Daredevil: Ciemne noce
|Lee Weeks, Sergio Cariello, Tom Palmer, David Lapham, Jimmy Palmiotti, Thony Silas
DARKDEVIL
Ze wszystkich tomów kolekcji „Ciemna strona Marvela” to właśnie ten jest najbardziej kompleksowy. Kompletny. Bo nie ma tu cięć, nie ma sklejania z luźnych zeszytów czy wyboru miniserii – to, co dostajemy to kompletna seria „Daredevil: Dark Nights”. I okej, składają się na nie trzy różne opowieści różnych artystów, ale jednak jest to całość. I to całość warta poznania.
Gdy w Nowym Jorku dochodzi do śnieżycy, która paraliżuje miasto, Daredevil będzie musiał wspiąć się na wyżyny własnych możliwości, by pomóc dziecku. A powodzenia jego działań będzie zależało życie małej dziewczynki. Potem wmieszany zostanie w sprawy mafii, a także wybierze się do Miami i…
Daredevil to na pewno jeden z najbardziej lubianych przeze mnie herosów Marvela z dzieciństwa. Po Millerowskim „The Man Without Fear” nie mogło być inaczej. Pozamiatała ta historia i zamiata nadal. I właściwie wszystko, co z DD wyszło na polskim rynku, warte jest uwagi. Czasem są to rzeczy rewelacyjne, czasem tylko dobre, ale każda z nich trzyma poziom. I poziom trzyma też ten album, chociaż nie zawsze taki sam. Najlepsze, co tu na czytelników czeka, to sam początek. Potem wszystko staje się lżejsze, jakieś takie bardziej wyluzowane i cartoonowe, a ja Daredevila wolę mrocznego, depresyjnego, zmagającego się z trudnościami i zewnętrznymi, i wewnętrznymi. Dobrze, że mrok i tu nie znika, choć zamiast takiej nastrojowej historii, jak na początku, rzecz uderza w bardziej typowe nuty: mafia, sąd etc.
Graficznie znów najlepszy jest początek. Bo taki nastrojowy, klimatyczny, z dużą dozą cieni. Czuć tutaj zimę, czuć izolację, potem to jakoś traci rozmach, wydaje się, jakby chciało wyhamować przed finałem, chociaż osiągnęło ledwie połowę. Na szczęście do końca czyta się nieźle, chociaż nic to ponad przeciętność typowego „DD”. Taki komiks środka, spisany najczęściej przez twórców, którzy do końca nie czują postaci ani też nie są w stanie najczęściej wsadzić jej na nowego konia – Waid w wydawanym po polsku runie pokazał, jak zrobić Śmiałka nawet w komediowym ujęciu i że może pasować to do postaci. Tu jest, jak jest. Czasem dynamicznie, czasem dramatycznie, czasem przyjemnie narysowane, czasem – w drugiej połowie – zdecydowanie gorzej.
Warto? Jak już pisałem, warto. Choć przede wszystkim dla pierwszej opowieści. Reszta jest, bo jest, ot tyle. Ale przynajmniej mamy całość i komiks, który fanom „Daredevila” spodobać się może. I może nadać się też na początek przygody z tym bohaterem. Aha, i nie sugerujcie się tym, że ta kolekcja ma na okładce ostrzeżenia, że to dzieło dla dorosłych, bo tak nie jest. Żaden jej tom taki nie jest. Chyba jedynie wydawca chciał podkreślić mroczną stronę tych komiksów, tej jednak do prawdziwego mroku sporo brakuje.
Michał Lipka