OPOWIADANIE – 2027 – Maciej Szymczak - KOSTNICA - POZORNIE MARTWA STREFA || Kostnica.Com.PL

OPOWIADANIE – 2027 – Maciej Szymczak

„2027”

Kolejka do kasy ciągnęła się niemiłosiernie. Masa zniecierpliwionych gęb wyglądała z utęsknieniem upragnionego celu – ruchomej taśmy przemieszczającej towary wprost w sprawne rączki pani sprzedawczyni. Adam trwał na swym posterunku, bacząc uważnie aby nikt nie wepchnął się przed niego w kolejkę. W dłoniach trzymał plastikowy koszyk wypełnionymi po brzegi artykułami spożywczymi. Nienawidził szczerze tego sklepu. Na sześć kas działała tylko jedna, kierownictwo chcąc zaoszczędzić na pracownikach, fundowało swym klientom prawdziwy horror. Zupełnie jakby na tym świecie nie było ciekawszych zajęć. Najwidoczniej szefostwo sieci ma konsumentów głęboko w dupie, fundując im takie atrakcje. Niestety nie miał wyboru, musiał kwitnąć tu jak kwiat paproci w noc kupały, bo to jedyny sklep na tym smutnym i zapomnianym przez boga osiedlu.
Po dziesięciu ciągnących się w nieskończoność minutach, znalazł się u celu. Odetchnął głęboko, wypakowując zakupy z koszyka.. Kasjerką okazała się młoda kobieta o zdecydowanie orientalnym typie urody. Na czerwonej koszuli widniała plakietka z imieniem Fatima. Ciemne niczym węgiel oczy osadzone były w kościstej twarzy o nazbyt wydętych kościach policzkowych. Surowa uroda Fatimy zdecydowanie nie wzbudzała sympatii Adama. Ekspedientka ukrywała swe włosy pod ciemną kwadratową chustą, którą miała zawiniętą wokół głowy. Adam zastanawiał się czy to burka czy hidżab? Nie znał się na modzie islamskich przybyszy, którzy w ostatnich latach zalali falą imigracji jego ojczyznę. Do śniadych cudzoziemców odnosił się z rezerwą, starając się ich jakoś tolerować, choć ich odmienna surowa kultura, kłóciła się z jego własnymi przekonaniami. No ale cóż trzeba jakoś żyć obok tych trzystu tysięcy uchodźców, które finalnie zgodziła się przyjąć Polska.

– 127 zł. – wyrwała go z rozmyślań kasjerka.
– Zapomniała pani o czymś. – wskazał na butelkę wódki leżącej na taśmie kasy.
– Nie mogę panu tego sprzedać. – odpowiedziała stanowczo, odwracając od niego wzrok.
– Jak to nie może Pani? Przynieść inną butelkę, kod jest nie czytelny czy jak? – odparł szczerze zdziwiony.
– Mamy Ramadan – odrzekła stanowczo, zupełnie jakby informacja ta miała dla Adama jakiekolwiek znaczenie.
– Pani ma Ramadan – rzucił kąśliwie – Ja dzisiaj umówiłem się z kumplem na wódkę.
– Nie mogę sprzedawać alkoholu podczas Ramadanu, tego zabrania mi moja religia – Wyjaśniła z rozbrajającą szczerością.
– Nie interesuje mnie Pani religia. I to nie dlatego, że jestem katolikiem. Po prostu mnie żadna religia nie interesuje – Adam zagotował się cały od gniewu, usilnie trzymając nerwy na wodzy – Fatima złotko, nie róbmy z tego komedii. Skasuj tą flaszeczkę i już mnie nie ma.
Kobieta pokręciła przecząco głową, nie ustępując ani o krok. Mężczyzna czekał chwilę w pełnej napięcia ciszy, nie dowierzając w jak absurdalnej sytuacji się znalazł. Kasjerka milczała wytrwale, czekając aż klient sam odpuści. Adam jednak nie zamierzał odpuszczać, nie dziś kiedy ma spotkanie po latach ze starym kumplem. W końcu nie wytrzymał, gejzer słów wytrysnął z niego urągając upartej sprzedawczyni:

– Proszę natychmiast skasować jebane 0,7 litra Żubrówki ! Umówiłem się ze Stasiem na picie do cholery! Proszę przestać odstawiać cyrk!
Ekspedientka nic nie odpowiedziała, zwróciła się do kolejnego klienta z prośbą aby wyłożył swoje zakupy. Adam walnął pięścią w ruchomą taśmę kasy.
– Proszę mnie nie lekceważyć w moim własnym kraju do cholery! – Rząd śniadych głów wyłonił się z kolejki, obserwując awanturę.
– Nie sprzedam panu alkoholu i basta!- odpowiedziała stanowczo Fatima chcąc uciąć dyskusję. Jakiś stary arab z tyłu kolejki oklaskiwał jej wypowiedź.
– W takim razie proszę zawołać kierownika!. Nie odpuszczę wam tego!
Zniecierpliwieni klienci popędzali Adama ale ten nie zamierzał dawać za wygraną. Czekał, cierpliwie znosząc obelgi oczekujących w kolejce konsumentów.

Po chwili do stanowiska kasjerki podszedł ciemnoskóry mężczyzna ubrany w tradycyjny afrykański strój.
– To jakiś żart kurwa mać?! – zapytał rozdrażniony mężczyzna.
– Dzisiaj wypada Ramadan, najważniejsze święto Islamu. Czy Pan wie że w Dąbrówce obowiązuje prawo szariatu?
– Jakie prawo szariatu! Ludzie! – krzyknął czerwieniąc się na twarzy.
Powołując się na klauzulę sumienia sprzedawczyni ma prawo odmówić Panu sprzedaży alkoholu tak jak aptekarz środków antykoncepcyjnych. Proszę zrealizować swój zakup w innym obiekcie.
– Jak to w innym? – dziwił się mężczyzna wciąż z niedowierzaniem patrząc na egzotyczny wygląd przełożonego kasjerki. – Robię tu zakupy od lat. To nie jest jakiś koszerny sklep, tylko normalny oddział Stonki, jakich tysiące w tym kraju. Dlatego żądam aby sprzedał mi Pan alkohol!
– Proszę się uspokoić, zabrać zakupy i opuścić nasz sklep – powtórzył spokojnie postawny Afrykańczyk.
– A ja poproszę aby wypierdalał pan z mojego kraju, zabrał na jakąś łódź te zamaskowana idiotkę i spierdalał czym prędzej z powrotem do Syrii!!

Adam wiedział, że w tym momencie przesadził, ale zamierzał walczyć o swe prawa do samego końca.
– Pochodzę z Sudanu a Fatima z Libii.. – zripostował wciąż spokojny kierownik. Był bardzo wysoki, gdyby nie jego egzotyczny strój, Adam mógłby go wziąć za gwiazdę koszykówki.
– Gówno mnie obchodzi skąd jesteście, to jest mój kraj i obowiązują w nim nasze zasady. Nie podoba się? To wypierdalać! Musicie dostosować się do zachodnich standardów! – wrzeszczał nie potrafiąc się uspokoić.
– Jeśli się pan natychmiast nie uspokoi to wezwę ochronę. A oni nie będą się z panem patyczkować!- kierownik pogroził palcem, przybierając agresywna pozę.
– Aż ty jebany! – Adam już miał się zamachnąć i walnąć go prosto w twarz gdy nagle wpadł na znacznie lepszy pomysł.
Odkręcił zawleczkę od wódki i wziął porządnego hausta. Ognista woda piekła go w przełyku, poczuł błogi przypływ adrenaliny. Nim zdążył ponownie się napić, do kierownika dołączyło dwóch strażników. Nie wyglądali jednak jak zwykli stróże ani marketowi ochroniarze. Brodaci mężczyźni mieli białe turbany na głowie i szerokie sukna sięgające łydek zamiast spodni. Wyglądali jak beduini, którzy dopiero co urwali się z pustyni.

– To jakaś parodia do chuja! Helloween latem normalnie! – Adam wybuchł śmiechem upijając kolejnego łyka wódki – Kiedy się tak tu rozmnożyliście? Robaki!

Strażnicy patrzyli się weń wrogo, osaczając go z w dwóch stron. Adam się tym nie przejmował, jak mu coś zrobią to będą mieli przerąbane. Zrobi taką medialna aferę, że kierownictwo sieci do końca życia będzie wypłacać mu odszkodowanie. Nim zdążył upić kolejnego łyka jego ciałem wstrząsnął potężny skurcz. Puścił flaszkę, która z hukiem roztrzaskała się o podłogę. Jego ciałem miotały elektrowstrząsy. Upadł na ziemię z wbitą strzałką w tors, która została wystrzeloną z paralizatora.

………………..

Dochodziła dwudziesta druga. Adam nie wierzył w to co go ostatnio spotkało. Po napaści w sklepie obudził się na posterunku policji. Nie otrzymał żadnej pomocy medycznej, funkcjonariusze odnosili się do niego jak do pospolitego przestępcy. Nikt nie chciał wysłuchać jego historii, trauma jakiej doznał w sklepie nikogo tutaj nie obchodziła. Spędził dwa dni w areszcie, w ciasnej celi w towarzystwie meneli i oprychów z półświatka kryminalnego. Nim adwokat zdążył go wyciągnąć za kaucja, usłyszał absurdalne zarzuty napaści na tle rasowym. Mężczyzna wprost nie wierzył w to co go spotkało! I to w jego własnym kraju. Co za upokorzenie! Nie zostawi tak tej sprawy, pójdzie z tym do gazet, dostanie się im wszystkim, imigrantom, policjantom a nawet nieodpowiedzialnym politykom! Co za nieludzkie traktowanie! Wódkę kupił w drodze powrotnej z aresztu na jednej ze stacji benzynowych. Tu przynajmniej było bezpiecznie i pracowali imigranci zza wschodniej granicy. Jego noga z pewnością nigdy więcej nie postanie w osiedlowym markecie. Zrobił sobie drinka, starając się wyluzować i zapomnieć choć na chwilę o upokarzającym doświadczeniu. Włączył Tv. Akurat nadawali wiadomości, zabawne ale właśnie spiker omawiał jego sprawę. Widocznie wieści się już rozeszły. Wydarzenie nabrało rozgłosu. Świetnie, będzie mógł się wreszcie wypowiedzieć! Mina mu jednak szybko zrzedła. Zobaczył nagłówek materiału informacyjnego:

”Pijany islamofob zaatakował niewinnych muzułmanów w jednym ze sklepów sieci Stonka”

W telewizorze pojawiła się Fatima wygadując nie stworzone rzeczy na temat Adama i jego rzekomej napaści na tle religijnym. Czarnoskóry kierownik prawił morały na temat Ramadanu i tego że Polacy powinni nauczyć się szanować odmienne tradycje. Na koniec pojawił się naczelny Imam Polski, powołując się na ustawę o obrazę uczuć religijnych. Z wiadomości dowiedział się także, że sprawa została już zgłoszona do prokuratury i że za przestępstwo nienawiści grozi mu do pięciu lat więzienia. A chciał tylko kupić wódkę. Napić się jebanej wody ognistej z kolegą z wojska! Z pierdolonym Stasiem! Przecież ma do tego prawo do cholery! Jego dziadek walczył w AK. Ojciec strajkował w Gdańsku, razem z Wałęsą obalał komunę. I to wszystko ma zostać teraz zaprzepaszczone? Cała wolność o jaką jego przodkowie walczyli? W imię czego? Islamu? Allacha?
Nie, tak się nie stanie. On nie dopuści do tego. Każdy ma prawo do kieliszka i do schabowego. Spojrzał na kalendarz. Dzisiaj ostatni dzień Ramadanu. Muzułmanie powinni za dwie godzinę wychodzić z meczetu aby udać się na od dawna wyczekiwaną wieczerzę. Już on im kurwa sprawi taką ucztę, jakiej nigdy nie zapomną.

…………………..

Pijany Adam czekał w aucie na wprost głównych drzwi nowo wybudowanego meczetu. Kończył swoje 0,7 czekając aż “robale” wypełzną ze swojej świątyni. Był już kompletnie pijany, w oczach mu się troiło, ale był gotowy. Gotowy by w decydującym momencie nacisnąć na pedał gazu. Czuł się teraz niczym husar dzierżący kopie w mocarnych dłoniach. Zaraz na polu bitwy pojawią się Turcy, a on rycerz ze sztandarem orła białego na piersi, zepchnie ich z powrotem za cieśninę Bosforu. Śpiewał mazurka dąbrowskiego przygotowując się na wiekopomną chwilę. Nareszcie wybiła północ. Adam przekręcił klucze w stacyjce, ożywiając swego groźnego rumaka, ośmioletniego forda focusa. Z meczetu zaczęli się wyłaniać pierwsi ludzie. Roześmiani, rozgadani, nie mogący się doczekać wieczerzy. Adam ruszył z piskiem opon uderzając w zaskoczony tłum wiernych. Czuł pod kołami tratowanych pieszych, którzy ginęli miażdżeni ciężarem samochodu. Lament i krzyk wzniósł się w powietrze, a na chodniku zaległy pogruchotane ciała wiernych.
Skończył swój morderczy rajd wbijając się w ścianę meczetu. Zbroczony krwią przeżywał ostatnie chwile swej urojonej chwały, odór alkoholu mieszał się z zapachem świeżej krwi. Majaczył z odłamkami szkła, które ugrzęzły w jego szyi, przecinając tętnice. Gdy pierwsze koguty służb ratunkowych dotarły na miejsce, Adam zdążył już wykrwawić się na śmierć.

Share
4 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *