Nocny dyżur – Robin Cook - KOSTNICA - POZORNIE MARTWA STREFA || Kostnica.Com.PL

Nocny dyżur – Robin Cook

OSTRY DYŻUR

Był rok 1991, kiedy lekarz z zawodu a pisarz z zamiłowania (tym pisarzem zresztą był już wtedy od dobrych kilkunastu lat), Robin Cook, wydał powieść „Oślepienie”. Nie wiem, czy już na tym etapie miał pojęcie, że zacznie ona dłuższą serię, czy też nie, ale skończyło się na tym, że powstał z tego najdłuższy cykl w jego karierze, opus magnum właściwie, czyli seria „Laurie Montgomery/Jack Stapleton”. I ta seria sukcesywnie rozwijana jest po dziś dzień, choć autor ma już 83 lata na karku. A jej najnowsza część, „Nocny dyżur”, trzynasta już jeśli chodzi o ścisłość, która właśnie pojawiła się na polskim rynku udowadnia, że Cook z wiekiem wcale nie stracił pomysłów i talentu i nadal potrafi pisać dobre thrillery medyczne.

W życiu Laurie i Jacka się dzieje. Wzięli ślub, dopadają ich problemy rodzinne, w prosektorium też nie brak kłopotów, a tu jeszcze w szpitalnym garażu znalezione zostają zwłoki. I to nie byle kogo, tylko ich przyjaciółki. Tak oczywiście zaczyna się śledztwo, które może okazać się bardzo niebezpiecznie dla wszystkich…

Każdy z nas ma jakieś preferencje co lubi, czego nie i jaki zakres ten jego gust obejmuje. No i ja o thrillerach i opowieściach medycznych mam własne zdanie, ale… no skomplikowana to sprawa. Ogólnie co z dreszczykiem, to lubię, ale od lat rzygam gatunkiem, bo jest tak wtórny, że gdyby to był odgrzewany kotlet, zostałby już z niego tylko czarny nalot na spodzie patelni. Ale czasem coś tam fajnego potrafi zdarzyć, więc niekiedy sięgam. Z medycyną to trochę inna bajka, bo sentyment do takich historii mam – jako dzieciak oglądałem pierwsze epizody „Ostrego dyżuru” i coś tam we mnie zostało – a i był czas, kiedy mocno się nią interesowałem. Ale życie wszystko zweryfikowało, zbyt duży kontakt z lekarzami, szpitalami i wszystkim, co się z tym wiąże sprawił, że choć na polu fikcji wole teraz iść w inne klimaty. No ale Cook to Cook, klasyka i klasa sama w sobie i, jak widać już po wstępie, znów dał radę.

Nie mówię, że uwielbiam autora, ale parę jego książek mam za sobą i zawsze była to rozrywka na poziomie. Coś z klimatem, pomysłem i jakąś taką przekonującą nutą, przez którą czujemy, że to jednak mogłoby się zdarzyć. Przy okazji dobrze to zawsze jest napisane, lekko, ale jednak wyraziście, plastycznie, ze sterylnością, ale i z wyczuciem. Nieźle nakreślone postacie, bardzo dobrze uchwycone tło medyczne i dobre kontrolowanie samej materii opowieści sprawiają, że dobrze się to czyta, są emocje, jest napięcie i wszystko, czego od thrillera medycznego oczekujemy.

Więc warto. Niby już trzynasta część, niby autor niemłody, a jeszcze na koncie ma masę innych książek, więc zmęczenie materiałem być mogło, ale nie ma. Nadal trzyma to poziom, nadal satysfakcjonuje i nadal wypada lepiej niż większość współczesnych thrillerów. Czego chcieć więcej?

Michał Lipka

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *