DOM NA WYRĘBACH – Stefan Darda
|Dom na wyrębach to głośna oraz wielokrotnie nagradzana powieść grozy, ceniona przez odbiorców tym bardziej, że jest literackim debiutem Stefana Dardy, a trzeba tu nadmienić – debiutem bardzo udanym.
Mały domek pośrodku polany, a dookoła piękny zielony las – romantyk rzekłby oaza spokoju i spełnienie marzeń akademickiego wykładowcy, jednak nie wszystko jest tak cudowne jak mogłoby się wydawać. Kiedy Marek zabrał się za remont świeżo kupionej posiadłości, wszyscy pukali się w czoło pytając, po co mu dom na takim odludziu. Nie dość, że do miasta daleko, dostęp prądu niepewny, to jeszcze w najbliższym sąsiedztwie ma jakiegoś obłąkanego starca. Jak to jednak bywa, męska upartość nie zna granic i nasz bohater postanowił na stałe przeprowadzić się na wieś.
Początkowo wszystko się jakoś układało, godzenie pracy z dłuższymi dojazdami, oswajanie przyrody, ale tylko do czasu. Sprawy zaczęły się komplikować, gdy pewnej nocy nawiedziła go mało przyjemna zjawa.
Duchy, trzaski, zagadkowy sąsiad i leśna głusza, czyli powieść grozy w dobrym, klasycznym stylu. Tu straszy gęsta atmosfera, a nie brutalne opisy, budzące więcej odrazy niż trwogi. Z tego też powodu fanów gore od razu wysyłam do innej pozycji, natomiast tych ceniących sobie subtelne acz długotrwałe dreszcze, zachęcam do sięgnięcia po Dom na wyrębach. Jest to naprawdę godna uwagi książka, w której znajdziemy barwnie skrojone postacie, sugestywne opisy i po prostu dobrze opisaną historię, bez zbędnej przesady i udziwnień, dzięki czemu z łatwością jesteśmy w stanie w nią uwierzyć. Fanfar na jej cześć nie odegram, ale śmiało mogę przyznać, że pan Darda zdobył mój głos, jak i czytelnicze zaufanie.
Ocena: 4/6
VARIA
RECENZJA II
Posiedziałem, przeczytałem i, szczerze, nie mam pojęcia co, a raczej jak tą reckę napisać, żeby nie zepsuć. Rzecz jasna nie o psucie książki mi chodzi – młotkiem okładał jej nie będę – a o przyjemność jaką daje jej czytanie.
Opis „Domu na Wyrębach”, którego autorem jest A. Pilipiuk coś nam już o książce mówi, lecz jest na tyle skromny, że pozwolę sobie co nieco dodać.
Poznajmy zatem głównego bohatera i popatrzmy…
…jak się męczy.
Powołany do życia przez autora Marek Leśniewski, jeszcze rok temu był dobrze rokującym doktorem prawa i zięciem dziekana, prowadzącym wygodne i w miarę spokojne życie. Niestety miał również skłonności do pewnego rodzaju „interakcji”…
…z pewną studentką. Jak nietrudno się domyślić, takie „interakcje” długo się w tajemnicy nie utrzymały i koniec końców doszło do rozwodu. Nasz bohater nie został jednak zawodowym alkoholikiem, miast tego podjął się realizacji swojego – jak i najprawdopodobniej każdego innego mieszczucha – marzenia o domku na wsi. Posiadając dość znaczną sumę z podziału majątku, szybko znalazł i kupił swoją upragnioną oazę. (Jak to się życie potrafi zawalić, by znów zacząć ładnie układać…)
I tak właśnie naszego bohatera zastajemy (i teraz patrzymy jak się męczy!) kiedy to taszczy ciężkie pudła z samochodu do nowego domu i w między czasie– żeby się poczuł jak na prawdziwej wsi – dochodzi do „przywitania się” z jedynym i bardzo tajemniczym sąsiadem. Leśniewski musi jednak opuścić na trochę swoją nową siedzibę, by domknąć kilka ważnych spraw, a kiedy wraca okazuje się, że odwiedził go nieproszony gość. Nic nie ginie, nic nie zdewastowano, jednak jego dobytek pozostający w kartonowych pudłach został przemieszczony wedle zamysłu, którego nie powstydziłby się pierwszy pedant naszej planety. Jakby tego wszystkiego było mało, nie ma choćby najmniejszego śladu włamania, a wezwana na miejsce policja rozkłada bezradnie ręce. Owe włamanie okazuje się być zaledwie niewinnym figlem w porównaniu z tym, co wydarzy się już niedługo…
Jaką tajemnicę skrywa sąsiad Marka i czy to on jest prawdziwym zagrożeniem? A może sama jego przeszłość podążająca za nim nie tylko w przenośni? Tego już nie mogę Wam zdradzić.
Wymęczyłem swoją pisaniną i Was i siebie, ponieważ opisywać nie lubię, a styl jakim napisany został „Dom na Wyrębach” w brew pozorom stawia recenzentowi wyzwanie. Teraz dla odmiany pomęczę tylko Was.
Trzy rzeczy: prosta, lub raczej bez przesady skomplikowana fabuła, której rozwój w miarę czytania pewnie można by przewidzieć, gdyby wartka akcja dawała na to czas; lekkość słowa, jaka pozwala przepłynąć opowiadaną historię, dając jednocześnie możliwość podziwiania przepięknych obrazów; i w końcu najmocniejsza strona „Domu…” – realizm, nie pozwalający zanegować ani jednego opisywanego dnia, czy choćby jednej tegoż dnia godziny do tego stopnia, że uwierzymy w rzeczy, którym dać wiary nie powinniśmy nigdy.
Przy tym realizmie jeszcze trochę się pokręcę… Nie wiem jak życie na wsi wyobraża sobie marzący o nim mieszczuch (oczywiście bez obrazy) i na ile to z powieści mu się spodoba. Wiem natomiast, że jest jak najbardziej autentyczne! Mały przykład: sam pochodzę z podkarpackiej wsi i, żeby było śmieszniej, tak samo jak nasz bohater przeszedłem i przez remont dachu i wnętrz domu. Ale nie o remont tu chodzi a o wszystko to co mu towarzyszy i wiąże się z ludźmi – majstrami, pomocnikami, dostawcami. Wszystkie rozmowy, zachowania, zwyczaje, z pozoru mało istotne i umykające właśnie dlatego, że nie są niczym nadzwyczajnym. W powieści opisane bez zbytniej przesady, przypomniały mi młode lata (ale to brzmi, jakbym był dziadkiem…) i te moje wspomnienia mieszały się z historią mojego imiennika, patrzyłem jego oczyma, jak swoimi. Nieprędko następne książki wygryzą mi tą opowieść z pamięci, oj nieprędko…
Sama historia spisana jest w formie dziennika, czy może raczej pamiętnika i jest…
…odczytywana! Dla całości ma to ogromne znaczenie, a nam daje podwójny… podwójnie atrakcyjny finał.
Co do wyglądu/trwałości, książka nosiła się w plecaku, kieszeni bojówek, moja córeczka ją dopadła, a nadal kupy się trzyma – włącznie z okładką i jej naprawdę piękną grafiką – i ledwie widać, że jest już przeczytana. Spodobało mi się również zdanie, które widnieje u góry okładki, mianowicie „POWIEŚĆ UTRZYMANA W KLIMACIE PROZY STEPHENA KINGA” Gdybym zobaczył tam np. POLSKI STEPHEN KING, lub POLSKI TOLKIEN/MASTERTON itp., to do ręki bym nie wziął, uznając, że to nie sugestia dla miłośników ww., a jedynie upychanie słabej treści reklamowanej/podpartej lepszym nazwiskiem. Poza tym, polskiego to my mamy Dardę, a nie Kinga i nim powinniśmy się chwalić! Duży + dla Wydawcy.
Wałkowany powyżej „Dom na Wyrębach” Stefana Dardy szczerze polecam!
Marek Syndyka