Jest krew – STEPHEN KING – If It Bleeds – RECENZJA
|Tytuł: Jest krew
Tytuł oryginalny: If It Bleeds
Autor: King Stephen
Tłumaczenie: Wilusz Tomasz
Wydawnictwo: Prószyński Media
Język oryginału: angielski
Liczba stron: 512
Numer wydania: I
Data premiery: 2020-04-28
JEST DOBRZE… NAWET BARDZO
Minęło już pięć lat odkąd Stephen King zaserwował nam swój poprzedni zbiór krótkich form, „Bazar złych snów” i dokładnie dziesięć od momentu publikacji „Czarnej bezgwiezdnej nocy”, poprzedniej antologii, w której znalazły się cztery minipowieści. Teraz autor wraca z kolejnymi czterema nowelami w książce „Jest krew…”, gdzie horror i thriller spotykają się z postapokaliptyczną fantastyką i świetnie zbudowanym zapleczem obyczajowym. A wszystko to podane w znakomitym, lekkim i jakże nastrojowym stylu, który nie pozwala oderwać się od całości przed odłożeniem jej na półkę.
Cztery opowieści. Cztery niezwykłe wydarzenia. I ludzie w nie wplątani.
Nastolatek zaprzyjaźnia się z emerytem, dla którego pracuje. Kiedy mężczyzna ów, pan Harrigan, odchodzi z tego świata, chłopak nie mogąc pogodzić się z jego śmiercią, nagrywa wiadomość głosową na telefonie, z którym staruszek został pochowany. Nie spodziewa się odpowiedzi, ale wkrótce ją dostaje. Co to właściwie oznacza? I co oznaczać będzie dla nastolatka?
Kiedy kończy się świat, my cofamy się w czasie, by zamiast patrzeć na koniec życia Chucka, odkryć jak ono wyglądało wcześniej i co właściwie się stało.
W tytułowym tekście Holly Gibney wraca z nowym śledztwem. Zamach w szkole, dziwne rozkojarzenie telewizyjnego reportera… Niby nic niezwykłego w świecie, gdzie ludzie znieczulili się na przemoc, ale wydarzenia te doprowadzą Holly do sytuacji, z której może wcale nie ujść z życiem…
Na koniec czeka nas opowieść o pisarzu, który dotąd – i to z trudem – radził sobie jedynie z pisaniem opowiadań. Przynajmniej do dnia, kiedy nagle w jego głowie pojawił się od razu cały pomysł na powieść. Czy może być coś piękniejszego? A co jeśli kryje się w tym jakieś „ale”? I czym może ono być?
Kiedy w 1982 roku na rynku pojawił się pierwszy zbiór czterech nowel Kinga „Cztery pory roku”, nikt nie spodziewał się, jakim sukcesem wydawniczym się okaże. Tym bardziej, że tym razem autor porzucił horror na rzecz życiowych, choć wcale nie mniej przerażających fabuł. Kolejne tego typu publikacje stały się więc tradycją. W roku 1990 pojawiła się antologia „4 po północy” (przereklamowana, z przewidywalnymi opowiadaniami, ale wciąż wciągająca, jak diabli), a w 2010 wspomniana „Czarna bezgwiezdna noc” (lepsza, jeśli chodzi psychologię i klimat, ale też nie zaskakująca, bo King serwował nam doskonale wszystkim znane schematy). „Jest krew” też szczególnie nie zaskakuje, bo Król wszystkie swoje zagrywki, wszystkie karty, jakie miał w talii, pokazał nam przez niemal pół wieku literackiej kariery i w rękawie nic już nie kryje, ale jest dobrze. I to bardzo. Bo wcale nie trzeba nic szczególnie nowego, by urzec odbiorcę – wystarczy po prostu dobrze odtworzyć to, co już ten kocha i obudzić w nim emocje.
I to właśnie Kingowi się udaje. Stephen zresztą jest, jak stary sztukmistrz. Niby już wszystko nam pokazał, ale nadal robi to tak sprawnie, że nie tylko patrzymy, jak urzeczeni, ale nagle odkrywamy, że znów czujemy się jak dzieciaki, które po raz pierwszy oglądały te sztuczki. „Jest krew…” to bowiem taki właśnie sentymentalny powrót do tego, za co kochamy tego pisarza. „Telefon pana Harrigana” przypomina takie teksty, jak „Przepraszam, to nie pomyłka”. „Życie Chucka” to powrót do postapo, a chociaż sam King nie wie za bardzo skąd wzięła się ta opowieść, mi z miejsca skojarzyło się z „Rozbitkiem” Chucka Palahniuka – powieścią podobnie, jak ten tekst, opowiedzianą od tyłu. W „Jest krew…” King powraca do postaci Holly, znanej z trylogii „Pan Mercedes” i powieści „Outsider” bohaterki, jednej z najlepszych kobiecych, jakie autor kiedykolwiek stworzył, choć zawsze był mistrzem w kreowaniu żeńskich postaci – i dzieł ocierających się o klimaty serialu „Z archiwum X” (przed laty Stephen współtworzył zresztą odcinek „Chinga”), których nie brak w jego bibliografii. A „Szczur” to klasyczne wręcz odtworzenie motywu bohatera-pisarza, najczęściej pojawiającego się typu postaci w prozie Króla.
Wszystko to King serwuje nam stylem lekkim, prostym i przyjemnym. Stylem niespiesznie snutej gawędy, pełnej zbaczania w różne nieistotne rejony, które tak pięknie ubarwiają jego prozę. Stylem wciągającym i fascynującym, chociaż nie ma tu smakowania słów ani wielkiej literackiej głębi. Większej głębi i przesłania w całości też nie znajdziecie, czeka Was za to dużo świetne skrojonych postaci, klimat małych miasteczek, grozę, tajemnice, akcję, spokojne, wręcz sielankowe chwile. Przede wszystkim jednak King gwarantuje czytelnikom jedno: znakomitą zabawę na wysokim poziomie. Rozrywkę potwierdzającą jego status jednego z najważniejszych żyjących pisarzy amerykańskich i mistrzów horroru. Horroru, który nie straszy (przynajmniej mnie, bo mnie w literaturze nie starszy niestety nic), ale jest klimatyczny i fascynujący. Urzekający. I jakże prawdziwy, bliski ludziom i każdemu z nas. Za to pokochałem prozę autora i kocham ją nadal, i to właśnie dostałem w „Jest krew…”. Oby jeszcze niejeden tak dobry zbiór dotaszczył nam King.
Michał Lipka
Czytelnicy kochają powieści Stephena Kinga, ale i jego opowiadania – zawsze mocne i zapadające w pamięć – są prawdziwą mrocznąucztą dla zmysłów. „Jest krew…” to cztery nowe, znakomite opowieści, które z pewnością staną się równie sławne jak „Skazani na Shawshank”.
King po raz kolejny pokazuje pełnię swojego kunsztu. W tytułowej noweli Holly Gibney, ulubiona bohaterka czytelników (znana z trylogii o Billu Hodgesie i z „Outsidera”), musi stawić czoło swoim lękom i być może kolejnemu outsiderowi – tym razem w pojedynkę. „Telefon pana Harrigana” opisuje międzypokoleniową przyjaźń, która trwa po grób… a nawet dłużej. „Życie Chucka” ilustruje ideę, że każdy z nas posiada wiele osobowości. A w „Szczurze” niespełniony pisarz boryka się z ciemną stroną swojej ambicji.
Opowieści te nie tylko prezentują w całej okazałości maestrię autora, ale również pokazują, że pewne tematy są nieprzemijające. Jednym z motywów przewodnich utworów Kinga jest zło, które występuje także w „Jest krew…”, przedstawione w tytułowej noweli jako „duży, uszargany, lodowatoszary ptak”. Stale obecne jest jednak też przeciwieństwo zła, w twórczości Kinga przybierające często postać przyjaźni. King przypomina nam, że codzienne przyjemności, choć ulotne, właśnie dzięki tej ulotności są piękne – czy jest to niespotykanie piękny, pogodny dzień po długich tygodniach szarugi, czy frajda z tańca, w którym idealnie wychodzi każdy krok, czy też nieoczekiwane miłe spotkanie. W takich momentach przekonujemy się, że Stephen King potrafi nie tylko przyprawić o dreszcz przerażenia, ale i perfekcyjnie opisać radość w jej najczystszym wydaniu.
„W styczniu 2021 roku mała wyściełana koperta zaadresowana do detektywa Ralpha Andersona doręczona zostaje jego sąsiadom, państwu Conradom. Rodzina Andersonów jest na długich wakacjach na Bahamach, skąd mają wrócić trzeciego lutego, i Conradowie zgodzili się do tego czasu odbierać ich pocztę. Kiedy Ralph otwiera przesyłkę, w środku znajduje pendrive’a nazwanego „Jest krew”, co prawdopodobnie nawiązuje do starego dziennikarskiego powiedzenia »Jest krew, są czołówki«. Pendrive zawiera dwie rzeczy. Jedna to katalog ze zdjęciami i spektrogramami dźwięku.
Drugą jest rodzaj raportu, czy może raczej pamiętnik mówiony sporządzony przez Holly Gibney, z którą detektyw prowadził śledztwo rozpoczęte w Oklahomie, a zakończone w teksaskiej jaskini.
Sprawa ta nieodwracalnie zmieniła sposób, w jaki Ralph Anderson postrzega rzeczywistość. Ostatnie słowa swojego raportu Holly nagrała 19 grudnia 2020. Mówi zdyszanym głosem:
Zrobiłam, co w mojej mocy, Ralph, ale nie wiem, czy to wystarczy.
Pomimo wszystkich moich przygotowań istnieje możliwość, że nie wyjdę z tego żywa. Gdybyśmy mieli nigdy więcej się nie zobaczyć, chcę, żebyś wiedział, jak wiele twoja przyjaźń dla mnie znaczyła. Jeśli mimo wszystko zginę, a ty postanowisz dokończyć to, co zaczęłam, proszę, bądź ostrożny. Pamiętaj, że masz żonę i syna.”
fragment książki