NAJLEPSZE FILMY, KTÓRE NIE POWSTAŁY CZ I: MANHELTTON
|Każdy z nas ma swoje ulubione filmy. I każdy też słyszał – co tam słyszał, wyczekiwał ich! – o planowanych sequelach, prequelach, remake’ach czy rebootach, które ostatecznie niedoszły do skutku. Ale co wiecie na ich temat? Co wiecie o fabule, której nie było Wam dane poznać? Czas to nadrobić i przekonać się czego nie było nam dane zobaczyć na wielkich i małych ekranach. Na pierwszy ogień niech pójdzie trzecia część „Pogromców duchów”. Mamy w końcu świąteczny okres, czas, kiedy dzieje się akcja drugiej, więc to okazja dobra (pewnie jak każda inna, ale co tam) by zgłębić temat.
Zanim w roku 2016 do kina trafił film „Pogromcy duchów” z żeńską obsadą, będący zbędnym, ale i tak niezłym remake’iem pierwszej części, tradycja reaktywowania serii była już całkiem długa, bo sięgająca lat 90. Wtedy to jeden ze współtwórców dylogii, Dan Aykroyd (który swoją drogą wierzy w duchy i miał z nimi wiele „doświadczeń”), planował nakręcenie filmu, zabierającego nas do Manhelltonu, alternatywnej, demoniczne wersji Manhattanu, gdzie istnieją ich złe kopie, a wszystkim zarządza Luke Sifler o wyglądzie Donalda Trumpa (pogromcy mieli… cóż, sprzątnąć go). Jakby tego było mało za policjantów robić miały tutaj niebieskie minotaury, Central Park miał być wielką kopalnią pełną zielonych demonów, a wieżowce z czarnego onyksu zamieszkane przez czerwone diabły. Ale i Ghostbustersi mieli zyskać lepszy sprzęt – ciężarówkę, która pozwalałby im łapać i więzić duchy na miejscu.
Kolejna wersja zakładała, że (wszystko z powodu aktorów którzy nie chcieli ponownie wrócić do swych ról) pojawienie się młodych pogromców duchów. Postać Murraya miała odejść na emeryturę (i znów być samotna, bo Dana go zostawiła), postać Aykroyda stracić wzrok w jednym oku – ale stara ekipa i nowa, miały połączyć siły w kwestii kolejnego zagrożenia. Głównym bohaterem miał tu być Oskar, syn Dany, jego ojciec grany przez Murraya umierał w pierwszej scenie, ale wrócić miał jako duch. Tymczasem wrogiem Ghostbustersów miała być przede wszystkim nauka – eksperymenty wykraczające poza znane nam wymiary sprowadzają kataklizm na nasz świat. Nowa ekipa, wędrując między wymiarami (koncept zaczerpnięty z pierwszej wersji scenariusza oryginalnego filmu z 1984 roku) radzi sobie z problemem, aż w końcu finał wprowadziłby fabułę na drogę wiodącą do kolejnych części – w tym wspomnianej już powyżej o Manhelltonie.
Wśród wielu innych pomysłów pojawił się także ten z sektą chcącą przywrócić Gozera do życia, a także by zrobić całe uniwersum na kształt tego, jakie obecnie króluje w kinach za sprawą filmów Marvela. Niestety śmierć Harolda Ramisa, odtwórcy jednej z głównych ról sprawiła, że zarzucono plany i nakręcono remake z żeńską obsadą (idee na stworzenie Ghostbusterek przewijały się zresztą wcześniej), a co z tego wyszło… Cóż. Każdy fan wie najlepiej, ja filmu nie odrzucam (ma swój urok, a liczne cameo – szkoda tylko, że Rick Moranis nie wrócił choć na kilka sekund – budzą sentyment), ale jednak szkoda, że żadne z powyższych planów nie doszły do skutku. Oby jednak kiedyś ktoś zechciał do nich wrócić – i to z szacunkiem dla pierwowzoru (nie tak, jak to miało miejsce w opartej na niektórych z nich grze wideo), czego sobie i Wam życzę.
Michał Lipka