OPOWIADANIE – Tajemnicze Oko – Karolina Michałowska-Dzięcioł
|Bartuś, zawsze był inny od reszty dzieci. Anorektycznej budowy, ciemnowłosy chłopiec, wolał spędzać czas samotnie, aniżeli z rówieśnikami. Sporadycznie, zdarzały mu się zabawy z innymi dziewczynkami w dom, albo salon piękności. Biedak, zawsze występował wtedy w roli pieska, zajadającego się niewidzialnymi kośćmi lub pozwalał w roli klienta, na terroryzującego go, zabiegi kosmetyczne oraz znęcanie się nad jego kręconymi, niesfornymi kosmykami. Był niesamowitym zbieraczem.
Kolekcjonował wszelakie kamienie, rośliny oraz budowlane odpadki, jakie wpadły mu w ręce. Podczas czasu spędzanego na świeżym powietrzu, spacerował dziarsko z dziecinnym wiaderkiem i łopatką, zbierając wszystkie robaki, ślimaki lub biedronki. W sezonie letnim, polował na motyle, za pomocą łapki do babingtona.
Mama Bartusia, miała dość jego „okazów” które skrzętnie kolekcjonował i zabierał do domu. Właśnie przyglądała się jak syn, bawi się w piaskownicy z innymi dziewczynkami w cukiernię. Był kucharzem. Przyrządzał z namokniętego wodą, piasku rozmaite ciasta, babeczki i cukierki. Lepił pierogi. Nagle, pośpiesznie opuścił stanowisko swojej pracy i przyleciał do matki, drąc się w niebo głosy:
-Mamo, mamo! Spójrz szybko co znalazłem w piaskownicy!
-No, pokaż…- kobieta od niechcenia, spojrzała się na ręce syna, splecione sztywno ze sobą, tak jakby znalazł jakiś skarb. Chłopiec z dumą, odsłonił swoje znalezisko. Było nim niewielkich rozmiarów, galaretowate oko, wyglądające zupełnie jak ludzkie. Nieruchoma, zielona gałka oczna, niemalże wylewała się z otaczającej ją białej masy.
-Co to…? – matka Bartusia, nie kryła swojego obrzydzenia.
-Chyba jakieś oko- odparł rozentuzjazmowany Bartuś. W rzeczy samej nigdy wcześniej nie dokonał takiego odkrycia. Wszystko co paskudne, zgniłe lub martwe, wywoływało w jego dziecięcym mózgu, niepohamowaną ekscytację.
-Czy to oko jest żywe? Może po jakimś zwierzęciu?- matka, zagaiła Panią Bartusia, która właśnie zbliżyła się do nich, zaglądając kobiecie przez ramie.
-Nie, na pewno nie, co oko zwierzęcia miałoby robić tutaj w piaskownicy!- parsknęła oburzona, stawianym jej zarzutem- Wygląda mi to na jakąś dziecięcą zabawkę- przyjrzała się bliżej pochylając głowę- Pewnie, któreś z dzieci ją zgubiło.
-Wyjątkowo paskudna zabawka…-mamę Bartusia, aż wykręcało z obrzydzenia, ilekroć spojrzała się na nie. Przez chwilę, odniosła niepokojące wrażenie, iż rozlewająca się z dłoni chłopca, gałka oczna, wpatruje się z chłodnym zawzięciem, w nią samą. Poczuła, jakby spotykała się właśnie spojrzeniem z kimś żywym lecz całkowicie obcym, zupełnie jak na ulicy. I nie było to przychylne spojrzenie, ani pozytywne odczucie.
-Bartuś, wyrzuć to paskudztwo, ale to już!- krzyknęła władczo- To jest na pewno brudne. No już, wyrzucaj to do kosza!- wskazała chłopcu palcem, na mieszczący się z tyłu Przedszkola, kontener. Jej działanie, spotkało się z milczącą aprobatą, zdziwionej Przedszkolanki.
-Nie chcę wyrzucać tego oka…- w oczach dziecka, pojawiły się pierwsze, drobne łzy- Ono jest fajne, chce je zabrać do domu, do pokoju.
– Do domu? Mamy trzymać coś tak obrzydliwego w domu? – twarz mamy Bartusia, poczerwieniała groźnie- Ani mi się śni! Wystarczą mi już te twoje ususzone motyle, papierki po cukierkach i głazy. Cały Twój pokój to jedno wielkie wysypisko! Wyrzuć to paskudztwo, natychmiast, ale to już!- krzyknęła, siląc się na coraz większą srogość. Bartuś posłusznie, odwrócił się i wolniutko podreptał w stronę, gdzie miało zakończyć się jego marzenie o posiadaniu dziwnego oka. Kiedy doszedł już do celu niemalże zderzając się z brudnym i śmierdzącym kontenerem nosem, odwrócił się i ukradkiem zerknął na obie, oddalone od niego kobiety. Stały cały czas w tym samym miejscu, odwrócone od chłopca plecami, żywo rozmawiając i gestykulując. Bartuś westchnął ciężko i jeszcze raz spojrzał się na ziejące, chłodną zielenią oko. Sięgnął ręką, do tylnych kieszeni swoich spodenek moro. Wyjął stamtąd liczne paragony po zakupach rodziców, które ukradkiem podkradał, w celach kolekcjonerskich, do własnych zbiorów.
Oglądając się dla bezpieczeństwa przez ramię, wyrzucił je do kosza, natomiast oko w błyskawicznym tempie wylądowało w ich miejscu.
Oko zostało schowane na dnie szuflady Bartusia. Zakryte licznymi kartkami, zeszytami i wyklejankami. Chciał wierzyć iż oko jest żywe lub należało do kogoś w przeszłości. Kiedy matka, wyszła z pokoju, wyciągnął je i zaczął zabawę. Oko, fruwało w powietrzu, turlało się po dywanie i całym pokoju, a nawet przemawiało głosem, należącym do chłopca. Radości, było z tego co niemiara.
-Ty widzisz mnie, prawda?- zagaił, trzymając je w ręku. Ono sprawiało nieszczęsne wrażenie, jakby zaraz miało się rozpłynąć w jedną, biało-zieloną masę. Ewidentnie ucierpiało, na tych, ekspresyjnych, dzikich zabawach. – Patrzysz się na mnie teraz, widzisz mnie, ja to dobrze wiem! – chłopiec, z zadowoleniem, obrócił nim w ręku- Jesteś okiem, które wypadło kościotrupowi, pogrzebanemu żywcem w tej piaskownicy! Groźnym okiem, śmierci i zemsty na ludziach, którzy żyją!- krzyknął i uniósł zmaltretowane oko, w górę- Ja nie żyję i wy też wszyscy umrzecie, tak wam mówi wasze, wspaniałe oko! Dopóki ja widzę, to będziecie umierać!
Nagle zza drzwi, Bartuś usłyszał głos matki. Była już godzina 19. Czas położyć się spać.
-Do zobaczenia, bohaterski oku kościotrupa- pożegnał się niegramatycznie lecz czule chłopiec, otwierając szufladę. Otworzył pięść, i uwolnił oko, które posłusznie, sturlało się do jej wnętrza. Już miał ją zamykać, gdy nagle, ono mrugnęło do niego.
-Ty mnie serio widzisz?- zapytał, drżącym, pełnym podekscytowania głosem i jeszcze raz zachłannie chwycił po grudkowatą, kleistą masę. Podjął kilkakrotne próby skonfrontowania się z nim i odwzajemniał, tamte przypadkowe mrugnięcie. Bez skutku. Oko pozostało nieruchome. Zawiedziony Bartuś, energicznie cisnął nim w szufladę i niechlujnie okrył stosem papieru. Usłyszał ponaglający go do spania głos matki.
-Idę no, już idę spać!- krzyknął i zgasił lampkę. Okrył się pościelą, aż po uszy i zapadł w błogi sen.
Obudził się jak zwykle w środku nocy. Od pewnego czasu, wstawanie z łóżka na siku, stało się jego codziennością. Jednak nie uczynił tego od razu, po przebudzeniu. Czuł się niepewnie, nieswojo w tym pokoju. Czuł się…jakby obserwowany.
Chłopiec, zapalił lampkę, znajdującą się na wyciągnięcie jego dziecięcej ręki. W malutkim pomieszczeniu, zapanowała jasność. Jednak natrętne uczucie bycia obserwowanym, prześladowało dziecko przez cały czas. Zsunął delikatnie kołdrę, po czym postawił nogi na zimnej podłodze. Spojrzał się na nie, czując przejmujące zimno. Nagle serce chłopca, zaczęło bić mocniej. Na podłodze, leżało oko i patrzyło się prosto na niego, z wyrzutem. Nie było już jednak, tak zdeformowane jak po wspólnej zabawie. Glutowata masa była zdecydowanie bardziej zwięzła, zasklepiona. Wyglądała jak rzeczywiste, wyjęte z oczodołów oko.
-Dlaczego wychodzisz samo z szuflady, chociaż ci na to nie pozwoliłem?- zapytał zlękniony chłopiec, przyglądając mu się w skupieniu. Rozgniewane spojrzenie, napawało go strachem. Nie radził sobie psychicznie, z wrogością bijącą intensywnie z zielonej tęczówki. Delikatnie, uniósł prawą stopę i dotknął subtelnie oka, największym palcem. Poczuł zimną wilgoć, przechodzącą na jego ciało i czym prędzej odsunął się, zahaczając przy tym boleśnie piętą, o ostry kąt łóżka. Chłopiec jęknął cicho, przytrzymując zadrapane miejsce. Gdy odwrócił z powrotem wzrok, w stronę oka, zauważył małą stróżkę, przezroczystej cieczy, płynącej po podłodze, w jego kierunku. Oko się widocznie zaszkliło. Chłopiec, rozluzował się nieznacznie.
-Płaczesz?- zapytał, wpatrując się ze zrozumieniem w krople, wylewające się z wnętrza oka- Nie płacz, jutro się z Tobą pobawię, Panie Kościotrupie- obiecał- Teraz nie mogę, bo jest już noc, a Ty miałeś ją spędzić w szufladzie, a nie na ziemi- upomniał. Zebrał się na odwagę, podniósł, całe mokre od łez oko i zamknął z powrotem. Zwilgotniałą rękę, wytarł w piżamę, a niewielką kałużę, znajdującą się przy łóżku, jej rękawem. Bartuś wyszedł do toalety i wrócił z powrotem. Rozejrzał się po całym pokoju, sprawdził każdą powierzchnię dookoła łóżka, chcąc stwierdzić nieobecność oka. Ono spoczywało spokojnie na dnie szuflady. Zapadł w głęboki sen.
Rankiem, obudził go głos matki, wzywający do wstania. Chłopiec, przewrócił swoją głowę na lewą stronę poduszki. Czuł, że ktoś się jemu bacznie i uważnie przygląda. Pomalutku, zaczął odklejać, swoje zaspane powieki. Krzyknął rozpaczliwie, gdy pierwszym co ujrzał był błyszczący bystro wzrok skierowany w jego stronę. Oko leżało na poduszce. Parę milimetrów od jego oczu.
——————————————————————————————————————-
Bartuś, siedział ze swoją przyjaciółką z gimnazjum, Magdaleną na przystankowej wiacie. Czekali na autobus, mający odwieźć ich do domów. Zaciągnął się bohatersko, śmierdzącym papierosem, który właśnie trzymał w ręku. Jego smród, przeniósł mu się na skórę, całe ubranie i włosy. Przesiąkł dymem. Próbował odpędzić z głowy, rozpaczliwe myśli, koncentrujące się na gniewie jego rodziców, gdy niechcący wyczują iż znowu palił.
-Masz jeszcze, może ten kokosowy krem do rąk?- zapytał Magdaleny. Ona upiła, ostatni łyk taniego piwa i ostentacyjnie zgniotła swoim glanem, puszkę. Sięgnęła do plecaka i w milczeniu, podała mu wąską, białą tubkę.
-Dziękuje- odparł niepewnie, wydobywając z niej, sporą ilość, pachnącego kosmetyku. Zaczął wcierać go sobie energicznie w ręce.
-No już starczy!- krzyknęła oburzona Magda- Bo mi zużyjesz cały!
Wyrwała, osłupionemu Bartkowi, krem z rąk, po czym z nabzdyczoną miną, wrzuciła go z powrotem do plecaka. Ku rozpaczy Bartka, odpaliła kolejnego papierosa.
-Co się tak gapisz?- rzuciła znienacka- Przeszkadza Ci to, że palę? Palę i będę palić już zawsze. Ty i tak zamiast jak facet palić grubego, to jarasz cieniasy jak baba- prychnęła pogardliwie.
-Jesteś na mnie o coś zła?- zapytał Bartek. Czasami czuł się dziwacznie w towarzystwie Magdaleny, ale jednak z nikim innym, rozmowa nie przychodziła mu z taką łatwością.
-Nie, wcale nie, zupełnie nie- cmoknęła głośno, odsuwając papierosa od ust- Pamiętasz, jak kilka dni temu, powiedziałam ci, że mi się podobasz, kocham cię i chyba moglibyśmy być parą, także w szkole?
-No, tak pamiętam- odjęknął niepewnie chłopak.
-No i ?
-No, nie wiem co zrobiłem…- utkwił wzrok w czubku swoich ubłoconych butów.
-No właśnie nic! – krzyknęła- Jak zwykle. Normalny mężczyzna to by już pocałował namiętnie kobietę, a potem poszedł z nią do łóżka. Takie są normalne relacje międzyludzkie. Ale ty oczywiście nic o nich nie wiesz i masz je w dupie! Nie dziwię się, że nikt w klasie z tobą nawet nie gada i że mają cię za sztywniaka.
Bartek, poczuł jak policzki, oblewa mu rumieniec wstydu. Właśnie, tego się bał. Kiedyś ich relacja, była czysto koleżeńska. Od rozpoczęcia drugiej klasy gimnazjum, kiedy zaczęły formować się pierwsze, szkolne pary, w Magdalenę wstąpił jakiś demon. Skierowany prosto w jego stronę. A Magda nie należała do zbytnio nieśmiałych dziewcząt i śmiało dochodziła swoich rozmaitych praw.
-Może mnie chociaż niezobowiązująco pocałujesz?- przerwała milczenie, wśrubowując się spojrzeniem, prosto w jego oczy. Coś mu to, okropnego przypominało.
-Teraz…?- szepnął strachliwie i poczuł jak jego ręce zamieniają się w jedną, wielką ślizgawkę. Teraz, kiedy Magdalena przed chwilą paliła, i ze środka ust, wydobywa się ten siarczany, trudny do zniesienia odór?
-Tak myślałam- pokiwała głową- Jesteś zwykłym tchórzem. Nadajesz się tylko do zbierania tych wszystkich śmieci, które trzymasz w domu. Dziwię się Twojej matce, ja bym ci je już wypierdoliła, bo śmierdzą bardziej niż te szlugi- wskazała na otwartą, leżącą na ławce, paczkę. Nie, to nie. Łaski bez. Pocałuje się z Piotrkiem. W sumie, to i tak o niego mi chodziło. Na tobie to chciałam tylko przyjacielsko sobie poćwiczyć.
Bartek odetchnął z ulgą. Nie, żeby Magda mu się w ogóle nie podobała. Ale wizja, wymuszonego lecenia z nią w ślinę, skutecznie go odpychała. Dobrze, że Piotrek, szkolny zawadiaka, go w tym wyręczy. Ciężkie brzmię, obowiązku wobec wyzwolonej przyjaciółki, właśnie zluzowało swój żelazny uścisk.
-Wiesz, Piotrek to podoba się wielu dziewczynom, nie inaczej jest też ze mną- wtrąciła, spoglądając na niego, dumnym wzrokiem, zza swoich utlenionych, na biel, krótkich kosmyków. Na jednym, dyndała jej przypięta różowa spineczka, w kształcie serduszka. Tego nie umiał zrozumieć Bartuś. Taka dorosła, pije, pali, przeklina, ale we włosy wpina dziecięce gadżety.
-Pasujecie w sumie do siebie-odrzekł, skupiony na leżącym na ziemi, pecie. Dla pewności, jeszcze raz starannie, dogasił go butem. Zauważył, że oczekiwany przez nich, autobus się zbliża. Drygnął energicznie, Magda jednak, usadziła go z powrotem na ławce.
-Autobus…-odrzekł nieśmiało, pokazując jej palcem, na zatrzymujący się pojazd.
-Siedź tutaj- powiedziała władczo. Pogadamy o mnie i o Piotrku. Jak to do siebie pasujemy?
-Słuchaj, muszę jechać tym autobusem, jeśli znowu się spóźnię do domu, dostanę kolejny szlaban. Przez Ciebie.
-Jaki Ty jesteś nudny- pogarda Magdy, zyskiwała na sile- Zamiast z ludźmi normalnie pogadać jak człowiek, to wracasz do tych swoich rupieci? Jak będziesz miał żonę, to też będziecie w takim syfie mieszkać i wszystko zbierać jak menelstwo?
Bartek usiadł bezwładnie na ławce, z tęsknotą spoglądając na oddalającą się już, znajomą linię.
-Uwierz mi, wcale nie uśmiecha mi się tam wracać. To nie jest tak jak ty sobie myślisz.
-Więc jak jest? Nie lubisz ludzi, dobrze to wiem, zwłaszcza mną gardzisz. Tylko to powiedz.
-Nie gardzę Tobą!- krzyknął- Jesteś jedyną osobą, z którą dobrze mi się rozmawia.
-Niby dobrze Ci się ze mną rozmawia, niby jedyna osoba, a nie mówisz mi o swoich sekretach ani problemach!- krzyknęła oskarżycielsko- Kurwa, co to za przyjaźń. Ja przed Tobą serce otwieram, a Ty nawet nie masz chęci, jeszcze trochę pobyć tutaj ze mną.
-Ale Magda…ja nie mam problemów. Mam jeden, ale jest naprawdę dziwny i wyśmiałabyś go z pewnością.
-Wyśmiałabym go? Wyśmiała?! Czy ja się kiedykolwiek wyśmiewałam z Ciebie?
Bartkowi, stanęły przed oczami, niezliczone sytuacje szkolne, kiedy Magdalena w istocie wyśmiewała się z niego. Jednym z głośniejszych głosów.
-Uwierz mi Magda…to jest dziwne…do tego stopnia dziwne, że nawet ja czasami nie wierzę, że to prawda i że ja w tym nadal tkwię.
-Wal kurwa śmiało!- krzyknęła- Nie widzisz, że jestem najebana? Przyjmę wszystko co najdziwniejsze.
Tak, pijana…pomyślał Bartuś. Jednym piwem….
-Mów, kurwa! Jak na spowiedzi! Kto, Cię lepiej zrozumie, niż ja? Wyrzuć to z siebie.
-Widzisz- sięgnął do kieszeni swojej skórzanej kurtki i zaczął w niej gmerać- Problem jest bardzo dziwny. Można jednak powiedzieć, że całe jego źródło, pochodzi stąd- wyciągnął w stronę Magdy, uniesioną dłoń, złożoną w uścisku. Ona, ciekawsko, natychmiast ją poluzowała. Ujrzała, ludzkich rozmiarów, okrągłe oko z zieloną tęczówką.
-Co to, za gówno?- rzuciła pogardliwie.
-Oko. A przynajmniej wiem tylko tyle.
-Skąd ty je masz? Wygląda jak prawdziwe!- wyrwała mu je, błyskawicznie z ręki.
-Zostaw! Oddaj mi te oko!- krzyknął ochryple Bartek.
-Błe, ohyda!- krzyknęła z obrzydzeniem, gdy poczuła obślizgłą, materię z jakiej skonstruowane było oko- Zabierz je ode mnie, ono się kurwa na mnie patrzy!
Bartek, odebrał je delikatnie i schował do kieszeni.
-Boże…co to jest…wyobraź sobie, się zjarać i tak patrzyć, przez pół godziny, w to oko! – zaśmiała się – Przerażające.
-Uwierz mi, nie trzeba się zjarać, aby zniszczyć tym sobie psychikę. Wystarczy stać się jego właścicielem.
-Nie chcesz go mieć, to podrzuć go komuś do plecaka, albo zwyczajnie wyrzuć. Nie wiem, jaki ty masz z nim problem.
-Myślisz, że nie próbowałem tego zrobić? Próbuję od lat. A później znajduję je ponownie w kieszeni spodni, w szufladzie, lub na biurku, patrzące się oskarżycielsko w moją stronę…
-Zaraz, zaraz poczekaj, ja czegoś tutaj nie rozumiem…Ono, wraca, jak to? W ogóle co to jest za oko, z czego to jest zrobione, bo w dotyku jest jak żywe! Skąd Ty je wytrzasnąłeś?
-Znalazłem je kiedyś, pogrzebane w piasku, bawiąc się w przedszkolnej piaskownicy. Zabrałem je. Od tej pory mnie prześladuje.
-No tak, instynkt zbieracza, był w Tobie jak widać od zawsze…To po cholerę, żeś je brał? Trzeba je było tam po prostu zostawić.
-Wiem, wiem, myślisz, że ja tego nie żałuje?! Naprawdę tak myślisz? Gdybym wiedział, to wszystko co wiem teraz, zasypałbym je do tego, potrójną porcją piachu.
-W przedszkolu, w piaskownicy, takie oko? Co to ma znaczyć?
-Nie wiem. I nie wiem czy chcę wiedzieć.
-To mi, wygląda na jakieś zjawisko paranormalne- sięgnęła po paczkę papierosów, wyciągając jednego- I to grube, zjawisko paranormalne.
-Wierzysz w takie rzeczy?- Bartek spojrzał się na nią z niedowierzaniem i nadzieją.
-Pewnie, że tak! Oglądam mnóstwo horrorów. Jeśli ktoś je napisał, a potem zrobił na ich podstawie film, to na pewno coś takiego musiało mieć miejsce. Ludzie nie są aż tak oryginalni. Sama doświadczyłam kiedyś podobnych kontaktów z siłami nadprzyrodzonymi, więc wiem o czym mówisz- Magda, wyciągnęła z fioletowej kosmetyczki, krwistoczerwoną szminkę, zaczynając okrężnymi, niewprawionymi ruchami malować usta. Wychodziła za ich linię.
-Jakich?- na jego twarzy zaczęła malować się nadzieja. Magda jest jak widać kobietą jego życia i może warto przemyśleć jednak ten pocałunek i związek. A w przyszłości, w małżeństwie, pozbycie się tych wspominanych przez nią gratów z pokoju.
-Czasami, w nocy słyszę jakieś takie dziwne pukanie i jak gaszę światło, to mam wrażenie, że ktoś jest ze mną w moim pokoju. Ostatnio, po obejrzeniu „Egzorcysty” tak miałam.
No tak. Bartek jej opowiada o tajemniczym, powracającym oku, Magda o skutkach oglądania filmów o opętaniach.
-Ale, masz rację, Twoje oko jest gorsze- odpowiedziała przytomnie- Wiesz, myślę, że gdybyś chodził do Kościoła i modlił się w tej intencji to byłoby ok. Albo poprosił księdza, o odprawienie egzorcyzmów nad Tym okiem, może włada nim jakiś demon.
-Mam iść do księdza i pokazać mu to oko?- zapytał z niedowierzeniem w głosie.
-A czemu by niby nie? A jak Ty po kolędzie, pokazujesz mu kopertę z pieniędzmi to jest ok? Niech on zobaczy Twoje oko. Znajdujesz się w posiadaniu opętanego przedmiotu i jego psim obowiązkiem jest odprawić egzorcyzm. Kto wie, może to oko szatana ?
-Przestań…-uciął- Nie załamuj mnie bardziej…
-A twoi rodzice, wiedzą o tym oku i nic nie robią?
-Pomińmy tą kwestię….Borykam się z tym całkowicie sam. Wątpię, aby oko było opętane, chociaż przejawia zdolności nadprzyrodzone. Wątpię, ponieważ, ono ma uczucia…
-Jak to ma uczucia?!- krzyknęła- To oko ma uczucia?!
-Tak…Ty teraz tego nie widzisz, ale gdybyś spędziła z nim tyle lat co ja, a będzie to już jakieś osiem, to dostrzegłabyś to. Już pierwszego dnia, dało znać o swojej niezwykłości. Ono jest w stanie nie tylko się przemieszczać, ale i płakać…zupełnie jak człowiek. Płaczę, za każdym razem, kiedy schowam je przed światem lub podejmę próbę pozbycia się go ze swojego życia. Dotykałem jego łez…są prawdziwe. Próbowałem ustawić je i trzymać godzinami przed laptopem, napromieniowywać lampą, sztucznym światłem… jest później przekrwione, pojawiają się krwisto czerwone żyłki…Ono chce być ze mną i patrzeć się na mnie w nocy, zupełnie tak jakby chciało mieć nade mną i nad tym co robię, całkowitą kontrolę. Jak Wielki Brat…Poza tym, ma miliony tak bardzo różnych, tak bardzo ludzkich spojrzeń. Gniewu, rozpaczy, nienawiści, złości, czasami lęku i bojaźni. Mam jednak wieloletnie wrażenie, że ono mną tylko i wyłącznie gardzi. A wszystkie podległe i zlęknione spojrzenia, związane są z obawą iż utraci nade mną i nad całym moim życiem kontrolę. Jest złe, gdy mnie nie widzi…
-Gadasz jak potłuczony- Magda, przerwała zdecydowanie- Nie możesz być bierny, bo nigdy się od niego nie uwolnisz. Chcesz, żeby to oko, nocami patrzyło się jak uprawiasz seks z żoną?
Bartek po raz kolejny skulił się w sobie. Znowu się zaczyna.
-Moim zdaniem, albo to oko jest zwyczajnie opętane, albo to jakiś spisek rządzących, kosmitów i ktoś cię za pomocą tego oka, po prostu podgląda i śledzi. Jeśli krępujesz się powiadamiać swojego proboszcza, proponuje pozbycie się tego zboczeńca i podglądacza raz na zawsze. Musimy oddać go właścicielowi.
-Jak to?
-Co, jak to? Skoro jest żywe, i ma uczucia, to musi do kogoś należeć…
——————————————————————————————————————
Bartek z Magdą, zapukali do drzwi wejściowych. Stali właśnie przed malutkim, skromnym domkiem, mieszczącym się na przedmieściach Warszawy.
-Nie wiem, czy to jest dobry pomysł…-wyszeptał cichutko, do swojej towarzyszki.
-A masz może lepszy?
-Nie…
-W takim razie, bądź cicho. W mojej opinii, powinieneś to zrobić już dawno.
Usłyszeli dobiegające zza zamkniętych drzwi, kroki. Nagle, otworzyły się one, ukazując wysoką kobietę, w średnim wieku, z wyraźnie przemęczoną, zaspaną twarzą. Bartek, próbował wytężyć cały swój umysł, aby poznać kobietę, wyglądała teraz tak staro i mizernie. Najbardziej przerażały jej zapadnięte mocno oczodoły i policzki. Drobne, wąskie usta miała okryte białym nalotem, brązowe włosy, były odchylone od tyłu. Miała chyba jedno z najwyższych czół, jakie Bartek i Magda kiedykolwiek widzieli.
-Dzień dobry!- odezwała się Magda- Chcielibyśmy z Panią, o czymś na chwilę porozmawiać.
-Kim jesteście? – kobieta, zaczęła tasować dwójkę nastolatków, niezbyt przychylnym wzrokiem. Utkwiła go w stojącym za Magdaleną, Bartku.
-Kogo, moje oczy widzą! Bartuś, jak Ty wyrosłeś, chłopaku, jaki przystojny…
Chwilowe podekscytowanie i ciekawość, wymalowały się wymownie na twarzy kobiety. Magda, mrugnęła ukradkiem do niego oczkiem, zaś sam zainteresowany stał jak wryty nie mogąc wydobyć z siebie żadnego słowa. Przyglądał się paznokciom u stóp kobiety, wystającym z domowych kapci. Były niesamowicie długie i pożółkłe.
-Czego ode mnie chcecie?!- warknęła znienacka, tak jakby weszła w nią druga, mniej uprzejma część jej osobowości.
-Mamy do rozwikłania pewną sprawę…-kontynuowała Magda- Trudną i dziwną sprawę. Liczymy, na to że może Pani, nam pomoże cokolwiek zrozumieć.
-A co ja mam wspólnego z waszymi sprawami?
-Ta sprawa, dotyczy wydarzenia, do jakiego doszło, wiele lat temu na terenie Przedszkola, w którym była Pani zatrudniona. Nadal się ciągnie.
