Historia Śródziemia, tom 3: Ballady Beleriandu – J.R.R. Tolkien, Christopher Tolkien - KOSTNICA - POZORNIE MARTWA STREFA || Kostnica.Com.PL

Historia Śródziemia, tom 3: Ballady Beleriandu – J.R.R. Tolkien, Christopher Tolkien

EWOLUCJA ŚRÓDZIEMIA

W końcu jest chyba najbardziej wyczekiwana przeze mnie książkowa premiera tej jesieni – przynajmniej na polskim rynku, ale to nie miejsce i nie czas na to. Bo skoro jest Tolkien, jest ten trzeci tom „Historii Śródziemia” i tym się teraz jaram, to na tym się skupiam. A trzeba przyznać, że jest na czym, bo raz, że to wyśmienita lektura, coś, co poznać warto i trzeba, jeśli ceni się Tolkiena – czyli jeśli ceni się dobrą fantastykę i dobre pisarstwo – dwa, że to spore wydarzenie, bo o ile dwa poprzednie tomy to było wznowienie tego, co już kiedyś na polskim rynku mieliśmy (choć w wersji rozbitej na trzy tomy), o tyle „Ballady Beleriandu” to rzecz jeszcze dotąd nad Wisłą nie wydana. Więc fani brytyjskiego mistrza mogą zacierać ręce i zachwycać się, jest czym.

Co znalazło się w tym tomie? Cóż, to, co już czytelnicy znają, ale w nowych wersjach. A właściwie najczęściej to starych, pierwszych czy drugich wersjach, różniących detalami bardziej, niż konkretami, ale jednak.

A które to historie? Mamy tu dwie wersje losów dzieci Húrina i również dwie wersje opowieści o Berenie i Lúthien, w tym jedną z komentarzem C.S, Lewisa i jedna znana jako „Ballada o Leithian”, czyli swoisty pierwowzór tego wszystkiego. Jest tu też porcja wierszy / poematów porzuconych przez autora, przedstawiających ucieczkę Noldolich z Valinoru, losy Eärendela i dzieje upadku Gondolinu.

No i to zajmuje jakieś pięćset stron, pozwalając nam jeszcze raz przeżyć to, co znamy już z „Silmarilionu” czy dodatkowych książek znanych już na polskim rynku. A jednocześnie możemy obserwować, jak zmieniał się sam tekst, jaką ewolucję przechodził, czym różniły poszczególne wersje i – jeśli pamiętamy dobrze to, co wyszło już w naszym kraju – jak to ostatecznie się wszystko dopełniło. I odkrywanie tego wszystkiego jest naprawdę fascynujące, nawet jeśli są to wersje niepełne, fragmentaryczne czy odbiegające od wyznaczonego kanonu.

Wiadomo, nie jest to lektura lekka, prosta i przyjemna. Proza Tolkiena zawsze była bardziej wymagająca, niż większość fantasy – i dzięki temu o wiele bardziej satysfakcjonująca i zachwycająca – a w tej formie wymaga jeszcze więcej. Jeśli czytaliście poprzednie tomy – albo chociaż „Niedokończone opowieści” – wiecie już co i w jakiej formie mniej więcej tu na Was czeka. Wiadomo więc, to rzecz dla fanów, fascynatów, zagorzałych miłośników Tolkiena i jego fascynującego świata, ale ci – a tych przecież nie brakuje – będą urzeczeni i zachwyceni. Szczególnie dalszymi tomami, które przyniosą więcej nowych materiałów i rzeczy dotąd nieznanych – część miałem okazję przerobić swojego czasu i przyznam nie mogę się doczekać polskiej edycji.

No a ta edycja to w ogóle samo dobro. Piękne to jest – spójrzcie chociażby tylko na tę okładkę, las, noc, klimacik i rewelacyjne wykonanie – w twardej oprawie, z obwolutą… No ręce same wyciągają się po to, a na półce super rzecz wygląda. A już cała seria to w ogóle będzie prezentować się, jak ozdoba biblioteczki. Więc bierzcie, bo warto, jak mało co w wydawanej obecnie fantastyce.

Michał Lipka

Share
Tags:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *