Pudełko z guzikami Gwendy – Stephen King, Richard Chizmar
|ATOMOWE GUZIKI
Najnowsze dzieło Kinga to nie opasła powieść, do jakich nas przyzwyczaił przez ponad 40 lat pisarskiej kariery, a krótka nowelka. Na dodatek napisana nie samodzielnie, a wspólnie z nieznanym w Polsce, choć nagradzanym autorem horrorów. Nie martwcie się jednak, „Pudełko z guzikami Gwendy” to znakomita, typowo kingowska książka, która, choć oparta na pomyśle znanym z opowiadania „Button, Button” Richarda Mathesona z 1970 roku, wciąga od pierwszej strony i w napięciu trzyma nas do samego końca.
Sierpień roku 1974, Castle Rock. Dwunastoletnia Gwendy, mając dość wyśmiewania przez kolegów, stara się zrzucić zbędne kilogramy, biegając po tak zwanych Schodach Samobójców. To właśnie tu, pewnego dnia spotyka tajemniczego mężczyznę w czerni, który przedstawia się jej jako Richard Farris i chce z nią porozmawiać. Mimo obaw, dziewczynka zgadza się – są w końcu w miejscu publicznym, obok nie brakuje ludzi. Richard mówi, że ją obserwował – obserwuje wiele osób w wielu miejscach – i chce jej przekazać pewne pudełko. Pudełko z kolorowymi guzikami znajdującymi się na przodzie, dźwigienkami i szufladkami. Do czego ono służy? Jedna dźwigienka pozwala raz dziennie otworzyć szufladkę z czekoladką, która sprawia, że nie chce się jeść więcej słodyczy. Druga raz na tydzień czy dwa daje szansę wyjęcia bardzo cennego srebrnego dolara z 1891 roku. Co się zaś tyczy guzików, sześć z nich odpowiada sześciu kontynentom, siódmy, czerwony, symbolizuje cokolwiek Gwendy zechce, ostatni, czarny – wszystko. Dziewczynka pyta co się stanie jeśli wciśnie któryś z nich. „Po co pytać, skoro już wiesz?”, odpowiada jej Richard. I rzeczywiście, Gwendy wie, słyszała przecież o guzikach atomowych, jakie posiadają głowy największych mocarstw świata, ale nie chce przyjąć tego do wiadomości.
Richard znika, pudełko zostaje, a życie dziewczynki zmienia się nie do poznania. Za sprawą czekoladek chudnie, poprawia jej się wzrok, relacje między rodzicami ocieplają się, a pieniędzy przybywa (choć na razie nastolatka nie zamierza sprzedać monet). Niestety świadomość jakie zagrożenie niosą guziki na pudełku nie pozwala Gwendy na dłuższą chwilę spokoju. Mijają lata, aż w końcu dziewczyna decyduje się sprawdzić co się stanie gdy wciśnie ten czerwony…
Oryginalności temu opowiadaniu zarzucić się nie da. Richard Matheson prawie pół wieku temu napisał historię o kobiecie, która dostaje pudełko z przyciskiem. Jeśli go wciśnie, zginie ktoś, kogo nie zna, a ona dostanie dużą sumę pieniędzy. Plagiat? Absolutnie nie. King po raz kolejny oddał hołd legendarnemu autorowi (wcześniej dokonał tego chociażby opowiadaniem ze zbioru „Jest legendą”) i jak zwykle zrobił to na swój niesamowity sposób. Większa część „Pudełka” to historia obyczajowa o dorastającej dziewczynce i trawiącym ją sekrecie, będącym wstępem do koszmaru.
Jak to w twórczości Króla Horroru przystało, w opowieści o Gwendy nie zabrakło także nawiązań do jego twórczości. Akcja dzieje się a Castle Rock, miejscu znanym m.in. z „Cujo”, „Mrocznej połowy” czy „Sklepiku z marzeniami”, sprawcą całego zamieszania staje się Człowiek w Czerni znany doskonale miłośnikom prozy Kinga z „Bastionu” czy „Mrocznej Wieży”, a odniesień do tej drugiej także nie brakuje. Z mniej rzucających się w oczy rzeczy warto zauważyć, że początkowa rozmowa Gwendy i Richarda przypomina wymianę zdań między Georgiem a Pennywise’em z „To”, a do tego większość z dat ważnych zdarzeń w życiu głównej bohaterki wykazuje ciekawą zbieżność z życiem Kinga – wszystko zaczyna się bowiem w roku 1974, w tym samym, w którym autor z Maine zadebiutował powieścią „Carrie”.
Z połączenia tego wszystkiego powstała znakomita nowela, wciągająca, intrygująca, pełna napięcia i zaludniona przez typowych dla pisarza, ale jak zwykle znakomicie ukazanych bohaterów. Aż dziw, że Stephen King miał taki problem z jej skończeniem, że zaangażował do procesu twórczego Richarda Chizmara. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, z ich współpracy zrodziła się świetna książka. Dobrze napisana (choć tekst podany jest w czasie teraźniejszym, a w tekście zdarzają się drobne wpadki), znakomicie zilustrowana, usatysfakcjonuje miłośników prozy Króla i wszystkich czytelników lubiących horrory mocno osadzone w obyczajowych ramach. Co warto zauważyć, doskonałe jest także polskie wydanie. Mamy bowiem komplet ilustracji, twardą oprawę, dodatkową obwolutę i sympatycznie wyglądające wnętrze. To oczywiście tylko dodatek do znakomitej treści, jednak uprzyjemnia lekturę. Lekturę, którą polecam bardzo, bardzo gorąco.
Michał Lipka