Obserwatorzy spoza czasu
|GROZA SPOZA CZASU
„Obserwatorzy spoza czasu” to zbiór niezwykły. Wiele już było antologii opowiadań H.P. Lovecrafta, każda z nich to wyjątkowa, rewelacyjna lektura, jednak ten zbiór wyróżnia się na ich tle. Czym? Tym, że oferuje nam niedokończone przez samego pisarza, ale dopisane po śmierci przez jego przyjaciela historie, stanowiące swoiste pożegnanie z Lovecraftem i jego światem.
Różni ludzie, różne miejsca, różna groza. Ale zawsze groza. Groza atakująca bohaterów ze wszystkich stron. Okno, jako przejście do innych rzeczywistości? Starożytna lampa spełniająca podobną funkcję? Człowiek, który miał kontakt z obcymi cywilizacjami? Zamknięty pokój skrywający sekrety? To tylko część koszmaru, jaki czeka na bohaterów i na nas!
Chciałem w tym miejscu napisać, że dla twórczości Lovecrafta „Obserwatorzy spoza czasu” w pewnym sensie są tym, czym „Silmarillion” dla tolkienowskiego Śródziemia, ale nie bałaby to do końca prawda. Oba dzieła ukazały się pośmiertnie, oba też zostały skompilowane i dokończone przez innych artystów, ale tutaj podobieństwa się kończą. Owszem, Derleth rozwija tu upiorne uniwersum Lovecrafta, opierając się na tym, co pisarz pozostawił, ale nie tworzy tu legendarium, a jedynie domyka pracę swojego przyjaciela.
Z tym domykaniem zresztą łączy się wiele kontrowersji. Bo o ile „Silmarillion” był złożony z tego, co Tolkien napisał, o tyle „Obserwatorzy spoza czasu” są bardziej inspirowani Lovecraftem, niż faktycznie jego tworem. Jak to się stało? Lovecraft i Derleth nie spotkali się nigdy, ale za to zaprzyjaźnili dzięki wymianie korespondencji. Ten drugi tak zafascynował się pracami starszego kolegi, że wpadł w obsesję na ich punkcie i kiedy Lovecraft opuścił ten padół łez, postanowił doprowadzić do wydania wszystkich jego prac. Nawet tych niedokończonych. Ponieważ sam był autorem – i to z pokaźnym dorobkiem 150 tomów na koncie – który zajmował się także horrorami, postanowił zebrać jego race i dokończyć. Czasem tego, co pozostawił po sobie Lovecraft było więcej, czasem mniej. Zdarzało się, że istniał skreślony niewielki fragment i kilka informacji o fabule zawartej w listach, by na tej podstawie Derleth napisał całe teksty, co spotkało się z krytyką i wielu nie uważa opowiadań z tego zbioru za prozę ojca mitologii Cthulhu. Jakkolwiek jednak nie patrzeć by na to wszystko, powstało w ten sposób piętnaście historii, w tym jedna, tytułowa, niedokończona nigdy – pisarz zmarł nim zdążył to zrobić i w takiej niepełnej formie znajdziecie ją na stronach tomu.
Abstrahując od tego czy jest to zbiór Lovecrafta, czy też nie, „Obserwatorzy spoza czasu” to kawał świetnej antologii grozy. Derleth pisze naprawdę dobrze, w sposób zbliżony do Lovecrafta, dobrze też rozwija jego mitologię. Nie jest to może dzieło równe najlepszym tekstem ojca Cthulhu, ale też i nie leży daleko od nich. Literacko rzecz satysfakcjonuje tak samo, jak klimatem czy pomysłowością. Jest w tej książce i świetna akcja, i przekonująca wizji i groza, która może nie straszy – mnie w literaturze, kinie czy komiksie nie straszy nic, taki już jestem – ale buduje świetny nastrój i takie samo napięcie. Jeśli więc cenicie Lovecrafta czy grozę, a nie macie tej pozycji na swojej półce, zmieńcie to. Nowe, opublikowane ponad dwie dekady po pierwszym, wydanie „Obserwatorów spoza czasu” to doskonała ku temu okazana.
Michał Lipka