American Horror Stories, sezon 3 (Huluween Event) - KOSTNICA - POZORNIE MARTWA STREFA || Kostnica.Com.PL

American Horror Stories, sezon 3 (Huluween Event)

AHS ODZYSKANE

„American Horror Stories”. Spin-off, rzecz, która z założenia była dodatkiem do głównej opowieści i, co tu dużo mówić, jednak w pewnym stopniu od podstawowej serii słabszym. Ale nigdy złym. Ten trzeci sezon, taki halloweenowy event nazwany Huluween (serwis Hulu puścił na raz cztery epizody), pojawił się w sumie dość znienacka, po serii szybkich zapowiedzi na krótko przed emisją właściwie i… No i okazał się o niebo lepszy, niż ten beznadziejny gniot „Delicate”, który ktoś z poczuciem humoru nazwał dwunastym sezonem „American Horror Story”. Więc jeśli wahacie się czy warto, to przestańcie i obejrzyjcie. Żadne to wybitne dzieło, odcinki są przewidywalne, ale zabawa jest udana, a powrót jednego ze współtwórców pierwowzoru do kręcenia serialu wyszedł mu na dobre.

Cztery odcinki. Cztery różne historie. Cztery oblicza grozy. Tak w skrócie.

W pierwszej historii nastolatka, która straciła matkę, znajduje sobie zdeformowaną przyjaciółkę online. W drugiej obserwujemy jak użytkownik pewnego urządzenia ze sztuczną inteligencją, zaczyna zbliżać się do tej SI. W kolejnej mamy losy modelki gotowej dosłownie na wszystko, by osiągnąć sukces, a w finale czeka nas tematyka handlu organami, ale…

No właśnie, twórcy starają się być w tym mini sezonie może nie odkrywczy (choć czasem idą w mniej oczywiste strony), ale na pewno pełni pasji w odtwarzaniu i konwertowaniu gatunkowych motywów. Czasem mamy tu podszyty satyrą body horror, czasem rzeczy bliższe dramatom z nutą SF, ale zabawa jest o wiele bat ziej udana, niż w przypadku „Delicate”. Niby to nic takiego, niby wszystko to, co tu widzimy już znamy – odcinek, na który najbardziej liczyłem, czyli „Daphne”, którego scenariusz współtworzył Falchuk, okazał się czymś na zasadzie kopiuj-wklej znakomitego filmu „Ona” (który niestety miał zasadniczy minus w postaci Scarlett Johansson – ona nawet jedynie podkładając głos pod SI pokazywała, jak słabo gra, nie będąc w stanie oddać właściwie niczego, co oddać miała, a podobny problem z głosem w pewnym stopniu mamy i tu), ale… No nadal to dobre było. Bo „AHS” zawsze stało odtwarzaniem znanych nam motywów, ale po swojemu i dokładnie to samo tu robi.

Więc epizody mają Klima, mają fajną akcję i niezłe aktorstwo. Niezłe, bo brakuje mi tu takich ról, jak w głównej serii sprzed „Delicate”. Jeff Hiller, jak odnajdował się w sezonie „NYC”, tak tu jakoś w ogóle się nie sprawdza, a większe „gwiazdy”, jak Gwyneth Paltrow czy Emily Browning (tak, ta z filmowej wersji „Serii niefortunnych zdarzeń”) jakoś wrażenia nie robią, ale nie jest też tak, że coś zgrzyta. Poza tym Hillerem, który w ogóle nie pasuje do roli – już nawet partnerująca mu nastolatka lepiej wypada. Ważne jednak, że rzecz ma klimat, że fajnie wygląda, że dobrze to gra i przy okazji odzyskuje trochę tego „American Horror Story”, które najnowszy sezon zabił.

Więc warto. Nie ma tu świetnych odcinków – brakuje trochę takich epizodów, jak te o dziewczynie w lateksie w pierwszym sezonie „Stories”, które by mocno wniknęły w mitologię serialu – ale jest niezła robota dla fanów. Fanów horrorów, „AHS” i mroku. Oby produkcja jeszcze kiedyś wróciła na ekrany, choćby na taki krótki event, jak ten.

Michał Lipka

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *