
Achaja, tom 1 – Andrzej Ziemiański

OD KSIĘŻNICZKI, DO NIEWOLNICZKI
„Achaja”, czyli jedno z nielicznych naprawdę dobrych rodzimych fantasy. Takie z jajem, ale jednak naprawdę dobre. Tak, tak, wiem ile się narzeka na prozę Ziemiańskiego, ale gość pisać potrafi. I potrafi przykuć czytelnika do opowieści przez sześćset stron. Wiadomo, to tylko literatura rozrywkowa, wiadomo, ambicji w tym wielkich nie ma – choć nie powiem, że wcale, bo są tu filozoficzno-religijne rozkminy i parę prawd o ludziach, wojnie i polityce, nawet jeśli to rozkminy i prawdy oczywiste – ale właśnie jak rozrywka sprawdza się dobrze, jest wyrazista, pozbawiona nudy, przyjemnie zadziorna i nawet jeśli dość męska przy tym, mająca swój urok. I chociaż sam Ziemiański nie uważa tej serii za fantasy, spełnia wszystkie gatunkowe wymogi dając zarówno fanom, jak i tym, za tą odmianą fantastyki nieprzepadającym, porcję fajnej rozrywki, która mi osobiście, po latach, weszła jeszcze przyjemniej, niż kiedyś.
Achaja, księżniczka Troy, która w życiu nie zaznała prawdziwych trudności – właściwie to ona nawet życia nie zaznała – nagle trafia w sam środek problemów, które zmuszą ją do stania się twardą, chyba, że woli umrzeć. Jej młoda macocha, którą przygruchał sobie ojciec, nie znosi dziewczyny, a że ma wpływ na męża, postanawia się pozbyć jej za wszelką cenę. Okazją do tego jest obowiązkowa służba w armii. Bogatych stać co prawda, by wynająć sobie kogoś do roli członka rodziny i wcielić go do armii zamiast prawdziwego krewnego, ale dzięki knowaniom macochy, to Achaja trafia do wojska, a że na świecie wrze, tu się biją, tam mordują, tu wojna, tam spiski, nasza dziewczyna trafia na front na pewną śmierć. Wzięta do niewoli, powinna już żegnać się z życiem, ale…
Co z tym jednak ma wspólnego stary cwany skryba zakonny Zaan, porywczy, nieobyty młodziak Sirius, potrafiący jednak dobrze udawać, a także czarownik Meredith, który otrzymał misję od samego Boga?
Kiedyś, długie lata temu – dekada już dawno minęła – „Achaja” trafiła w moje ręce z wymiany. Mieliśmy taką lokalną, szybko porzuconą imprezę, że chętni spotykali się, wymieniali książkami, zostawiali do oddania, przy okazji posiedzieli, pogadali, czasem jakąś herbatkę czy kawkę wypili, bo wydarzenie odbywało się w kawiarni / herbaciarni. Wymieniłem się nie wiem na co, ale pamiętam, że miałem nadzieję, że fajnie będzie, jako że Ziemiańskiego zdążyłem już poznać i nawet polubić, do tego pamiętałem pozytywne opinie z poświęconej fantastyce prasy… I chyba to nie był mój czas, bo nie kupiło mnie to z miejsca, darowałem sobie, potem jednak wróciłem i pochłonąłem pierwszy tom, bawiąc się naprawdę dobrze. A jakiś czas temu wróciłem z zamiarem odświeżenia i w końcu może zaliczenia całej serii, bo pewne luki w niej mam, a cykl rozrasta się coraz bardziej i nadal fajnie wchodzi i…
No i nadal dobrze się bawiłem, chyba nawet lepiej niż kiedyś. Rzecz to takie przygodowo-wojenne coś na luzie. Ziemiański nie określa tego jako fantasy i niech mu będzie, ale widać tu też takie zacięcie z heroicznej odmiany tego gatunku. Elementy fantastyczne też są, bo jest magia, jest boski i demoniczny pierwiastek, jest też pewna odrobina niezwykłości nieco innej natury, ale to już zostawiam do odkrycia Wam, jeśli zamierzacie czytać (a jeśli nie, to i tak nie ciekawostka dla Was). Oczywiście całość to głównie akcja, ale taka nonszalancka, podlana humorem i wulgarnością. Seksu też tu nie brak, chociaż, jak na Ziemiańskiego możliwości, jest dość łagodnie, a do tego mamy sekrety, tajemnice czy wreszcie coś, za czym w literaturze nie przepadam, a jednak tu mi pasowało – spiski, kombinowanie, dworskie intrygi i wielką i małą politykę i tym podobne kwestie. Jest też sporo prawd o władzy i wojsku, a i niezłe ilustracje też są. Nie ma za to nudy. Wchodzi szybko i przyjemnie i nawet jeśli jest oczywista, nie zawodzi.
Jak pisałem, fajna rzecz. I jedno z najlepszych fantasy – upieram się przy tym terminie – na polskim rynku. Na palcach jednej ręki mogę wymienić autorów operujących w tym gatunku, którzy warci są uwagi i Ziemiański bez dwóch zdań się do nich zalicza.
Michał Lipka

Opublikuj komentarz