyjne. Rzecz w tym, że wszystko to robi by ich zniszczyć. Dzięki swym mocom widzi przyszłość, dlatego też uczynił z Muldera wyrzutka, by przekonać obcych, że rzeczywiście działa po ich stronie. Wie też, że magnetyt znów zacznie działać. I zaczyna w chwili, gdy dochodzi do inwazji. Gibson najprawdopodobniej ginie wraz z kosmitami w rozbłysku światła, kiedy pierwiastek zaczyna oddziaływać. Inwazja zostaje powstrzymana – czy ostatecznie, czy nie, nie wiadomo – a Mulder, Scully i Skinner, obecni na miejscu, wykonują pierwszy krok na drodze do nowego rozdziału ich życia. I to tyle.
Nie jest to co prawda finał idealny, ale dobrze podsumowuje wszystko. Nie każda odpowiedź, która powinna padła, nie każdy wątek jest udany, ale po wszystkim cieszę się, że przeczytałem całość. Bo to dobry finał, dobrze, choć prosto narysowany, mający swój klimat i przypominający o wątkach, o których twórcy serialu najwyraźniej zapomnieli. Jeśli więc lubicie „Archiwum” i będziecie mieli kiedyś okazję przeczytać te komiksy, nie wahajcie się – nie zawiodą Was.
Michal Lipka