OPOWIADANIE – 2084 – Michał Lipka
|Przez jednych nazywane najgorszym, co mogła wymyślić ludzkość, przez innych traktowane jak obiekt kultu, reality show Big Brother: Purgatory Edition od dwóch lat bije rekordy popularności na całym świecie. Ten noszący miano najbardziej kontrowersyjnego wytworu w dziejach program już dziś o 16:15 powróci na antenę Kanału Głównego Telewizji Publicznej. Szacunki są zdumiewające – blisko 70% zarejestrowanych na naszej planecie posiadaczy urządzeń mobilnych pobrało aplikację do głosowania, a to oznacza, że przed ekranami zasiąść może nawet cztery miliardy widzów. To jednak tylko liczby, a przecież za sukcesem marki kryją się ludzie; zwykli ludzie i ich historie, które chłoniemy z takim zaangażowaniem. Warto więc po raz kolejny przypomnieć sobie fakty o Big Brother: Purgatory Edition i wszystko, co się z nimi wiąże.
Odłożył ekran z wyświetlonym magazynem i przeciągnął się. Co za kurwa wymyśliła, żeby jako pracę domową zadać wypracowanie z pieprzonego programu telewizyjnego dla odmóżdżonej hołoty. Im więcej widzów zasiadało do tego gówna, tym bardziej chciało mu się rzygać. Nie znał jeszcze żadnej mody, która miałaby jakąś wartość, a to… nawet szkoda było mu słow. I jeszcze przerabiają na lekcjach taki odpad.
Westchnął. Poprawił się na szkolnej ławce i rozejrzał po korytarzu. Dochodziła szesnasta, w budynku nie było już prawie żadnych uczniów, a on siedział na twardawych deskach, w zimnych szarych ścianach wzniesionych w czasach, których nie pamiętali jego dziadkowie, i czekał.
– Kurwa… – mruknął pod nosem.
Zanim wróci do domu, zanim coś zje, zanim odrobi kilka ważniejszych zadań, szlag trafi cały jego wolny czas. A gdzie znajdzie chwilę na to zasrane wypracowanie o Big Brotherze? Fuck by to!
Rozejrzał się wokoło, ale nic się nie zmieniło. Korytarz tonący w półmroku pozostawał pusty, gdzieś z dołu dobiegało tylko echo krzątania się sprzątaczek. Zaczynała go już zalewać krew, więc sięgnął z powrotem po ekran. Przynajmniej zabije czymś czas. I znajdzie parę debilnych faktów. Ctrl+C, Ctrl+V, trochę zmieni, trochę dopisze… chociaż tyle. Zaczął czytać.
GDYBYŚ TAK MÓGŁ ZABAWIĆ SIĘ W BOGA
Jak wszystkim zapewne wiadomo, Purgatory, jak w skrócie nazywa się ten program, został oparty na formule legendarnego pierwszego reality show, które wystartowało w Holandii w roku 1997 – dokładnie osiemdziesiąt siedem lat temu. Założenia ówczesnego Big Brothera były dość proste, ale wciąż doskonale spełniają swoją rolę. Oto w odciętym od świata domu zamyka się grupkę ludzi, zostawiając ich pod całodobową kontrolą kamer. Warto pamiętać, że wówczas ludzie „cieszyli się” absurdalnym brakiem rozbudowanego monitoringu społecznego, co prowadziło do wielu niebezpiecznych sytuacji czy wręcz niewyjaśnionych zaginięć osób. Co więcej były to czasy, kiedy osoby często pozostawały bez należytej opieki medycznej, bo odpowiednie służby nie dostawały alarmów o ich stanie zdrowia. Tego typu program był więc o tyle przełomowy, co kontrowersyjny. I jak to w takich przypadkach bywa, zdobył sławę i rzeszę wrogów.
Formuła, jak wspomniałem powyżej, przypominała współczesną, chociaż była o wiele bardziej zacofana. Stanowiła swoistą namiastkę władzy dawaną przez możliwość nominowania i wyrzucania uczestników. Żart z prawdziwych możliwości oferowanych przez to medium. Na szczęście ich następcy szybko udowodnili, że wiedzą o co w tym wszystkim chodzi. Wrzucenie dzieci do dżungli by przekonać się czy przetrwają i założą społeczeństwo oraz niezapomniany program, w którym nieuleczalnie chorzy uczestnicy mogli zostać poddani eutanazji albo pozostawieni przy życiu, stanowiły podwaliny pod kolejne eksperymentalne show.
Pierwszą z fali nowoczesnych produkcji, która w odróżnieniu od wspomnianych wyżej poprzedników nie została zawieszona, nosiła nazwę „On Abort!”. Uczestniczkami były kobiety, które chciały usunąć ciążę, ale nie posiadały niezbędnych funduszy. Co tydzień dwie najmniej popularne z nich stawały przed wyrokiem widzów – jedna z nich, której historia najbardziej poruszyła oglądających, w nagrodę otrzymywała skrobankę; na drugą czekał zakaz aborcji i konieczność urodzenia i wychowania dziecka. Kolejne show przebiegały podobnie i przekraczały coraz to dalsze granice, jednak wciąż nie były dokładnie tym, czego pragnęli ludzie. Aborcja nie miała znaczenia. Widzowie chcieli prawdziwej krwi. Decydować o czyimś być lub nie być. Być lub nie być kogoś, kto jest czymś więcej niż niewyraźną kijanką na monitorze ultrasonografu. Kogoś, kto ma marzenia, problemy, przyjaciół i wrogów. Kogoś namacalnego.
Widzowie chcieli zabawić się w Boga. I w końcu przed dwoma laty dostali dokładnie to, czego pragnęli.
Ekran wylądował na jego kolanach, a on sam przetarł oczy i ziewnął. Szesnasta na zegarze nie była późną porą, ale w środku zimy za oknami panował już mrok i równie dobrze mogłaby się zbliżać północ. Różnicy nikt by nie zauważył.
Kurwa. Pieprzona matematyczka akurat na dzisiaj musiała wyznaczyć spotkanie poprawkowe. I to jeszcze po lekcjach. Chyba stara dupa nie miała co robić w domu. Chyba się jej nudziło. Albo nie miała gdzie się przekimać i myślała, że w końcu wszyscy pójdą i zapomną o niej, a ona wysra się w szkolnym kiblu i podprowadzi coś ze stołówkowej chłodni, bo zapasowy klucz do niej wisiał w pokoju nauczycielskim, którego nikt nie zamykał. Tanie życie; pensyjkę mogła przepieprzyć na tandetne szare spódnice, jakie nosiła od wieków. Dziwne, że w ogóle jeszcze żyła. To stare próchno już dawno powinno wciągać od spodu plastikowy pył z chińskich sztucznych chryzantem.
GRANICA CZŁOWIECZEŃSTWA
Co byś zrobił, gdybyś mógł zostać Bogiem? Takie pytanie stało się siłą napędową Big Brother: Purgatory Edition i do dnia dzisiejszego pozostaje tak samo aktualne, jak chwili, kiedy postawiono je po raz pierwszy na wizji. „Każdy z nas chce być Bogiem”, powiedział na konferencji prasowej w roku 2082 twórca programu, Karol Dobrzycki (który za sprawą międzynarodowej kariery szybko przyjął pseudonim Charles Doohickey). „Tu nie chodzi o moralność. Ludzie nie mają żadnych oporów. Jedyne, co ich powstrzymuje to narzucone odgórnie prawo.”. Na szczęście dla programu istniały kwestia, których żadne przepisy nie regulowały, a których niejednoznaczność pozwalała na uniknięcie ewentualnych zmian w prawie.
Show nie powstałoby jednak, gdyby nie odkrycie, którego brytyjscy naukowcy dokonali w roku 2036. Eksperyment znany pod nazwą 21 gramów v2.0 sprawił, że raz na zawsze rozwiano wątpliwości, czy człowiek posiada duszę. Bezsprzecznie udowodniono bowiem, iż ciało w chwili śmierci opuszcza pewna energia. Energia, którą da się zaobserwować, zmierzyć, opisać, a nawet – jak pokazał czas – schwytać. Sceptycy przez blisko dekadę powtarzali, że ów eksperyment potwierdził jedynie to, co mówił Einstein, a mianowicie, że ilość energii we wszechświecie jest niezmienna, a zatem wszystko, co ją posiada, w chwili „śmierci” musi ją także oddać. Kolejne lata pokazały jednak rzecz zdumiewającą: to, co zaobserwowano w trakcie eksperymentu było czymś niezwykle indywidualnym i przechowującym w pewnej formie wszystkie ludzkie wspomnienia. Doświadczenie całej człowieczej egzystencji. A co więcej wszystko to można było przechwycić i odtworzyć!
Przed ludźmi otworzyły się niesamowite możliwości. Krewni zmarłych, jeśli tylko było ich na to stać, mogli wreszcie dowiedzieć się, co się stało z rodzinnymi kosztownościami, a niepewne wierności mężów żony dostawały wreszcie niepodważalne dowody. Proces przechwytywania tego, co oficjalnie uznano za duszę (a co określono mianem „ghosta”, inspirując się mangą i anime z przełomu XX i XXI wieku) został wkrótce zautomatyzowany, a noszone przez wszystkich obywateli bransoletki monitorujące sparowano z prokwantowymi komputerami. Przechowalnią stał się natomiast tzw. deep level marianna’s web, dostęp do którego posiadały tylko nieliczne mocarstwa, korporacje i instytucje naukowe. I chociaż jak dotychczas nikomu nie udało się odkryć sposobu, by wcielić ghosta z powrotem do ciała, z czasem znaleziono kolejne zastosowania dla wyników eksperymentu 21 gramów v2.0. Wymieniać ich wszystkich oczywiście nie ma sensu, ale w konsekwencji powstał Big Brother: Purgatory Edition, a widzowie dostali możliwość decydowania o tym, czy dusze zostaną wypuszczone by mogły pójść dalej (w zamyśle do Nieba), bądź też wymazane. Protesty, jakie pojawiły się na początku samego odkrycia, rozgorzały na nowo. Pytano o granice człowieczeństwa, już nie tylko w moralnym wymiarze, ale również jak najbardziej sensu stricto, zastanawiano się czy to, co udaje się przechrzcić rzeczywiście jest duszą, czy tylko kopią uwolnionej energii komórek nerwowych, zawierającej w sobie pamięć, jednak były to głosy nieliczne. Ludzie dostali możliwość zostania Bogami, każdy mógł sądzić zmarłych, oceniać ich grzechy i dobre uczynki, analizować najważniejsze fragmenty życia streszczane na ekranie i nikt nie zamierzał rezygnować z tego przywileju.
Kiedy zegar na ekranie wskazał 16:10 stwierdził, że ma to wszystko w dupie. Poczeka jeszcze pięć minut i idzie stąd pod cholerę. Nie jego wina, że sklerotyczka, która już od dawna powinna występować w Big Brother: Purgatory Edition, zapomniała o spotkaniu. Albo lazła tak powoli, że na każdym schodku liczyła wszystkie cętki wbetonowanych w nie kamyków. W sumie mogła już nawet nie żyć, kto ją tam wie. Co go to właściwie obchodziło. Zrobił printa swojej lokalizacji i godziny, żeby w razie czego móc pokazać gdzie był i że to nie jego wina, że miał chęci, umiał, był gotowy i spełnił swój obowiązek.
Jeszcze cztery minuty. Więcej nie czeka. Tyle mniej więcej powinno mu zająć doczytanie debilnego artykułu w idiotycznym magazynie.
ROLA NADANA Z PRZYRODZENIA
Czy nie próbowano uregulować prawnie całej sytuacji? Oczywiście, że tak. Faktem jednak było, że dusza, ghost, nie posiadała jasnego statusu. Owszem, była treścią człowieczeństwa, czymś, co uwalniało się w chwili śmierci i stanowiło sedno nas samych, ale ze względu na podziały religijne nie mogło istnieć jedno określenie potwierdzające jej „wyższe” znaczenie. Zresztą w oczach prawodawców, mogła to być równie dobrze kopia ludzkiego umysłu. Coś, co nie należało już do nikogo, a zatem mogło posłużyć dobru ogółu. Dziedziczenie? Owszem, każdy teoretycznie mógł nabyć ghosta swojego krewnego, w praktyce jednak stać na to było tylko nielicznych – sama dusza pozostawała oczywiście bezpłatna, ale koszty jej przechowywania przerastały możliwości finansowe 90% mieszkańców Ziemi. W konsekwencji niemal wszyscy zrzekali się dziedziczenia na zasadach spadku wybiórczego. A to otworzyło drzwi twórcom Big Brothera, dając początek nowej erze.
Protestów religijnych nie sposób streścić w ramach jednego hasła, ale stanowisko producentów było jasne. „To nie jest zabawa w Boga”, powiedział w jednym z wywiadów Dobrzycki. „Spełniamy tylko rolę nadaną nam z przyrodzenia. Sam jestem człowiekiem wierzącym. Każdy z nas ma w sobie cząstkę Boga, każdy nasz czyn jest zatem Jego dziełem. Poza tym pamiętajmy o jednym – wszystko, co istnieje pochodzi od Niego.” Zdaniem twórcy programu nie istniało nic niemoralnego w działaniach ludzi, jedyną granicą była ludzka gotowość na przyjęcie tego, co dotychczas nieznane. Bez poszerzania horyzontów bylibyśmy niczym, a teraz nadszedł czas na to byśmy przejęli na siebie część boskich obowiązków. „Czy to źle, że znajdujemy w tym także uciechę?”, pytał Dobrzycki. „Nie umniejsza to wagi tego, co robimy. Dorośliśmy do roli sędziów, mamy narzędzia i kompas w postaci wykształconych przez wieki zasad”.
Czy tłumaczenia przekonały kogokolwiek czy nie, Big Brother: Purgatory Edition przyjął się, jak żaden program w historii, a aplikacja do głosowania stała się najchętniej ściąganym programem w dziejach Internetu. Co ciekawe działała ona już na długo przed emisją pierwszej edycji show i to za jej sprawą sami widzowie zdecydowali o tym, jak będzie ono wyglądało. 48% głosujących uznało ostatecznie, że najlepszą scenerią dla Czyśćca nie będą żadne wymyślne miejsca, a zwykła, prosta szkoła. Miejsce, gdzie zdajemy egzamin z całego życia i gdzie jesteśmy oceniani. Sądzeni. Każdy z nas przez to przechodził i każdy z nas też będzie musiał przez to przejść. Póki co jednak wszyscy możemy zostać nauczycielami i sami przyznać własną ocenę, skorzystajmy więc z tej okazji. Kto wie, może patrząc na błędy innych sami zdołamy uniknąć ich w przyszłości?
Skończył, odłożył ekran i rozejrzał się wokoło, ale korytarz wciąż pozostawał pusty i szary. Zimny, jak grób. Po plecach przebiegł mu dreszcz. Ten cały zasrany program… kurwa, równie dobrze mógłby być teraz jednym z jego uczestników. Skąd jakikolwiek dzieciak miał mieć pewność, że rzeczywiście chodzi do szkoły? Może zaćpał się na śmieć, może zgwałcił kumpelę, a potem uciekając wpadł pod samochód albo po prostu zginął podczas katastrofy lotniczej w trakcie szkolnej wycieczki, a oni go zuploadowali i wrzucili tu. Nawet nie pamiętałby, że nie żył.
W sumie całkiem niezły pomysł na wypracowanie. Zasiać wątpliwość. Wkurzyć trochę. przecież to niemożliwe, żeby oni wszyscy tutaj… ale co mu szkodziło rzucić taką myśl.
Uśmiechnął się sam do siebie.
Spojrzał na zegar. Jeszcze tylko minuta. Nie będzie tu przecież siedział w nieskończoność. Tylko chwila, nie została przecież nominowany, nie został wymazany. Nie wygrał niczego. Był zwykłym dzieciakiem, w Czyśćcu nie miałby dostępu do sieci.
Wybiła 16:15.
Michał P. Lipka