-Wejdźcie dzieci…- zaprosiła, skinieniem swojej wychudzonej ręki, otwierając szerzej drzwi. Magdalena dziarsko wtargnęła do środka mieszkania. Bartek, szedł z tyłu, za nią, jak na ścięcie głowy. Do tej pory, pomysł Magdy nie wydawał mu się dobrym. Nie po to, tyle lat żył w ciszy i strachu, aby teraz sprzedawać ludziom swoją tajemnicę. Wierzył, że samotność pozwoli mu na poznanie prawdy. Niestety, kierowany chwilową słabością, wyznał wszystko Magdalenie. A ona, bez pytania i pozwolenia, przejęła stery i rozpoczęła akcję. Cóż innego, miał robić w tym momencie, niż dreptać za nią w milczeniu? Magdalena szła pewnym krokiem, wyczuwając w powietrzu, gęste i podejrzane zapachy kadzideł, odwróciła się i niepewnie spojrzała na swojego towarzysza. Rozchyliła delikatnie swoje usta, jednak patrząc na odwracającą się w ich kierunku, Przedszkolankę, która właśnie zamykała za nimi drzwi, nie wydobyła z siebie ani jednego słowa.
-Spokojnie, dzieci, przecież ja was wypuszczę!- zaśmiała się kobieta, widząc najwyraźniej zaskoczenie Magdy.
Ta patrzyła się na malutką kapliczkę, wyglądającą z sąsiedniego pokoju. Drzwi do niego były szeroko uchylone, ukazując własnoręcznie zbudowany przez kobietę ołtarzyk, przykryty purpurowym obrusem. Na stole, stały dwie, podłużne, czarne świeczki, kilka książeczek oraz szklany kielich, nakryty strzępkiem fioletowego materiału.
-Nie bójcie się, to takie moje malutkie oratorium, tutaj oddaje się często modlitwie i zamyśleniu- skomentowała kobieta. Jednak dwójka gości, wpatrywała się w kapliczkę dalej, jak sroka w gnat.
-Bartek- odezwała się znienacka Magda- Po prostu to pokaż.
Chłopak, obdarzył ją niepewnym, strachliwym spojrzeniem.
-No pokaż no, to! – krzyknęła mocniej.
Bartek sięgnął do kieszeni i wydobył z niej połyskujące oko.
-Znalazłem to kiedyś, w piaskownicy na podwórku, pamięta Pani? – zagaił, dziwiąc się, że w ogóle zdobył się na tą odwagę. Ba, nawet głos mu nie zadrżał! Kobiecie, rozbłysły oczy na jego widok.
-Pamiętam doskonale…-odrzekła- Miałeś, je wyrzucić.
-Ale, zabrał je ze sobą- wtrąciła Magda. Kobieta, obdarzyła ją nienawistnym, przenikliwym spojrzeniem i wymownie chrząknęła. Dziewczynie, gul podszedł, aż do samego gardła.
-Jeśli je zabrałeś, a więc uczyniłeś to, co uznałeś za stosowne, nie mogę już nic poradzić, ani udzielić ci żadnej pomocy, przykro mi – ucięła. Zaczęła zbliżać się do drzwi.
-Uczynił to co uważał za stosowne? On był dzieckiem!- krzyknęła Magda.
-Nieważne- odparła kobieta- Pragnienia ludzkie nie znają wieku.
-Pani, coś wie o tym oku, ja to widzę!- krzyknął Bartek- Pani, doskonale wie, o czym my mówimy i jaki mamy z nim problem!
-On tam spał zasypany…obiecywał już więcej nie patrzeć… każdy z nas, jest na swój sposób od zawsze obserwowany, nie każdy jednak dostaje okazję, aby spojrzeć na świat jego oczami.
-Jego, czyli kogo?- Bartek, czuł jak po karku, spływa mu stróżka potu. Dalej nic nie rozumiał. Magdalena, stała także bezradnie, będąc najwyraźniej osłupiona. Kobieta, otworzyła im drzwi, wskazując im palcem, drogą powrotną.
-Błagam, jeśli Pani coś wie na ten temat, niech mi to Pani powie… nie jest już ważne, co to jest. Jak mogę się tego pozbyć? – ciężko dyszał. Nie mogąc znieść, drwiącego spojrzenia, jakim teraz, promieniowało oko, schował je z powrotem.
-Nikt się jeszcze go nie pozbył- westchnęła- Nie jesteś pierwszym, który dorastał na jego oczach. Nie pozbywaj się go, bo to czego doświadczyłeś, jest nagrodą, nie karą.
-Za co niby?- Bartek poczuł jak, jego oczy zaczynają wilgotnieć. Obraz zaczynał zamazywać mu się coraz bardziej.
-Wyjdźcie- rzuciła chłodno kobieta.
Magdalena pociągnęła, chłopaka za rękę.
-Chodź, bo się zaraz udusimy tymi kadzidłami.
Wyszli z domu, a kobieta zatrzasnęła wymownie drzwiami.
——————————————————————————————————————–
To wydarzenie, upewniło Bartusia, w przekonaniu o mistyczności zdarzenia, którego stał się uczestnikiem w dzieciństwie. Oko patrzyło, przez wiele lat, jak chłopiec dorasta i za żadne skarby nie chciało oddalić się od niego. Doszedł do wniosku, że bycie, istnienie jako wyłącznie subiektywna jednostka to przekleństwo.
Ile ludzi, dałoby wiele, za możliwość zobaczenia czegoś, usłyszenia czyimiś oczami, uszami. Poczucia, czyimiś nozdrzami. Bartuś nie mógł dłużej uciekać przed własną legendą. Bez żadnego większego przygotowania, uniósł ogromny, kuchenny nóż i zwinnym, ruchem wydłubał sobie prawe oko. To, momentalnie wytoczyło się z oczodołu, z gracją najprawdziwszej baletnicy. Ból był nieziemski, lecz czymże jest namacalny, wyczuwalny fizyczny ból w przeciwieństwie do nieustannego, porażającego poczucia śledzenia, obserwacji, zagrożenia? Bartek, wepchnął swojego odwiecznego, kulistego prześladowcę w puste miejsce po własnym oku. Był już niemalże na granicy wytrzymania, ślepota oraz mroczna pustka której doświadczył nie były jednak w stanie go powstrzymać.
Ku jego zdziwieniu pomimo braku jakiegokolwiek przygotowania, oraz wiedzy odnośnie „ zabiegu”, oko precyzyjnie zasklepiło się w pustym miejscu obdarzając go nową rzeczywistością, nowym zmysłem widzenia. Wszędzie,w pokoju była krew. Bartuś, z przerażeniem odkrył, iż jej źródłem były przeraźliwie zmasakrowane ciała i twarze, ludzi którym kiedykolwiek on sam, życzył śmierci lub nieszczęścia.
Od tej pory Bartuś, został obdarowany dwoma, różnymi perspektywami, dwoma oddzielnymi obrazami. Gdy wybiegł z przerażeniem, z domu, odkrył iż widzi mijających go ludzi, na dwie, zupełnie odmienne od siebie perspektywy. Jedna, była tą, którą pokazywali się światu na co dzień, zaś obraz doświadczany tajemniczym okiem, ukazywał ich brudną, nieczystą naturę. Bartuś, widział jak przechodzący nieopodal młody mężczyzna, w jednym oku, zalotnie patrzący się na kobietę w białej sukience, w drugim łapie swą zdobycz, brutalnie ściągając sukienkę, gwałci ją jak dzikie zwierzę. Sam widok tej odrażającej sceny, sprawił, że chłopakowi zrobiło się niedobrze. Chciał krzyknąć, chciał ostrzec dziewczynę, lecz żadne dźwięki, nie mogły wydostać się przez jego gardło.
Poczuł nienawiść do napastnika, który w oczach innych ludzi, był tylko przechodzącym nieopodal, nieśmiało spoglądającym na dziewczynę, chłopakiem. Bartuś, ogarnięty okropną wizją, rzucił się do ucieczki, przebiegając pomiędzy syczącymi z nienawiści ludźmi. Kolejnym okropnym bodźcem okazał się idący w garniturze, korposzczur, który „prześwietlony” przez widzącego prześladowcę Bartusia, został ukazany jako brutalny morderca swojego szefa.
Im więcej ludzi, omijał, biegnąc, tym więcej obrazów zła, nienawiści i okrucieństwa doświadczał. Z całej siły, próbował skupić swoją uwagę na obrazie w prawym oku, lecz to ta pierwotna, brutalna siła wdzierała się do jego głębi coraz mocniej, zatruwając mu spokojny, codzienny widok. Bartusiowi, coraz mocniej kręciło się w głowie, ból stawał się coraz bardziej nie do zniesienia. Chłopak padł wycieńczony na ziemię.
—————————————————————————————————————
-Proszę, Pana, proszę, Pana czy Pan mnie słyszy?- zapytał ktoś, ciepłym, kojącym głosem.
Tak, Bartuś słyszał, słyszał dokładnie wszystko. Nie widział nic, lecz inne bodźce docierały do niego z całą swoją intensywnością. Wiedział, że leży teraz na łóżku, a piekielny ból wypala mu cale oczodoły. Czuł się jednak bezpiecznie. Bezpiecznie i spokojnie.
-Tak, słyszę- odparł – Dlaczego ja….?
-Proszę się nie szarpać!- usłyszał stanowczym głosem, wypowiedziany rozkaz. Ten głos nie znosił sprzeciwu. Toteż Bartuś przestał.
-W końcu Pan odzyskał przytomność. Ból Pana całkowicie wycieńczył, ale to nie dziwota. Stracił Pan jedno oko. Na szczęście będzie Pan widział, potrzeba tylko na razie więcej wypoczynku, niech Pan nie ściąga na siłę plastrów.
Oko. Tak, to oko, któremu pozwolił w sposób diabelski odtworzyć swoją rzeczywistość, któremu pozwolił zobaczyć jego świat takim jakim go widzi. Ta obrzydliwa, plugawa perspektywa, która od zawsze chciała, stać się częścią jego wrażliwej, chłonnej spokoju osoby.
-Straciłem oko…ale będę widział…- powtórzył Bartuś, pełen jakiejś nowej, nieznanej mu ostatnio nadziei.
-Tak….- potwierdził głos- Stracił Pan lewe oko, nie było nadziei na odzyskanie w nim wzroku. Na szczęście udało się nam uratować to prawe….
Kochalina Miłosna