NIEDŹWIEDŹ: RZEŹNIA NA HAJU
|Elizabeth Banks – tak, tak, ta aktorka z „Zack i Miri kręcą porno” i „Igrzysk śmierci” – wzięła i zrobiła kolejny film w swojej karierze. Kolejny spytacie? Cóż, trudno zapamiętać jej dokonania na tym polu, skoro ma za sobą gnioty pokroju nowych „Aniołków Charliego”, ale tak, próbowała już swoich sił w reżyserii parę razy. Z tym, że dotąd celowała w komedie, a tym razem dostajemy horror. Komediowy, fakt (choć często odnosi się wrażenie, że komedia nie do końca zamierzona była), ale jednak horror. I, o dziwo, całkiem nieźle jej to wychodzi.
Ale po kolei. O co tutaj chodzi? A no to mówi już sam tytuł. Jest rok 1985, szmuglujący narkotyki Andrew C. Thornton II musi wyskoczyć z samolotu na spadochronie, bo przeciążona maszyna nie daje rady. Niesyty nie wychodzi z tego żywy. Jego zwłoki trafiają w ręce policji, zrzut kokainy… No cóż, na część narkotyków natrafia niedźwiedź, który je zjada i wpada w szał. Napędzany koką i narkotykowym głodem staje się zagrożeniem, jakiego te okolice jeszcze nie widziały…
Więc to było tak. Był grudzień roku 1985, kiedy wydarzyły się rzeczy znane z początku filmu. Szmugler, Andrew C. Thornton II, wyskoczył z samolotu z towarem i zginął. Trzy miesiące później znaleziony został niedźwiedź, który dobrał się do zagubionej kokainy, zjadł ją i zdechł. Ten niedźwiedź swoją drogą jest atrakcją turystyczną i można go sobie obejrzeć w Kentucky Fun Mall w Lexington, jakby kogoś to ciekawiło. I tak, nazywa się go Kokainowym Misiem. No ale ten prawdziwy nikogo nie zabił, przynajmniej nic nikomu o tym nie wiadomo. Scenarzysta filmu postanowił jednak pogdybać, co by było, gdyby jednak losy zwierzaka potoczyły się nieco inaczej. No i tak powstał ten film.
I aż dziw, że wyszło z tego tak niezłe kino. Odpowiedzialny za scenariusz Jimmy Warden to właściwie debiutant, bo dotychczas napisał tylko jeden film – „Opiekunka: Demoniczna królowa”, a to takie kino, o którym właściwie nic dobrego powiedzieć się nie da. Razem z Banks, która ani wielką aktorką nie jest, ani reżysersko jakoś nigdy się nie popisała, stworzyli jednak coś sympatycznego. Ten film ma parę mocnych scen, ma napięcie, przede wszystkim jednak to kawał takiej kinowej rozrywki, przy której co chwila się śmiejemy. Humor co prawda jest tu czarny, ale taki lubię najbardziej. I chociaż nikt nie powie, że to wielkie kino, jako dobra zabawa sprawdza się naprawdę nieźle.
Ot w sam raz na wakacyjny seans. Niezobowiązujące kino, pełne akcji i po prostu zabawy tym wszystkim. Aktorstwo nie stoi tu na wysokim poziomie, wizualnie rzecz czasem wypada nie do końca przekonująco, ale wszystko to traci na znaczeniu, kiedy dajemy się wciągnąć i po prostu dobrze bawić. i czego chcieć więcej od filmu i takim tytule?
Michał Lipka