Sztuka i duch Diuny – Tanya Lapointe
|DIUNA JAK MALOWANA
Zdawało się, że w ostatnich latach zamarło wydawanie u nas albumów wspierających wielkie filmowe hity. W ostatniej dekadzie coś tam próbowano, a to do „Hobbita”, a to do „Fantastycznych zwierząt”, to znów do „Star Wars”, ale z mizernym skutkiem. Bo nawet jak fajne było, to i tak szybko przerwano publikowanie kolejnych odsłon. A tu proszę, mamy taki album poświęcony filmowej „Diunie”. I to naprawdę świetny, pięknie wydany album. Czy do kolejnych części też będzie? Mam nadzieję, a na razie mamy ten jeden – w sam raz pod choinkę dla fanów obrazu Denisa Villeneuve’a.
Co to w skrócie jest? Jak to wygląda? I z czym to się je? A no „Sztuka i duch Diuny” to po prostu relacja z kręcenia filmu krok po kroku. To ciekawostki z planu, bogactwo faktów i sporo zwracania nam uwagi na fakty, na które uwagi przy oglądaniu nawet kilkukrotnym nie zwróciliśmy. A wszystko to obowiązkowo bogato ilustrowane – zarówno kadrami z filmów, jak i grafikami koncepcyjnymi, szkicami i fotkami wszelkiej maści.
I właściwie wszystko, co trzeba o tej pozycji wiedzieć, już wiecie. Pewnie mieliście w dłoniach z jeden taki album, bo trochę ich w Polsce na przestrzeni lat wyszło. Treść zabiera nas w podróż nie tylko przez kolejne etapy kręcenia filmu, ale także i po świecie. W końcu trafiamy tu między innymi do Norwegii, Budapesztu czy na Bliski Wschód, towarzysząc ekipie i patrząc, jak magia i sama „Diuna” ożywają na naszych oczach. Ożywa obcy świat, ożywa wyobraźnia Franka Herberta, a my wielu rzeczom w końcu możemy się przyjrzeć, jak należy.
I wizualna strona tej publikacji jest wyśmienita. Dużo wielkoformatowych grafik, dużo materiałów z samego filmu nieznanych, wszystko w świetnej jakości, bo inaczej nie wypada, z bogactwem różnorodności i na przyjemnie ciemnym tle, które dodaje całości klimatu. A ja taki klimat właśnie lubię. I powiem szczerze album oglądało mi się lepiej, niż sam film, choć czasem zbyt wiele tu komputerowo generowanych prac, jak na film, który przecież kiedy tylko mógł, właśnie efektów komputerowych starał się unikać.
Ale jest świetnie. I świetnie jest też pod względem treści. Konkretnie, bez rozpisywania się, ale i bez powierzchownego podejścia. Świetna, treściwa relacja, z fajnym ukazaniem kulisów i procesu kręcenia kinowego hitu. Przy okazji wyśmienicie wydana, bo duży format, twarda oprawa, obwoluta – no ładnie się to prezentuje i na półce, i tak po prostu.
I po prostu to bardzo udana rzecz. Dla fanów filmu, dla fanów „Diuny”. Miły dodatek, który przyjemnie się odkrywa.
Michał Lipka