X-Men. Punkty zwrotne: Inferno
|
PIEKŁO NA ZIEMI
„Inferno” w końcu na polskim rynku. Znaliśmy częściowo tę opowieść z tie-inów zamieszczonych w jednym z tomów „Amazing Spider-Mana” (tych klasycznych, epicowych), teraz w końcu możemy poznać całość, a przynajmniej to, co najważniejsze. No i dobrze jest, bardzo fajnie, klasycznie i na poziomie. Choć patrząc na to wszystko, dodatki znane z przygód Pająka, takie bardziej w klimatach „Pogromców duchów”, były równie dobre, co i główna opowieść – a jeszcze całkiem fajnie grały na sentymentach tych, którzy „Ghostbustersów” sobie cenię. Ale to już opowieść na inną okazje.
Jeśli chodzi o treść, wszystko sprowadza się do knowań pewnych demonów, które chcą doprowadzić do demonicznej inwazji na Ziemię. A do tego chcą wykorzystać moce Illyany Rasputin. No i ostatecznie, jak się łatwo domyślić, do inwazji dochodzi, a bohaterowie muszą stawić jej czoła i…
No i jest – ogień, promienie, efekty, akcja, dobre tempo, nawet trochę humoru się tu pojawia, choć potem to już mocno w dramatyzm idzie. I fajnie, bo takich „X-Men”, jak tu to ja lubię. Nadal to przegadane, ale to już końcówka lat 80., więc jest i bardziej mrocznie, z filozofowaniem i w ogóle. Przy okazji to też pierwszy tak duży crossover w tej serii, obejmujący tyle tytułów spoza mutancie rodziny. Okej, poprzedni, „Upadek mutantów”, też taki mały nie był, ale wszystkie te tie-iny wtedy wydawane („Hulk”, „Daredevil”, „Kapitan Ameryka” czy „Fantastyczna Czwórka”) w większości nawet nie były powiązane z nim oficjalnie, ot jedynie na zasadzie pewnych odniesień. A tu już tych oficjalnie oznaczanych jest sporo i… No i tak docieramy do zawartości, której warto się przyjrzeć.
To, co wchodzi w skład tego wydania to „X-Terminators” #1–4, „Uncanny X-Men” #239–243, „X-Factor” #35–39 i „New Mutants” #71–73 (sporo z tego to numery podwójnej grubości, więc tom zamyka się na niemal pięciuset stronach, więc czytać jest co), ale to ledwie część całości. Z ważniejszych rzeczy tu pominiętych warto wymienić „Excalibur” #6-7, „X-Factor Annual” #4 (epilog do całej opowieści) i „Cloak and Dagger (vol. 3)” #4 (czyli kolejny epilog). Poza tym ten crossover może się też pochwalić tie-inami w seriach „Amazing Spider-Man” (wydane po polsku), „Damage Control”, „Fantastyczna Czwórka”, „Avengers”, „Daredevil”, „Power Pack”, „Spectacular Spider-Man” i „Web of Spider-Man”, a strona Marvela dorzuca do tego jeszcze „X-Factor” 33-34 i 40, więc gdyby zmieścić to wszystko, rozrosłoby się niemiłosiernie. Większość to zresztą nic ważnego, ale wspominam, bo może kogoś ciekawi, ktoś chciałby więcej albo po prostu komplecistą jest i chce sobie pogmerać tu i tam (to i nich dorzuci do tego „What If (vol. 2)” #6, a co).
Wracając do opowieści, no fajnie jest. „X-Men” jakich lubię, dużo postaci, dużo akcji, sporo różnorodności, bo w skład wchodzą różne serie o odmiennych charakterach i to się czuje, ale fajnie to wszystko ze sobą gra. Świetne są rysunki, nie zawsze, wiadomo, ale np. taki Slivestri naprawdę dobrze tu robi. Zresztą w ogóle fajnie tu jest, choć czasem Bogdanove, gdy idzie w taki większy luz, nie do końca mnie kupuje. Ale i tak jest na co popatrzeć.
W skrócie dobry, epicki tom. Jeden z najlepszych dotąd wydanych (tylko „Kompleks mesjasza” trzymał podobny poziom) w „Punktach zwrotnych”. No i przy okazji fajne dopełnienie tego, co wydawało wcześniej TM-Semic, które od razu z „Upadku mutantów” przeskoczyło do oddalonej o ponad dwa lata wydawnicze fabuły „X-tinction Agenda”.
Michał Lipka