MROCZNA WIEŻA Ziemie jałowe – Stephen King RECENZJA | KOSTNICA - POZORNIE MARTWA STREFA || Kostnica.Com.PL

MROCZNA WIEŻA Ziemie jałowe – Stephen King RECENZJA

POCIĄG DO MROCZNEJ WIEŻY

„Ziemie jałowe” to ostatni tak dobry tom „Mrocznej Wieży”. Chociaż seria dopiero się rozkręca, a kolejne książki – z drobnym wyjątkiem – będą opasłymi tomiskami, jasno pokazującymi, jak dobre Kingowi się je pisało, opus magnum pisarza będzie już niestety zaliczało tylko spadki formy. Nie uprzedzajmy jednak faktów.

Wędrówka Rolanda i jego Ka Tet (w tutejszym jeżyku oznacza to mniej więcej tyle, co drużynę) w drodze tytułowej budowli nie ustaje. Nie ustają też niebezpieczeństwa, jakie na nich czekają w jej trakcie. Zaczynając od olbrzymiego niedźwiedzia-strażnika Shardika, na inteligentnym pociągu kończąc, wszystko wydaje się sprzysięgać przeciw naszym bohaterom, ale nic nie może powstrzymać ich przed odkryciem sekretu Mrocznej Wieży…

King powraca do świata swego największego dzieła i z trzecim tomem „MW” zaczyna wkraczać coraz bardziej na rejony postmodernistycznej fantastyki. Mnoży tez nawiązania do swojej twórczości i zmienia coraz bardziej sagę w katalizator wszystkich swoich powieści i zbiorów opowiadań. Choć zarazem czyni to jeszcze subtelnie, bardziej na poziomie dostrzegalnym tylko dla największych fanatyków pisarza, niż wprost epatując podobnymi elementami.

Z kolejnych plusów warto wymienić znakomity styl, brak istotnych dłużyzn, co jest typowym kingowym błędem, emocje, akcję, napięcie, klimat, retardacje (w tym finałową, za którą fani chcieli swego czasu udusić wręcz Kinga – szczęście, że polscy czytelnicy dostawali sagę w krótkich odstępach czasowych)… Można by długo wyliczać. Niestety mniej niż w przypadku poprzedniego tomu.

Nie zabrakło także minusów, a największy z nich to ewidentnie schematyczność. Znów zaczyna się od wielkiego zagrożenia, znów bohaterowie wychodzą z niego niemal bez szwanku, znów wędrują, a na koniec znów czeka ich zagrożenie do pokonania. Z tym, że King na szczęście stara się przełamywać takie momenty przebłyskami inwencji, dzięki czemu schemat zręcznie udaje mu się ukryć. I to na tyle znakomicie, że powieść fanom jego twórczości po prostu nie może się nie podobać.

Niestety, to ostatni taki przebłysk talentu w sadze „MW”. A szkoda. Mimo jednak tego, co King zrobi w dalszych tomach, polecam całym sercem. Dla wielu z pewnością będzie to najlepszy tom „MW”, a i sama seria znajdzie swoich wiernych wyznawców.

Michał Lipka

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *