Batman: The Long Halloween Special – Nightmares – Jeph Loeb, Tim Sale - KOSTNICA - POZORNIE MARTWA STREFA || Kostnica.Com.PL

Batman: The Long Halloween Special – Nightmares – Jeph Loeb, Tim Sale

KRÓTKIE HALLOWEEN

W końcu, wreszcie, w oczekiwaniu na „The Last Halloween”, sięgnąłem po „Batman: The Long Halloween Special – Nightmares”, taki zrobiony po latach epilog dla tej pierwszej, najlepszej części legendarnego dzieła duetu Loeb / Sale. Tylko pięćdziesiąt stron, a…. No właśnie, świetnie jest, bo niby to tylko one-shot, niby wszystko oparte na tym samym schemacie, który doskonale już znamy, ale każdy element serii, który pokochaliśmy, znalazł się na stronach tej historii, a twórcy wycisnęli to, co najlepsze w tej skondensowanej formie i znaleźli czas zarówno na sensacyjno-kryminalną akcję, jak i bardziej życiowe, emocjonalnie nasycone czy też humorystyczne momenty. I wszystko to wyszło im naprawdę na poziomie.

Akcja rozpoczyna się na trzy tygodnie przed Halloween, kiedy to Calendar Man zaczyna działać. Batman próbuje do niego dotrzeć, dopadając kolejnych sługusów dokonujących dla niego licznych kradzieży cennych, powiązanych z danymi miesiącami kamieni. Tylko w jakim celu? Jedno jest pewne – po zabójstwach Holidaya, który odebrał Calendar Manowi jego sławę, kalendarzowy bandzior oszalał i stał się niebezpieczniejszy, niż kiedykolwiek dotąd i trzeba go dopaść, zanim nadejdzie święto. Tymczasem Gilda i Harvey spotykają się ze sobą i…

Długiej, rozbudowanej fabuły w zasadzie tutaj nie ma, ale historia wcale jej nie potrzebuje. To epilog, kryminał, ale jednak bardziej skupiony na postaciach niż zagadce i akcji i chwała za to scenarzyście. Bo relacje między Gildą a Harveyem zawsze były jednymi z największych elementów serii, tak samo jak zagadka czy to jednak Gilda (uwaga spoiler!) była Holidayem, która tu powraca. Świetnie też wykorzystał Loeb czas Halloween, szczególnie w scenie spotkania Gordona i Batka na halloweenowe wyjście – Gacek i Robin udają, że są przebrani za siebie samych, a Barbara wciska się z tej okazji w kostium… Bat Girl. Niby drobiazgi dla fanów, a cieszą. Zresztą fajnie tu grają też relacje między postaciami. A że i akcja nie zawodzi, zabawa jest po prostu przednia.

I do tego świetnie zilustrowana. Zmarły przed dwoma laty Tim Sale po raz ostatni pokazał jak potrafi. Ta jego kreska, trochę millerowska, trochę własna, ze świetnym operowaniem światłem i cieniem, robi magię z klimatem. Nie wszystko wyszło mu idealnie, czasem twarze są osobliwie wykrzywione, ale co z tego, jak całość wpada w oko i ma niesamowity nastrój. Ten nastrój pomaga też budować dobry kolor, okej, to nie czasy, kiedy genialny Gregory Wright robił jeszcze lepszą robotę, podobnie, jak nawet jeszcze genialniejszy Dave Stewart, który wybitnie dopełniał prace Sale’a, choćby w „Kapitanie Ameryce”, ale i tak jest znakomicie i w duchu tamtych dzieł.

Więc polecam, bo warto. Nie jasko samodzielna rzecz, choć i jako taka ma swój urok, ale jako doskonały epilog do jednej z najlepszych opowieści o Batku w dziejach. Po ćwierć wieku autorzy wrócili i dopisali parę zdań do temat go dzieła i okazało się, że przez te lata nic się u nich nie zmieniło i weszli w te buty idealnie, jakby ledwie wczoraj skończyli „Długie Halloween”, a już wiedzieli, co będzie w „Mrocznym zwycięstwie”, do którego też się odnoszą. Żeby wszystkie komiksy o Gacku były takie, nadal czytałbym tę serię regularnie, a nie przestał sięgać po nią kilka lat temu.

Michał Lipka

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *