OPOWIADANIA – Piotr Sumyk - KOSTNICA - POZORNIE MARTWA STREFA || Kostnica.Com.PL

OPOWIADANIA – Piotr Sumyk

CZARNY LIST

Cięzko iść tą drogą. Kręte ścieżki, pełno kamieni i jeszcze zaczyna być zimno. Zaraz chyba zapadnie zmrok. Idę już cały dzień. Mam nadzieję na to, że dojdę zanim zrobi się ciemno. Jeśli nie, to nadejdzie strach.

Idę tutaj sam. Dzisiaj rano znalazłem czarną kopertę. Leżała na poduszce obok. Zdziwiło mnie to. Poczułem też strach, bo przecież mieszkam sam. Odkąd ONA wyjechała nie ruszałem tej poduszki. Wciąż pachniała jak ONA. Przypominało mi to te dobre chwile razem. Sięgnąłem po kopertę. Drżącą dłonią wyciągnąłem małą kartkę, na której napisane było jedno zdanie.

CMENTARZ – 22:00 – SPAKUJ SIĘ

Myślałem, że to ONA. Wciąż ma klucze do mojego mieszkania. Ale czy spałem tak głęboko, że nie usłyszałem kiedy wchodzi? Może to dlatego, że wczoraj za dużo wypiłem. Sam nie wiem. Jednak trochę żałuję, że nie obudziłem się jak tu była. Chciałbym JĄ znowu zobaczyć, usłyszeć i poczuć. Nawet na chwilę. Nawet jeżeli miałoby to złe konsekwencje.

Trzymałem tą kartkę jeszcze przez kilka minut. Patrzyłem na nią ciągle. Szukałem jakiegoś podpisu. Czegoś co naprowadzi mnie na autora. Czy to ONA? Czy ktoś inny? Ale kto? Nie było tam nic więcej. Koperta była też pusta. Na kopercie żadnego śladu. Nawet nie było inicjałów. Koperta niestandardowa, czarna. Kto podrzuca śpiącym ludziom listy w takiej kopercie? Ta zagadka była dla mnie w tym momencie najważniejsza. Wydawało mi się, że jej rozwiązanie było odległe. Jednak ja ciągle biegłem za nim. Biegłem w pustce nie mogąc jej pochwycić.

Gdzieś w oddali widziałem JĄ. Uśmiechniętą. Ostatni raz kiedy się widzieliśmy była pełna łez i żalu. Wiedziałem, że to z mojej winy. Chciałbym o tym zapomnieć. JEJ twarz jest u mnie częstym gościem. Przez ten list, jest tu cały czas. Krążyłem jeszcze przez chwilę po kuchni. Zapaliłem kolejnego papierosa. Wciąż wpatrywałem się w tą jedną kartkę. Dlaczego cmentarz? Dlaczego 22:00? Wiedziałem, że muszę wyruszyć, żeby się przekonać.

Zmrok już zapadł. Teraz każda gałąź wydaje się być ręką wiedźmy. Każdy większy kamień to nieumarły. Każdy szelest brzmi jak przygotowanie drapieżcy do ataku. Księżyc był ledwo zauważalny. Korony drzew przypominały dach. Wysoko nade mną poskręcane dłonie drzew trwały w uścisku. Jakby chciały zasłonić lustro księżyca. Słuchać było rytmiczny śpiew świerszczy. Nocne ptaki też już zaczęły. To wszystko stawało się coraz głośniejsze. Cisza jednak wydawała się być najgłośniejsza. Wychodziła razem z ciemnością naprzeciw mnie. Mój komfort i bezpieczeństwo wydawały się być w tyle. Te dwie siostry, córki strachu były teraz moimi towarzyszkami.

Jeszcze parę kroków. Jaszcze kilka metrów i dotrę do cmentarza. Od kilku godzin już tam powinienem być. Jednak błądze w nocy po lesie. Znam tą drogę od dziecka. Coś jednak nie pozwala mi tam dotrzeć tak prędko. Spoglądam na zegarek. Jest w pół do jedenastej. Spóźniony. Może JEJ już tam nie ma? Warto jednak sprawdzić. Niepewność tego co mnie czeka jednocześnie mnie napędza i przeraża.

Czy to już koniec? Słyszę coraz wyraźniej muzykę. Czyjeś palce dokładnie uderzały klawiaturę, jakby czuł rosnące podniecenie z każdym dźwiękiem. Zacząłem też dostrzegtać małe światełka. Było ich mnóstwo. Poruszały się powoli, żeby zastygnąć gdzieś na ziemi. Ogromna kolejka świateł. Słyszałem też płacz. Smutek wylewał się z tych gardeł. Uderzyło mnie coś. Zrozumiałem, że znam te głosy. Te rozpaczliwe jęki.

Dotarłem do bramy cmentarza. Stara, pordzewiałą i ciężka. Ledwo udało mi się ją otworzyć. Spojrzałem znowu na zegarek. Zdziwiłem się. Było jeszcze pięc minut do dziesiątej. Czyli jednak będę na czas? Przecież dopiero co byłem spóźniony pół godziny. Czy trafiłem na pogrzab? Czyj? Dlaczego tak późno? O co chodzi z tym listem? Wszystkie te pytania ciągle krążyły we mnie. Każde z nich chciało przebić się na przód. Jakby to dawało jakąklolwiek nadzieję na rozwiązanie go.

Z każdym krokiem płacz byl coraz głośniejszy. Muzyka stawała się być bardziej przerażająca. Coraz wyraźniej widziałem, to co się dzieje. Morze ognia przy świerzo wykopanym dołku w ziemi. Te światła były zniczami. Ale zaraz? Ci wszyscy ludzie! To… To moja rodzina… Moi przyjaciele… ONA też! Stoi najbliżej płyty z kamienia. Gdzieś po tej alejce niosą trumnę. Ich nie znam. Wszyscy równego wzrostu i tak samo ubrani.

Mamo? Co się tu dzieje? Mój brat! Czy to ty? Było zbyt ciemno. Byłem prawie pewien że to oni! Nieśli znicze. Każdy z nich tlił się rozlewając światło po twarzach niosących je. Podbiegłem
i zobaczyłem. Mój brat! Jednak było w nim coś dziwnego. Tępy wzrok, łzy na policzkach. Ale… Dlaczego ma tak powykręcaną twarz? Jakby coś z ogromną siłą chciało stworzyć rzeźbę z jego twarzy. Nie tylko mój brat. Twarze wszystkich są wykrzywione w groteskowym grymasie. Powoli idąc każdy z nich niósł świeczkę.

Ludzie niosący trumnę… Boże! To nie byli ludzie! Biel czaszki wybijała się spod kapeluszy. Pod płaszczami widać było ich żebra. Z czarnych jak noc oczodołów wypełzało robactwo. Zdawali się na to nie zważać. Musieli donieść trumnę do celu. Wtedy też zauważyłem to. O klawisze nie uderzeły palce. Były to kości obdarte ze skóry i mięsa. Grajek zdawał się nie mieć nóg. Z każdą kolejną nutą widziałem jego ekstazę. Po każdym kolejnym takcie odchylał się do tyłu. Nagle spadł kaptur z jego głowy. Gnijąca twarz muzyka zdawała się współgrać z jego straszną muzyką. Nagle uśmiechnął się.

Zbliżyłem się do dołu. Stała przy nim ONA. Twarz miała ukrytą w dłoniach. Płakała. Krzyczała najgłośniej. Przestała na chwilę, żeby spojrzeć na trumnę. Chciałem JĄ zobaczyć. zapytać co się dzieje. Reszta zdawała się niezauważać mnie, więc może ONA mi odpowie? Podszedłem bliżej. ONA nie miała twarzy! Wyglądała jakby skóra została z niej zdarta. JEJ oczy zmieniły kolor. Ich głęboka czerń chciała mnie porwać. Jednak nie spojrzała ma mnie. Oglądała powolny pochód z trumną na czele.

Zaraz obok stał kamień. Coś było na nim wyryte, Podszedłem bliżej. Było zbyt ciemno, żebym coś mogł przeczytać. Chwyciłem jeden z leżących tam zniczy. Upadłem na kolana. Nie mogłem w to uwierzyć. Na kamieniu wyryte było moje imię i nazwisko. Ale jest jeszcze coś.

UMARŁ ŚMIERCIĄ SAMOBÓJCZĄ

Nie miałem nawet sekundy, żeby zacząć się nad tym zastanawiać. Na kamieniu stanęła ogromna postać. Anioł. Ubrana na biało. Nie mogłem przestać patrzyć na jej piękną twarz. Chciałem ją oglądać zawsze. W tym momnencie zaczęło bić z niej światło. Najjaśniej jak tylko można sobie wyobrazić. Zaczęła mnie wzywać. Jej głos wydawał się być muzyką. Wstałem. Jej ogromne skrzydła stworzyły dookoła mnie kopułę. Poczułem ciepło i spokój. Zapytałem:

  • Co się tutaj dzieje?
  • To kara.

W ciągu sekundy poczułem przeszywający chłód. Jej twarz zaczęła się zmieniać. Długie i złociste włosy wypadły. Na czole pojawiły się rogi, które z każdym moim wdechem były coraz większe. Kolor skrzydeł z białych zmienił się w czarny. Pióra zniknęły gdzieś. Wtem uśmiechnęła się i pokazała ostre zęby, które wbiły się w moją szyję. Zacząłem krzyczeć.

Obudziłem się. Cały zalany potem. Z trudem łapałem oddech. Za oknem słonce wybijało się spośród chmur. Pierwsze promienie tego dnia zaczęły rozświetlać pokój. Odwróciłem się na drugi bok. Prawą ręką wyczułem coś dziwnego na poduszce. JEJ poduszce, której nie mogę się pozbyć. Była to czarna koperta.

PRZESTAŃ

Lepiej nie wychodź sama w nocy. Nie ważne czy idziesz sama, czy z koleżankami. Ja Cię dopadnę tak czy inaczej. Nie mogę przestać. Już było was kilka, zawsze takie same. Niska, szczupła i długie ciemne włosy. Trochę kręcone na końcu. Nie wiem czemu, ale widzę tylko was i zawsze was znajduję. Nie mogę się oprzeć. Muszę to robić. Ostatnie z was nie były zadowolone. Wiem że to złe, ale nie mogę przestać.

Może dlatego, że mi kogoś przypominacie? Wychowałem się na wsi. Na skraju lasu. Ojca nie pamiętam, bo go nie było. Matka się mną opiekowała. O Boże, jak ja kocham tę kobietę. Zawsze mi powtarzała: uważaj na złe dziewczyny, one chcą cię oszukać. Zapamiętałem te słowa. Znajomych też nie miałem. Zawsze się mnie bali. Do szkoły nie chodziłem, bo moja mama wolała mnie uczyć w domu. Kocham ją, ale ostatnio w ogóle się nie odzywa. Siedzi tylko w swoim fotelu. Nie je nic. Nie pije. Trochę zaczyna od niej cuchnąć. Nie może wstać, pomagam jej się myć. Nawet to nie pomaga. Ale chcę, żeby była przy mnie.

Raz się zakochałem. Była piękna. Niska, szczupła i te długie, trochę kręcone włosy. Nie mogę wyrzucić jej obrazu z głowy. Chyba ją trochę przestraszyłem, ale zawsze chciałem być przy niej. Odprowadzałem ją do domu, nawet jak o tym nie wiedziała. Uważałem, żeby jej się nic nie stało. Pamiętam, że ona też się zakochała. Nie byłem to ja, ja w niej budziłem inne uczucia. Ten jej chłopak. Nie pamiętam jego imienia. Miałem przez niego niemałe kłopoty. Był wyższy ode mnie, nie dałem mu rady na początku. Uderzył mnie. Nie chciał, żebym się nią opiekował, ale ONA BYŁA MOJA. Nigdy nie była jego. Zawszy była i będzie moja. Musiałem to zrobić, żeby była moja.

Poszedłem za nimi. Na szczęście byli sami. Byli trochę zdziwieni, że ja też tam byłem. On się trochę wkurzył. Pomyślałem wcześniej, żeby wziąć ze sobą nóż. Mama codziennie kroiła nim chleb i wcześniej i później. Nawet nie wiedziała. Jego zakopałem pod tym dużym drzewem, tym co się zawaliło tamtego lata przez burzę. Moja kochana była moja. Przez chwilę bawiła się ze mną w chowanego, ale znalazłem ją w końcu. Nabiegałem się trochę po tym lesie, mówię Ci! Niezła w to była, chyba wcześniej trenowała.

Ale potem jak ją złapałem, w końcu była MOJA. Potrzebowała prawdziwego mężczyzny. To z nią miałem swój pierwszy raz. Podobno dziewczyny to boli, ale pomogłem jej przez to przejść. Chwilę się ze mną szarpała, ale jestem pewien że to tylko taka gra. Po wszystkim wziąłem ją do domu i była u mnie przez parę dni. Powiem Ci w tajemnicy, że nie wychodziliśmy z łóżka przez całe trzy dni! Nie okazywała mi tych samych uczuć, w ogóle nic nie mówiła. Ale w jej oczach widziałem miłość i radość. Tak, kochałem ją. Ona też zaczęła cuchnąć, chociaż jej też pomagałem się myć. Mamusia powiedziała, że muszę ją zakopać za stodołą. Nie wiem czemu. Powiedziała, że jak tego nie zrobię, to źli ludzie przyjdą i nas rozdzielą. Ja nie chciałem tego, więc musiałem to zrobić.

Ona była taka piękna. Leży teraz obok mojego pieska. Czasami chciałem ją znowu zobaczyć, ale jej już tam nie było. Były tylko jakieś kości. Mam nadzieję, że znowu bawi się ze mną w chowanego. Za każdym razem jak widzę kogoś podobnego to myślę o niej. Najpierw myślę, że to ona, ale potem okazuje sięi że to nie ona. Wiem, że to nie jest dobre, bo potem ludzie ich szukają. Rodzina jest smutna, a ja nie chcę nikogo smucić. Ja to robię z miłości.

Kiedyś byli u nas źli ludzie, ale nie zabrali mnie z domu. Całe szczęście. Ja chcę znowu być przy mojej ukochanej. Tak, jestem romantykiem, ale ludzie nazywają mnie inaczej. Oni mi po prostu zazdroszczą miłości. Nie chcą żebym był szczęśliwy. Może się kiedyś spotkamy? Nie chcę nikomu robić krzywdy.

CIOS

#

Siedział teraz sam w fotelu. Dom nie był pusty. Oprócz niego były w nim dwa inne ciała. Cały ociekał krwią. W prawej ręce trzymał szklankę do połowy wypełnioną whisky, i kilkoma kroplami krwi jego żony. Kiedy nalewał, te przez przypadek wpadły do szklanki. Przy jego lewej ręce leżała siekiera, która straciła swój metaliczny błysk i kolor na rzecz czerwieni krwi. Nie myślał teraz o niczym, powoli popijał whisky i czekał. Słyszał wycie policyjnych syren, które stawało się coraz bardziej głośne. Myślał, że będą szybciej.

#

Właśnie wracał z pracy. Był trochę zmęczony siedzeniem przez osiem godzin przed ekranem komputera. Jego praca codziennie wyglądała tak samo. Wziąć plik kartek, wpisać odpowiedni numer do odpowiedniej tabeli, sprawdzić czy jest dobrze i znowu.

Zaparkował właśnie swój samochód na podjeździe. Wszystkie światła w domu były zgaszone, poza jednym. W sypialni paliły się wszystkie światła, co wydało mu się dość dziwne. Drzwi były otwarte, więc wszedł i zaczął ściągać buty. Tym razem nie czekała na niego z gotowym obiadem. W kuchni był porządek. Może coś się stało? W tym momencie skierował się w kierunku schodów i zaczął po nich wychodzić. Kiedy dotarł do sypialni, jego żona leżała właśnie w łóżku. Przez chwilę wydawało mu się, że nie oddycha.

-Kochanie? Śpisz?

-Teraz już nie. Która jest godzina?

-Właśnie wróciłem, jest wpół do dziewiątej. Chyba długo spałaś, co?

-No tak, chciałam się obudzić zanim wrócisz. – podniosła się na rękach. Schowała twarz w dłonie i przetarła oczy. – Myślałam, że przygotuję coś specjalnego, w końcu jutro masz urodziny.

-Nie przejmuj się, jutro możemy świętować.

-Ale to miała być niespodzianka! – Jej twarz wskazywała na to, że zaraz wybuchnie płaczem.

-Spokojnie, nie przejmuj się. Połóż się, zaraz przyjdę tylko coś zjem.

#

Kolejny nudny dzień w pracy, tyle że tym razem były jego urodziny. Co roku jego koledzy z pracy kupowali dla niego mały tort, na którym paliły się tylko trzy świeczki. Prosty sposób, jak nie pamięta się które to już są urodziny. Najpierw zaśpiewali, potem każdy składał życzenia. Tak naprawdę, nie przyjaźnił się z nikim z biura, wolał przebywać sam. Nigdy nie korzystał z zaproszeń na piwo. Tak było do czasu pojawienia się „tego nowego”. Na początku miał problem z zapamiętaniem jego imienia, tak jak każdy w firmie. Pracował na takim samym stanowisku, też lubił czytać kryminały i nawet dobrze się dogadywali. Był wyższy od niego, miał czarne włosy i jak na swój wiek był dość przystojny. Dzisiaj „ten nowy” nie przyszedł do pracy. Nie podobało mu się w jaki sposób patrzy na jego żonę.

Chociaż był środek zimy, właśnie padał pierwszy śnieg. Spojrzał na zegarek. Miał dzisiaj wrócić wcześniej, ale przez ten cholerny śnieg będzie musiał jechać powoli.

#

Znowu wszystkie światła były zgaszone, oprócz tego jednego. Tym razem miał dziwne przeczucie, że nie zaspała tylko dzieje się coś, co nie powinno mieć w ogóle miejsca. Drzwi były otwarte. Wyglądało to jak włamanie, więc wyciągnął na wszelki wypadek telefon komórkowy i zamiast do domu, poszedł do garażu. Jeżeli to rzeczywiście włamanie, to będzie mu potrzebna jakaś broń. Jedynym mądrym wyborem wydała mu się siekiera.

Powoli, starając się robić jak najmniej hałasu wszedł po schodach. Pchnął lekko drzwi do sypialni i zobaczył to, czego nie powinien był zobaczyć. Jego naga żona, leżała obok „tego nowego”.

-Świetny prezent na urodziny.

-Co ty tu robisz tak wcześnie?

-Nie spodziewałbym się tego po was. – Chwycił siekierę w obie ręce – Po tylu latach. Jeszcze ty, uważałeś się za mojego przyjaciela!

-Po co ci ta siekiera? Co ty chcesz zrobić?

Nie odpowiedział już nic. Jednym krokiem podszedł do łóżka, podniósł siekierę i szybko opuścił w kierunku brzucha „tego nowego”. „Nowy” głośno zawył i chwycił siekierę, chyba próbował ją wyrwać. Żona otwarła usta i siedziała nieruchomo. Chciała uciekać, ale nie była w stanie. Z trudem wyciągnął siekierę, a razem z nią pociągnął kawałek czegoś co wyglądało jak jelito. Tym razem wycelował w twarz. Próbował zasłonić się ręką, ale to nic nie dało. Ostrze siekiery wbiło się w twarz, przebijając się przez prawe oko i czaszkę. Kiedy wyciągał ją spojrzał na swoją żonę. Ona dalej nie mogła się ruszyć. Musiał szarpnąć kilka razy, bo ostrze weszło dość mocno. Kiedy w końcu się udało, można było zobaczyć mózg jego byłego przyjaciela. Jak tylko to zobaczył, wiedział że właśnie z nim skończył. Chociaż chciał mu przywalić jeszcze parę razy, musiał się powstrzymać, bo właśnie jego żona zaczęła uciekać. Dopadła szybko klamkę i kiedy już chciała ją nacisnąć, poczuła zimno metalu na karku. Upadła.

-Myślałaś, że jesteś sprytna co? Myślałaś, że wam się uda? Niestety kurwo. Teraz zginiesz.

Zobaczyła w jego oczach szaleństwo. Zaczęła krzyczeć ostatni raz w życiu. Po pierwszym uderzeniu mogła zobaczyć jak wygląda piszczel, po drugim plamy krwi na białej ścianie, a po trzecim już nie widziała niczego. On za to zobaczył na białym dywanie czerwone kawałki mózgu i kości. Nie spodziewał się, że będzie tak dużo krwi na jego ubraniu, dłoniach i w całej sypialni. Wziął kilka głębokich oddechów i zszedł powoli na dół. Wiedział, że zaraz przyjedzie policja.

#

-Kogo oni przywieźli?

-Ten w koszuli? Pewnie myślisz, że koleś z takim wyglądem nigdy nie popełni przestępstwa. Może się kiedyś zdarzy parę mandatów za parkowanie, ale wygląda łagodnie. Na chwilę przestała pisać, położyła długopis obok i złożyła ręce. Codziennie widziała przestępców, większość miała tatuaże i byli dobrze zbudowani. Ten mężczyzna jednak miał na nosie okrągłe okulary i trochę za dużą, białą koszulę. Zdziwiło ją też to, że jest w kajdankach.

-No wygląda raczej jakby pracował w banku. Nie dał komuś kredytu, czy coś?

-Tutaj muszę cię zdziwić. Tydzień temu go wzięli z domu, proces będzie pojutrze. Ten oto łagodny facet, zabił swoją żonę siekierą.

-Jak to zabił?

-Po prostu. Wziął siekierę i zabił. Tak ją zmasakrował, że na autopsji mieli układankę. Jak go brali z domu, powiedział tylko coś o tym że go zdradziła. Siedział z jej ciałem kilka tygodni, aż sąsiedzi nie donieśli o jego dziwnym zachowaniu.

-Zdradziła? Ale żeby od razu tak masakrować?

-No to słuchaj dalej. Najlepsze w tym jest to, że ona go nie zdradziła. Nie miała z kim. Jak dali mu psychologa, on coś zaczął opowiadać o jakimś nowym z pracy. Sprawdzili cały dom, nie było drugiego ciała, a ten koleś, ten nowy nie istnieje. Psycholog stwierdził że koleś ma schizofrenię i sobie to wszystko wymyślił. Pewnie z sądu wezmą go prosto do czubków.

-No to w końcu coś nowego u nas. Chcesz kawy?

Nie odwracaj się.

#

Nie odwracaj się.

Chyba nie chcesz mnie zobaczyć. Kiedyś widziałeś mnie parę razy w koszmarach. Twoja mama mówiła o mnie kilka razy, chciała cię mną nastraszyć. Udało jej się. Ona we mnie nie wierzy, ale ja istnieję. Ty też kiedyś przestaniesz, ale ja ciągle tutaj będę. Może opowiesz o mnie swoim dzieciom, jak będą w twoim wieku.

Jestem za tobą.

Idziesz teraz sam, jesteś w tym ciemnym lesie. Słyszałeś? Może to wiatr, albo jakiś ptak. Ale czy na pewno nie byłem to ja? Nie jesteś pewien. Czuję twój strach, karmię się nim. Dzięki tobie żyję. Może jestem wytworem twojej wyobraźni? Jesteś jeszcze dzieckiem. Kiedyś dorośniesz i zapomnisz o mnie, ale jak na razie jestem tutaj z tobą w tym ciemnym lesie.

Idź szybciej.

Masz przy sobie latarkę, coś widzisz. Niestety nie widzisz wszystkiego. Jestem przy tobie jak twój anioł stróż, ale nie działam jak on. Podobno zjadam małych, niegrzecznych chłopców. To co o mnie słyszałeś to prawda. Jesteś pewien że to wiatr wprawia liście w szaleńczy taniec, a one zaczynają śpiewać? Może to nie jest wiatr, może byłem ja?

Nie możesz się odwrócić.

Jeszcze trochę, twój dom jest daleko. Odprowadzę cię. Moje istnienie wydaje ci się niemożliwe, ale czy dalej jesteś pewien? Kolejna historyjka, żebyś przestał denerwować mamę. Kochasz ją. Chcesz ją kiedyś jeszcze zobaczyć. No chyba, że ja cię dorwę. Najpierw chyba odgryzę twoją twarz, potem ręce i nogi. Powoli zacznę jeść resztki twoich kończyn i zabiorę się za zakrwawiony korpus. Tak, to jest najlepsze. Na deser postanowiłem wyssać szpik z twoich kości. Dawno nie smakowałem mięsa małych dzieci.

Jednak się odwracasz.

Nie ma mnie. Nie widzisz, światło twojej latarki ledwo oświetla drogę, którą już przebyłeś. Ja jestem po twojej prawej. Dalej nie wiesz która to? Masz problemy z zapamiętaniem, normalne w twoim młodym wieku. Zapomniałem o najlepszej części mojej uczty. Smakowity, trochę słodki mózg! Mózgi dorosłych nie są takie pyszne, są gorzkie, słone i ciężko je przegryźć. Ale ty jeszcze jesteś dzieckiem, więc tym bardziej nie mogę się doczekać tej uczty.

Już widzisz twój dom.

Czujesz się trochę bezpiecznie. Zaraz las się skończy i będziesz w domu. Tam cię nie dopadnę, ale jeszcze chwilę. Już niedługo. Wydaje mi się, że ty nie boisz się że jesteś tutaj sam w tym ciemnym lesie. Nie, o nie. Ty się boisz, że ktoś oprócz ciebie tutaj jest. Myślisz o mnie. O, znowu słyszałeś? To też ja. Dziwne, słyszałeś trzask gałęzi. Jakby ktoś nadepnął na nie. Mogę ci powiedzieć, że to byłem ja. No odwróć się, jestem za tobą. Czujesz mój oddech na karku? Jesteś pewien, że ktoś cię śledzi odkąd tutaj jesteś. Przecież znasz moje imię. Lubię jak się boisz. Czuję twój strach. Ręce ci się trzęsą.

Światło zniknęło.

I co teraz kolego? Boisz się jeszcze bardziej. Obiecaj że nie będziesz krzyczał, to ja obiecuję że nie będzie bolało. Zawsze mogę kłamać. W sumie twój krzyk nie ma znaczenia, bo i tak będziesz już mój. Poczułeś to? Coś jakby dotknęło twojej ręki. Prawię cię miałem, ale masz za małe rączki. Dlaczego biegniesz? Myślisz że cię nie dogonię? Wydaje ci się, że jesteś szybszy. Może masz rację, ale czujesz że ja też zacząłem biec.

Koniec.

Niestety, tym razem wygrałeś. Muszę obejść się smakiem, dzisiaj się nie najem. Dalej będę błądził głodny. Musisz wiedzieć, że pamiętam o tobie. Nie mogę się doczekać, aż znowu mnie odwiedzisz. Ponownie cię odprowadzę, ale mam nadzieję że mnie odwiedzisz. Zaproszę cię na ucztę, a głównym daniem będziesz ty. Mały chłopiec bojący się wracać przez ciemny las do domu. Nie jesteś pierwszy i nie będziesz ostatni.

Będę czekał.

Do zobaczenia!

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *