W dół, do Ziemi – Robert Silverberg, Philippe Thirault, Laura Zuccheri
|PONOWNE NARODZINY
Chyba nikt nie robi tak komiksów science fiction, jak Europejczycy i Japończycy. Ci pierwsi jednak bardziej ukochali ten gatunek i stworzyli wiele serii, obok których nie warto przechodzić obojętnie. Weźmy choćby taką „armadę”, „Universal War One” czy „Wieczną wojnę”, a to przecież tylko kilka wartych uwagi tytułów. I wart uwagi jest też album „W dół, do Ziemi”, oparty na prozie Roberta Silverberga. Może i dość skrótowo potraktowanego, ale na pewno wartego poznania.
Były wojskowy Eddie Gundersen kiedyś na planecie Belzagor przeżył wiele rzeczy, które go zmieniły. Chętnie zostawiłby przeszłość za sobą, tym bardziej, że ma wiele do odkrycia, ale tak się składa, że powraca na glob, gdzie zostawił miłość i część siebie, by odkryć, że zielonymi terenami rządzą dwie kosmiczne rasy. Wśród uzależnionych od jadu, którego już nie powinni zbierać personelu, Eddie zaczyna wikłać się w kolejne dziwne relacje i odkrywać tajemnice, które być może powinny zostać zagrzebane już na zawsze…
„W dół, do Ziemi” przypomina mi inną, znakomitą komiksową opowieść SF, cykl „Centaurus”. Jest tu zagadka, jest akcja, jest też sporo popisów wyobraźni. Są również momenty mniej odkrywcze, czy stanowiące puszczanie oka do czytelnika (bar i barman wyglądają tu niemal identycznie, mimo bardziej futurystycznej scenerii, jak w filmowym „Lśnieniu” Kubricka), ale jako całość to bardzo przyjemna kosmiczna fantastyka naukowa.
Wizja Silverberga jest przekonująca i udana. Ciekawy jest też klimat, historia jest dość lekka, z nieźle nakreślonymi postaciami, a całość, chociaż często skrótowo ujęta, pozostaje udana i wciągająca. Jak na europejski komiks przystało, nie brakuje tu erotyki (choć liczyłem na większe jej umotywowanie, a wątku tego nie pociągnięto), za to na plus należy zaliczyć jej zwyczajność: ciała bohaterów nie są idealne, co dodaje ich wyglądowi prawdziwości.
Zresztą ogół szaty graficznej jest udany i nastrojowy. Dobre jest też wydanie. I chociaż komiks mógłby być dłuższy i bardziej rozbudowany, bo niektóre momenty zostały potraktowane po macoszemu, to wciąż kawał dobrego SF i dobra adaptacja prozy kultowego pisarza. Kto ceni dzieła Silverberga i dobrą, klasyczną fantastykę naukową dziejącą się w komosie, będzie zadowolony.
Michał Lipka