Prawda półostateczna – Philip K. Dick
|ŻYCIE POD ZIEMIĄ
Stanął w ogniu nasz wielki dom
Dym w korytarzach kręci sznury
Jest głęboka, naprawdę czarna noc
(…)
Więc chwytam kraty rozgrzane do białości
Twarz swoją w ogniu widzę, twarz w przekleństwach
A obok sąsiad patrzy z ciekawością
Jak płonie na nim kaftan bezpieczeństwa
– Strachy na Lachy
Kolejne wznowienie klasyki Dicka. Kolejny nowy przekład. No i kolejna świetna książka świetnego autora. jakaś taka niepokojąco na czasie, no ale masa wizji i masa pomysłów legendarnego autora była, jest i będzie mocno aktualna. Co ważne, zarówno jako powieść z ambicjami, z paranoją i przesłaniem, i jako rozrywkowa fantastyka z ciekawą wizją, zagadką i tajemnicą, „Prawda półostateczna” sprawdza się znakomicie.
Pod koniec XX wieku zaczyna się trzecia wojna światowa. Atomowa. Wschód kontra Zachód. Ziemia staje się polem bitwy, a jej powierzchnia nie nadje się do życia. dla ludzi nadchodzi czas zejścia pod ziemię, gdzie jedyne, co na nich czeka, to produkcja borni w rytm propagandowych haseł, zachęcających do działania. Każdy już ma dość, każdy chciałby wyjść, a gdy w końcu jedna z osób wydostaje się na powierzchnię, odkrywa, że nic nie jest takim, jakim się wydawało…
Macie tak, że w trakcie robienia czegoś, słuchacie sobie konkretnej muzy? W trakcie czytania tego nie robię, jednak skupiam się na lekturze, ale już przy pisaniu jak najbardziej, i kiedy stukam te słowa, słucham sobie czegoś, co mi nastrój książki oddaje. Dziwna playlist od System of a Dawn („BYOB”), przez U.K. Subs („Warhead”), po „A my nie chcemy uciekać stąd” Kaczmarskiego (acz w wersji Strachów na Lachy). I jakoś dobrze mi to wszystko współgra. Antywojenne, pełne lęków przed autodestrukcją, ale i pokazujące świat, w którym żyć chcesz i nie chcesz jednocześnie. A może żyć nie chcesz, a musisz?
I właśnie taka jest ta powieść Dicka. Inspirowana jego wcześniejszymi opowiadaniami, zabiera nas w ponurą podróż do świata trochę, jak z „Seksmisji” – chyba każdemu to skojarzenie przyjdzie do głowy – będącego lustrzanym odbiciem problemów ówczesnego świata i lęków nękających społeczeństwo, a napędzanego narkotykami i paranoją Dicka w szczególności. Działa to na wyobraźnię, intryguje, ale i skłania do myślenia. Do tego pisarstwo samo w sobie jest ujmujące – proste, wciągające, ale treściwe i krwiste, pełne przekonujących opisów, odpowiedniego ciężaru, ale i dostatecznej lekkości by unieść to wszystko na gruncie rozrywkowym.
Świetne tłumaczenie i znakomite wydanie z genialnymi ilustracjami Siudmaka to taka kropka nad i – a może raczej wisienka na torcie. Ale tort to smakowity i bez tego, absolutnie wart polecenia każdemu. I może Dick ma w swojej karierze większe, lepsze, bardziej znaczące książki, „Prawda półostateczna” wciąż pozostaje bardzo dobrą lekturą.
Michał Lipka