HYDRAULICY NA RATUNEK
|Super Mario Bros. Film (DVD)
No to mamy w końcu filmową adaptację gry na jaką zasłużyliśmy. Serialowy „The Last of Us” to inna bajka, bo serialowy właśnie (acz też był taka adaptacją, jakiej chyba każdy miłośnik gier sobie życzy), a „Super Mario Bros” to jedna z najlepszych kinowych wersji cyfrowej rozrywki. I może animowana, może kolorowa i barwna, ale idealnie nadająca się dla dorosłych, którzy lubią dobre, rozrywkowe filmy.
Mario i Luigi to dwaj bracia. I hydraulicy. W ich dzielnicy źle się dzieje, więc ruszają na pomoc i… I nagle trafiają do innego świata. I od tej chwili czeka ich masa przygód i niebezpieczeństw, bo Mario ląduje w Grzybowym Królestwie, gdzie będzie musiał pomóc Księżniczce Peach ratować to wszystko. stawką jest jednak nie tylko królestwo, ale też i pomoc bratu, który trafił w niewolę… Czy ta misja się powiedzie?
Ponad trzy dekady, tyle już gramy w „Mario” (okej, ja trochę mniej, bo tak ze dwadzieścia osiem lat jakieś i chociaż w ostatnich latach z serią nie mam już za wiele wspólnego, jako że nie mam już żadnej konsoli i kupować nie planuję, a na PC gra nie gości, nadal miło wspominam cykl). Gramy w tego „Mario”, zachwycamy się nim, ale przez te lata nie mieliśmy okazji dobrze bawić się w kinie na jego przygodach. Bo chyba nikt zbyt pozytywnie nie wspomina fabularnej adaptacji z 1993 roku. Aż tu nagle pojawili się dwaj autorzy bez większego doświadczenia (ot pracowali przy animacji „Młodzi Tytani”) i zrobili fajne kino.
Jest kolorowo i sympatycznie, jest w dobrym tempie i z szacunkiem dla pierwowzoru. To takie kino, które gra na naszych sentymentach, bawi się nimi i fajnie mu to wychodzi. A dla dzieciaków, które przecież może dzielnych hydraulików nie znają jeszcze, to po prostu fajna przygodówka akcji, gdzie dzieje się dużo, konkretnie i w sposób, który przykuwa wzrok. Wizualnie film jest bardzo przyjemny, w duchu współczesnych komputerowych animacji, ale wygląda tak, że czasem chciałoby się złapać za pada i pograć w to, co dzieje się na ekranie.
No i fajnie wypada tu dubbing. Bardziej podszedł mi ten oryginalny, bo przecież Chris Pratt, bo Anya Taylor-Joy, Seth Rogen, Fred Armisen czy Jack Black robią robotę, więc starszym polecam oglądać w oryginale. Ale polski też daje radę, choć ja zawsze do rodzimych dubbingów (za wyjątkiem „Shreka”, „Epoki lodowcowej” i paru im podobnym) dość sceptycznie nastawiony jestem.
W skrócie, wytwórnia Illumination (tak tak, ta od „Minionków”) znów dała radę. Fajna rzecz i dla nowych odbiorców, którzy chcą po prostu kina animowanego, i dla starych wyjadaczy tak animacji, jak i gier. Oglądajcie, bo warto.
Michał Lipka