Jakub Wędrowycz: Dziki Samogon - KOSTNICA - POZORNIE MARTWA STREFA || Kostnica.Com.PL

Jakub Wędrowycz: Dziki Samogon

WIEŚNIAKI: DZIKICH GOŃ

Oczom ich ukazał się las… krzyży.

– Adam Miauczyński, „Nic śmiesznego”

Z tą grą jest jak z książkami o Wędrowyczu, niby znam lepsze, niby lepiej zrobione, niby to bez grama ambicji, bez celowania w jakąś wyższą półkę czegokolwiek, a jednak i tak bawię się wyśmienicie. No i się bawiłem. Ta karcianka wciąga, nomen omen jak diabli, rozrywki dostarcza przedniej i ma w sobie jakiś taki wdzięki, taki swojski urok i całkiem sprawnie oddaje wędrowyczowy świat. I, co tu dużo gadać, nadaje się dla tych, którym wpadanie w oko, nawet jeśli nie znają pierwowzoru.

Jakub Wędrowycz, wojsławicki egzorcysta amator, miłośnik wysokoprocentowych trunków, tych z miejscowej knajpy, jak i pędzonych własnymi siłami, smakosz wszystkiego, co zjeść się da, z szaszłykami z psa włącznie, chętnie by wiódł normalny żywot. Poszedłby do tej wspomnianej knajpki, konserwować się od wewnątrz, bo swoje lata ma, ale nie, diabły, zjawy, topielice, wampiry, całe to paranormalne dzikie towarzystwo samo się przecież nie załatwi. Na szczęście Jakub do pomocy ma Józefa Paczenkę, księdza Markowskiego, Tomasza Cieśluka i swego wiernego kumpla od kieliszka i bitki Semena Korczaszko. Trzeba więc wciągnąć gumiaki, założyć czapkę uchatkę, wziąć łańcuch krowiak, może jarzębinowy różaniec do tego i do dzieła!

Ta gra śmieszy i wciąga. I ma swoje minusy, no dobra jeden minus – gdzie do kroćset są Bardaki, zaprzysięgli wrogowie Wędrowycza?! musi być sequel, nie ma mowy i muszą dostać rolkę głównych złych, innej opcji nie widzę! To tak półżartem, półserio, bo gra w wielu punktach odnosi się do książek, a brak Bardaków jakoś się odczuwa, ale w sumie przecież „Dziki samogon” skupia się na walce z siłami zła i tak, jak w opowiadaniach, Bardaki nie zawsze są przecież w to zamieszane, więc łaskawie wybaczam.

A już na poważnie, choć ciężko powagę przy tej karciance zachować, gwarantuję!, rzecz jest świetna. Nieskomplikowana, choć też nieprzesadnie uproszczona, z dobrą mechaniką rozgrywki (i dynamiką, różnorodną zresztą, zależną od wyboru Postaci i Przywódcy Przeciwników, co jest jak najbardziej in plus, bo wprowadza różnorodność), wciąga i intryguje. Gracze, wspierając się wzajemnie i dysponując przedmiotami (w grze w sumie mamy 110 kart i jeszcze więcej żetonów), walczą z siłami zła, aż do pokonania Przywódcy. W trakcie można się leczyć, pędzić Dziki Samogon czy egzorcyzmować, w skrócie konkretnie i mocno zabawić, jak na wiejskim weselu.

Ale częścią zabawy jest też wspomniany już przeze mnie humor. Odniesienia do książek to jedno, popkulturowe też są zresztą, bo i „Wiedźmin 3: Dziki Gon” znalazł tu dla siebie miejsce, i niezapomniana scena z „Nic śmiesznego” (nie, nie Ja tu na deszczu, wilki jakieś tylko Las krzyży), ale i humoru jako takiego niewymagającego znajomości niczego więcej bynajmniej nie brakuje. Niewyszukanego, podlanego procentami, bez delikatności? No i właśnie taki powinien być. A przecież jest tu jeszcze klimat, jest nastrój, to w końcu horror, komediowy, satyryczny, ale horror, nasz rodzimy „Straszny film” osadzony w wiejskich, pachnących gnojówką i samogonem realiach.

Świetna rzecz. Tak po prostu. Świetnie wykonana, tak fabularnie i grywalnie (pani autorka Joanna Kijanka, „Neuroshima HEX: Beasts”, „Osadnicy: Królestwa północy” dała radę), jak i graficznie (za ilustracje częściowo odpowiada niezapomniany Andrzej Łaski, ten sam, który ilustrował książki, komiks, dodatki wszelkie nawet, a partneruje mu Maciej Simiński, znany z gry „Batman: Wszyscy kłamią”, a jeszcze bardziej z komiksów tworzonych lata temu do magazynu „Produkt”), dostarcza rozrywki na jaką liczyłem. I na jaką liczą fani serii. Bo to doskonała okazja by, chociaż na te czterdzieści pięć minut rozgrywki, w towarzystwie do czterech osób, wejść do świata Wędrowycza i pobijać mordy wojsławickich potworów. Dla mnie bomba.

Michał Lipka

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *