Die Young (PC) - KOSTNICA - POZORNIE MARTWA STREFA || Kostnica.Com.PL

Die Young (PC)

DIE… HARD

Niedawna darmówka od Indie Gali przypomniała mi, że przecież już od paru lat „Die Young” czeka u mnie na swoją kolej zagrania. Więc się doczekał. Akurat teraz, kiedy mam fazę na „Losta”, odświeżanego na dwudziestolecie istnienia serii – akurat, bo gierka też traktuje o tajemniczej wyspie. I chociaż bliżej jej do „The Forrest”, niż „Zagubionych”, i chociaż to takie pomieszanie z poplątaniem, w którym odbija się sporo innych gier, z „Tomb Raiderem” i „Dyign Light” na czele, a produkcja ma sporo minusów, zabawa okazała się przyjemna, choć krótka – ot jakieś dwanaście godzin, żeby przejść grę z niemal wszystkimi zadaniami pobocznymi i zrobić wszystkie trzy zakończenia.

Gra skupia się na losach dziewczyny, która budzi się w studni. porwana nie wiadomo przez kogo i dlaczego, trafiła na śródziemnomorską wysepkę. Miejsce niby sielskie – błękit nieba, zieleń, owoce do jedzenia na krzaczkach, masa słoneczników, pola traw i zbóż, sady – ale… Pomiędzy tym wszystkim, między ruinami domków i starych świątyń, biegają psy, dziwnie zachowujący się ludzie i uzbrojeni kultyści. Bo jakiś kult tu żyje i zabija, ma własną bazę wojskową i i parę innych drobiazgów. A nasza bohaterka będzie musiała przetrwać, odkryć prawdę – i trochę sekretów wyspy – i…

Survivalovy sandbox z obowiązkowym craftingiem, połączony z symulatorem chodzenia i szukania i grą akcji FPP. Z RPG-a też cos tu jest, całe to wykonywanie misji, podążając do punktów pokazywanych na mapie zielonym kolorem. Na tym polu rzecz bardzo ułatwia robotę w stosunku do „Forrest”, z którego zaczerpnęła niemal wszystko, bo tam musieliśmy sami szukać, kombinować, czasem przypadkiem na coś trafić. No tu takim momentem wymagającym trochę szczęścia było zdobycie rękawiczek do wspinaczki, żeby można było w końcu wspiąć się do wieży (nie wiem czemu, ale dopiero po kilku próbach pokazało mi, że w ogóle mogę wziąć te rękawiczki…), reszta jednak poszła łatwo. No i przyjemnie.

Fajny to taki survival w blasku pełnego słońca. Mroku prawie tu nie ma, chyba, że wchodzimy do jakiejś świątyni, gdzie z latarką trzeba albo z pochodnią, bo kiedy nadchodzi wieczór, save’owanie przestaje działać i musisz najlepiej przeczekać do rana w schronie (a czas tu płynie, jak w rzeczywistości – minuta grania to minuta czasu, jaki minął bohaterce), więc trochę żal, że nie biega się tu nocą, bo fajny byłby klimacik. A skoro przy save’owaniu mowa, to to też kolejny element zabrany z „Forrest”. Tu i tam trzeba  coś zbudować (albo znaleźć) – w tym wypadku ognisko – żeby zapisać grę (w schronie też się da), różnica jest taka, że o ile w „Lesie” to nasze budownictwo zostawało, tu wystarcza tylko na jeden raz. Są jeszcze zapisy automatyczne, po wykonaniu czegoś, ale mamy masę obszarów, gdzie nie ma ognisk, schronów pod ręką, a zadania nie są łatwe, więc trzeba robić te ogniska. No i crafting to też jedna z podstaw tej gry. Tak, jak dużo chodzimy, choć mamy i szybkie podróże, tak i dużo zbieramy. Roślin, jedzenia, elementów. Zabijamy zwierzęta, by pozyskać skóry, a potem rozbudowywać pojemność plecaka czy pasów z kieszeniami. Budujemy broń, tworzymy zatrute jedzenie i inne takie i tak to sobie leci.

Sporo jest tu wrogów, więc albo zabijamy – i zdobywamy ich zasoby – albo unikamy (choć w dwóch miejscach, czyli starcie z Cujo i jeśli wybierzemy finał z ucieczką z wyspy czeka na nas walka z bossem). Przechodzić się da na różne sposoby, ale bez wspinania już nie. Tu, jak na styku „Dying Light” i „Tomb Raiderów”, skaczemy, łapiemy się, wciągamy, pomaga nam (zaskoczenie!), uruchamiany altem zmysł wykrywający różne rzeczy wokoło. A to wspinanie to w sumie sama przyjemność, czasem połączona z kombinowaniem co tu, gdzie i jak, bo przecież ę męczymy, kondycja nam siada, a nie regeneruje się, kiedy trzymamy się skalnego występu. No i tylko żal, że mogło to o wiele lepiej wyglądać. Ja wiem, że indyk. I nie o to mi chodzi, że gra źle wygląda, bo wcale tak nie jest – ja zresztą wielkich wymagań do grafiki nie mam. Chodzi o to, że przy takich wymogach sprzętowych, mogło to – i powinno – wypadać o wiele lepiej, bo skoro przy takiej oprawie graficznej gra ma takie wymagania, to znaczy, że z optymalizacją jest tu coś mocno nie tak.

Ale co tam. Przyjemna rozrywka na kilkanaście godzin zapewniona. Horrorowo-thrillerowa, z całkiem ciekawą fabułą i otwartym światem, w którym robić i odkrywać można sporo. Gra się w to lekko, płynnie, intuicyjnie, a kilka wspinaczek naprawdę robi robotę. No i tyle. Mi podeszło i to bardzo.

Michał Lipka

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *