OPOWIADANIE – OBŁĄKANIE – Sandra Gatt Osińska - KOSTNICA - POZORNIE MARTWA STREFA || Kostnica.Com.PL

OPOWIADANIE – OBŁĄKANIE – Sandra Gatt Osińska

Do Teatru H w dzielnicy P dotarłem chwilę po północy. Sala była już prawie pełna, a każdy chciał zająć jak najlepsze miejsce. Od samego wejścia ludzie obijali się o mnie i gwałtownie popychali. Nie miałem ochoty siłować się o krzesło, dlatego usiadłem na schodach naprzeciwko sceny. Do przyjścia, którego powoli zacząłem żałować, skłonił mnie plakat znaleziony na tablicy ogłoszeń. Wpisane w źrenicę wielkiego oka hasło zaintrygowało mnie swoją prostotą.

„Jeśli szukasz wrażeń, przyjdź o północy do Teatru H.

Zapraszamy!”

Zauważywszy nazwę przedstawienia, widniejącą na drzwiach teatru, poczułem się sceptycznie nastawiony. Seans spirytystyczny? Co w tym takiego fascynującego? Jednak widząc kolejkę przed wejściem do budynku, nabrałem ochoty na występ. Dawno nie widziałem żadnego spektaklu. Dodatkowo byłem ciekaw, co takiego skłoniło tylu przechodniów do przyjścia tutaj. Sam miałem dosyć pubów, kabaretów czy burdeli. Pragnąłem nowych doznań, a nie miałem ochoty błąkać się całej nocy niczym zagubiona dusza.

Kiedy zapadła cisza wśród tłumu, rozejrzałem się po ciemnym wnętrzu. Na starej, lekko podniszczonej scenie stał stolik z kilkoma krzesłami. Meble były całkowicie niedopasowane, jakby ekipa zebrała je na szybko z zaplecza. Sala wrzała od szeptów rozjuszonego tłumu. Coraz bardziej niecierpliwiłem się na wydarzenie, które miało zaraz nastąpić. Nie wiedziałem, czego się spodziewać. Właśnie takiej rozrywki szukałem – nie do przewidzenia.

Sięgnąłem po komórkę, żeby sprawdzić aktualną godzinę. Niestety, kieszeń była pusta. Musiałem zgubić telefon bezsensownie błądząc po mieście. Co ja z nim zrobiłem? Poczułem się nieswojo. Nigdy się z nim nie rozstawałem. Westchnąłem ciężko i spojrzałem na młodą dziewczynę, która usiadła obok.

– Przepraszam – zacząłem. – Która jest godzina?

Niestety nie doczekałem się żadnej reakcji ze strony nieznajomej. Przyjrzałem się jej dokładnie. Była bardzo nieprzeciętnie przeciętna. Typ osoby, którą zapomina się zaraz po minięciu na ulicy.

– Przepraszam panią – odezwałem się ponownie, kładąc rękę na jej ramieniu.

Zero reakcji. Głucha czy co? Chciałem ją szturchnąć i krzyknąć ze złości, lecz dziewczyna zwróciła głowę w przeciwną stronę. Po chwili wstała i udała się do grupki nowoprzybyłych osób. Wzruszyłem ramionami.

Lampy oświetlające pomieszczenie przygasły, tworząc tajemniczą atmosferę. Na scenie pojawiła się niska i korpulentna kobieta w średnim wieku. Nie przypominała nikogo szczególnego. Zwykła osoba o smutnym wyrazie twarzy, jakich mijałem setki każdego dnia. Padające na nią światło sprawiło, że wyglądała tragicznie. Rozejrzała się spokojnie po widzach, jakby próbowała opanować paraliżującą tremę. Ukryłem twarz w dłoni, by zakryć parsknięcie śmiechem.

– Witajcie moi mili – zaczęła wysokim, wręcz dziecięcym głosem. – Nazywam się Madame Fay. Zastanawiacie się zapewne, dlaczego was tu sprowadziłam. Jeśli oczekujecie komedii i śmiechu – lepiej już teraz opuście teatr, żeby nie marnować cennego czasu. Nie ma nic droższego niż on.

Madame Fay ponownie rozejrzała się po sali. Zauważyłem, jak nerwowo zaciska rękę na skrawku swojego puchatego swetra. Mimo niepewnej postawy, jej głos był bardzo stanowczy i ani razu nie zadrżał. Poczułem się wyjątkowo zaintrygowany jej osobą.

– Chcę przedstawić wam świat, którego nie znacie. Jest bardzo blisko, ale zarazem daleko. Mowa o świecie duchów – wypowiadając ostatnie słowo spojrzała lodowato w moim kierunku. – Jeśli myślicie, że po śmierci zaznacie błogiego spokoju, nawet nie wiecie, jak bardzo się mylicie. Całe życie człowiek postępuje według wypracowanego przez siebie schematu. To samo dotyczy duchów. Często zmarli nie wiedzą, że nie należą już do naszego świata. Podążają szlakami, którymi krążyli za życia, szczególnie, jeśli zakończyły się śmiercią.  Z czasem przyzwyczajają się do nowych zasad, nawet ich nie podważając. Egzystują tak samo, jak my, równolegle do naszego świata. Nawet w tej chwili, w tej samej sali znajdują się przynajmniej trzy, cztery zbłąkane dusze zmarłych niedawno osób. Powoli zaczynają dostrzegać zmiany, lecz wciąż czują strach. Nie odnajdują się w zaświatach. Dlatego dziś pomożemy im odnaleźć właściwą drogę.

Zza kurtyny wyszły trzy osoby. Przyjrzałem się ich ponurym twarzom. Jedna z nich, kobieta z burzą blond loków, wydawała mi się dziwnie znajoma. Może to była dziwka z pobliskiego burdelu, której zapłacili za udział w tej szopce? Spojrzałem na jej smutne oczy, które były opuchnięte od płaczu. Wydawało się, że nie spała od kilku dni. Ciężko było mi uwierzyć w tak dobrą charakteryzację. Skąd znałem tę twarz?

Madame Fay i jej towarzysze zajęli miejsca przy stole. Jedno krzesło pozostało puste i znacznie odsunięte od stołu. Światła na sali zostały całkowicie zgaszone. Tylko scena była oświetlona przez kilka ogromnych świec.  Poczułem dreszcz przebiegający po plecach.

– Gerard był młodym chłopakiem – zaczęła Madame Fay. – Zaginął wieczorem po wyjściu na kolejną imprezę. Niestety, znaleziono go martwego w kontenerze na śmieci koło jego ulubionego baru. Dusza Gerarda nie znalazła jeszcze swojej drogi i błąka się wśród nas. Spróbujmy się z nim skontaktować.

Blondynka załkała cicho. Madame Fay opuściła głowę i zaczęła po cichu recytować jakieś słowa. Światło świecy, stojącej pośrodku stołu, przygasło lekko. Po chwili kobieta podniosła się i wyprostowała. Dopiero teraz zauważyłem, że jest całkowicie ślepa.

– Gerardzie? – zaczęła Madame Fay – Gerardzie, czy słyszysz nas?

Ponownie próbowałem opanować śmiech. Czy ta kobieta naprawdę uważała się za medium? A może próbowała zrobić durniów ze wszystkich zebranych osób? To niedorzeczne. Mimo wszystko pragnąłem oglądać dalej.

– Gerardzie, proszę – kontynuowała – Jest z nami twoja bliska przyjaciółka, Ann. Martwi się o ciebie.

Na sali wciąż panowała cisza. Nikt nie odważył się szepnąć czy zaśmiać. Wszyscy widzowie siedzieli zapatrzeni w Madame Fay jak w obrazek. Przypominało to kadr z zatrzymanego filmu. Po chwili medium skinęło na blondynkę siedzącą obok.

– Gerardzie? – powiedziała załamującym się głosem i chrząknęła – Gerardzie, jesteś tu? – poprawiła się nieco głośniej.

Zamarłem. Doskonale znałem ten głos. Nie wiem, kim była ta dziewczyna, lecz kiedyś łączyła nas niesamowicie bliska więź. A może to siła perswazji? Może to był jeden z tych głosów, który wydawał się po prostu przyjemny dla ucha? Poczułem gwałtowny skurcz żołądka. Byłem niesamowicie głodny.

Madame Fay podała blondynce rękę i zabrała od niej jakiś przedmiot. Po chwili uniosła go do góry, mówiąc donośnie:

– Gerardzie, wiem, że tu jesteś. Mamy coś, co należy do ciebie. Chcesz to odzyskać?

Z niedowierzaniem przyjrzałem się rzeczy, którą trzymała w dłoni. To był mój zagubiony telefon. Poznałem go od razu po charakterystycznej obudowie, którą Ann kupiła mi na… Ann. Teraz już miałem pewność, że znałem tę dziewczynę.

Niedowierzałem w to, co działo się w Teatrze H w dzielnicy P. Poszedłem na seans spirytystyczny dla rozrywki. To niemożliwe, że… że co? Właśnie. Myśli, które przychodziły mi do głowy, były wprost absurdalne. A może tak naprawdę znałem Ann stąd, że okradła mnie na ulicy? Może minąłem ją i wtedy wyciągnęła telefon z mojej kieszeni, a ja zapamiętałem jej burzę loków? Rozglądałem się panicznie po osobach, siedzących dookoła mnie. Nikt nawet nie drgnął. Żadnych szmerów, szeptów, czegokolwiek. Cisza. Nie pozostało mi nic innego, jak głośno krzyczeć.

*

– Gerardzie? – usłyszałem słodki szept.

Otworzyłem oczy. Siedziałem przy stole, a cztery pary oczu patrzyły się na mnie z niedowierzaniem. Drżałem, nie mogąc wydobyć z siebie nawet słowa. Rozglądałem się nerwowo po otaczających mnie osobach. Gdzie byłem? Co się stało? Nie wiedziałem. Spojrzałem to na Madame Fay, to na Ann. Blondwłosa przyglądała mi się z szeroko otwartymi ustami.

– Gerardzie, czy to ty? – powiedziała Madame Fay.

Gerard. To było moje imię. Skąd ona, do cholery, wiedziała, jak się nazywam? Nawet jeśli to była jedna wielka farsa, a Ann to zwykła złodziejka – skąd znała moje imię? Wstałem gwałtownie, odtrącając krzesło. Miałem wrażenie, że zaraz eksploduje mi głowa.

Ann podeszła do mnie i położyła dłoń na moim policzku. Nagle przytuliła się mocno, lecz wcale nie czułem jej dotyku. Ktoś niegdyś mi bardzo bliski, nagle stał się zupełnie obcy. Poczułem gwałtowny skurcz żołądka. Wplotłem palce między włosy Ann i obnażyłem bladą szyję.

Kim byłem?

Uśmiechnąłem się, obnażając swoje kły.

Czym byłem?

Moje zęby zatopiły się w ukochanej, w akompaniamencie krzyku Madame Fay.

Byłem martwy, to prawda.

Ale… czy byłem duchem?

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *