Ghost Rider: Droga ku potępieniu – Garth Ennis, Clayton Crain - KOSTNICA - POZORNIE MARTWA STREFA || Kostnica.Com.PL

Ghost Rider: Droga ku potępieniu – Garth Ennis, Clayton Crain

ZYSKAĆ POTĘPIENIE

Powiedzieć, że to najlepszy „Ghost Rider” jaki wyszedł po polsku można by pewnie śmiało, choć to też kwestia gustu. Ale niewiele mogłoby to znaczyć, bo konkurencji na polskim rynku jakiejś dużej nie miał. Podstawowe więc pytanie jest takie, czy to dobry komiks. Odpowiedź? Dobry i to bardzo, bo chociaż Ennis pokazuje tu swoje lżejsze i bardziej rozrywkowe oblicze, nadal pokazuje, że z ogranych motywów potrafi zrobić świetną opowieść.

Ghost Rider, demon zemsty, od zawsze stanowił fragment piekła na ziemi. Tak się jednak złożyło, że sam trafił do piekła, a teraz pojawia się szansa powrotu. Trzeba się tylko zająć demonem Kazaanem i pewnym miliarderem. Proste? Rzecz w tym, że dzieją się rzeczy, przez które równowaga relacji między niebem i piekłem się chwieje, a Ziemia sama stać się może swoistym piekłem. Wiadomo na czyich barkach spocznie ciężar naprawienia wszystkiego, ale co z tego wyniknie?

Garth Ennis to enfant terrible amerykańskiego komiksu. niepokorny twórca, który uwielbia szokować, a jednocześnie słynnie i z czarnego humoru, i dziwactw fabularnych i wreszcie inteligentnych fabuł także. Nic więc dziwnego, że kiedy Marvel uruchomił imprint „Marvel Knights”, oferujący historie dla dojrzałych czytelników, jemu powierzono poprowadzenie dwóch z nich. Pierwszą był „Punisher”, którym Ennis zajmował się potem przez długi czas, drugą był „Ghost Rider” – tym razem Ennis porwał się jedynie na dwie miniserie, łącznie dwanaście zeszytów. I pierwsza z nich zebrana została w tym tomie.

A jaka jest to opowieść? Typowa dla Ennisa tematycznie, wykonaniem już trochę mniej. Anioły, demony, nieczyste siły, niebiańsko-piekielne przekręty i knowania… W to wszystko wplata akcję, krew, przemoc, trochę kontrowersji. Trochę, bo jak na niego to łagodny komiks, mniej szalony niż większość jego dokonań, bardziej komercyjny, ale jednak posiadający typowy dla niego klimat i te cechy, za które pokochaliśmy (albo znienawidziliśmy) jego historie obrazkowe. Złagodzone trochę, ale obecne i sprawiające, że komiks czyta się tak dobrze. Może i nieco bezrefleksyjnie, ale też i nie do końca jako pustą, mocną rozrywkę.

A graficznie? Tu już jest nieco gorzej. Kreskę Craina lubię, ale najbardziej z czasów, kiedy nie dorwał się jeszcze do komputera i nie przerabiał wszystkiego wręcz nie do poznania. Jego styl nadal tutaj widać, bywa, że te komputerowe fajerwerki są widowiskowe i nastrojowe, klimat jest udany, ale jednak brak w tym serca i duszy, wszystko jest sterylne, zachowawcze, przerysowane i przestylizowane. Ale miewa swój urok.

I chociaż to nie „Kaznodzieja” ani „Punisher”. To nie „Boys”, „Hellblazer”, „Pielgrzym” ani nawet najlepsze momenty „Hitmana”, ale wciąż to dobry komiks. Lepszy np. od „Sary” czy „Pro”, stanowi udaną rozrywkę dla starszych czytelników, którzy lubią mocniejsze treści i mroczniejsze klimaty. Do mnie to trafiło. Szkoda tylko, że inspirując się tym albumem Hollywood stworzyło potem kiepski film „Ghost Rider 2”. I szkoda, że nad Wisłą jak dotąd nie wydano drugiej miniserii Ennisa z tym bohaterem, „Ghost Rider: Trail Of Tears”.

Michał Lipka

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *