Wybryk natury – Graham Masterton
JAK „Z ARCHIWUM X”
Masterton rozwija swoje własne „Z archiwum X”. Bo tym przecież jest ta jego seria o Patel i Pardoe, londyńskich detektywach, którym trafiają się sprawy nie z tej ziemi. I ja wiem, że to rzecz nie dla każdego, ja wiem, że czasem absurdalne to wszystko i bywa, że jest się z czego (mniej lub bardziej zamierzenie) pośmiać, ale ja to uwielbiam. Dlaczego? Bo kocham przygody Muldera i Scully, a właśnie to nimi bawi się tu autor „Głodu” i „Drapieżców”. I robi to po swojemu, z równie wielkim wdziękiem, co i brutalnością.
W Londynie znów się dzieje. Tym razem w Lavender Hill dochodzi od serii napadów i morderstw. Wszystko w krótkim czasie, wszystko szybko, mocno i brutalnie. A co dziwniejsze, podobno przestępcy byli… częściowo niewidzialni. Każdy nieco inaczej, każdemu brakowało widoczności innego fragmentu ciała, ale była to cecha wspólna. Więc do wyjaśnienia sprawy zaprzęgnięci zostają specjaliści od takich rzeczy – Patel i Pardoe i… Właśnie, czy to naprawdę coś nadprzyrodzonego dzieje się w mieście? A może sprawa okaże się o wiele bardziej złożona? Jedno jest pewne, wróg, który na nich czeka, łatwo się nie podda…
„Z archiwum X” nie da się chyba nie lubić. Ja wiem, że nie było pierwsze, bo gdyby nie „Strefa Mroku”, a potem „Kolchak: The Night Stalker” (a i przecież pamiętajmy, że „Miasteczko Twin Peaks” otworzyło furtkę dla seriali opowiadających jedną złożoną fabułę), Muldera i Scully też by nie było. I ja wiem, że inni potrafili zrobić to równie dobrze, a nawet lepiej (no „Strefę” uwielbiam całym sobą), ale to „Archiwum” najbardziej wypromowało takie produkcje, zmieniło telewizję i mocno odbiło się na społeczeństwie. No i wiele powstało opowieści a to cykl dopełniających, a to na nim żerujących… Ale niewiele w tym dobrego było. W sumie najlepiej wypadały takie historie, jak policyjno-horrorowe książki Stephena Kinga, doskonała seria komiksowa „Departament prawdy” no i wreszcie niniejszy cykl Mastertona.
A Masterton, jak to Masterton, wiadomo, specyficzny jest. Miewa dziwne pomysły – dziwne, ale intrygujące – i rozwija je, czasem w osobliwy sposób, balansując na granicy grozy i absurdu, czasem nie do końca przekonujący, ale i tak dobrze mu to wychodzi. Bo kto, jak kto, ale on pisać potrafi, ma coś takiego plastycznego i przemawiającego do czytelnika w sobie, że to naprawdę dobrze wchodzi. I buduje fajny nastrój. I co z tego, że autor kroi swoje postacie dość prosto i że czasem szyje grubymi nićmi fabułę, kiedy wychodzi mu to nadal na poziomie.
I to wszystko, co napisałem, odnosi się zarówno do całego cyklu, jak i tego konkretnego tomu. No bo „Wybryk natury” poziom, do jakiego przywykliśmy trzyma i oferuje rozrywkę, która nie zawodzi. Doceniam nie tylko to, jakie pomysły ma Masterton, ale też i to, że z wiekiem nie stracił tej pisarskiej umiejętności, którą pokochałem w jego starych książkach. W skrócie: dobra rzecz, momentami bardzo dobra. I gwarant, że każdy fan autora zawiedziony bynajmniej nie będzie.
Michał Lipka
Czwarta – po Wirusie, Dzieciach zapomnianych przez Boga i Ludziach cienia – część cyklu o przygodach Jerry’ego Pardoe i Dżamili Patel, detektywów policji londyńskiej, którzy specjalizują się w nietypowych sprawach.
W okolicach Lavender Hill dochodzi w krótkim czasie do serii brutalnych zabójstw i napadów. Łączy je coś bardzo osobliwego – świadkowie utrzymują, że przestępcy byli częściowo niewidzialni. Jeden z nich nie miał stóp, drugi – głowy, a kolejnemu brakowało całej prawej połowy ciała. „Pogromcy duchów”, Patel i Pardoe, szybko ustalają, że siły nadprzyrodzone nie mają z przestępstwami nic wspólnego. Natrafiają też na trop człowieka o niezwykłych zdolnościach, który popełnia zbrodnie od naprawdę bardzo dawna i nie ma najmniejszego zamiaru przestać…