OPOWIADANIE – ROZPRUWACZ Tajemniczy klient – Maciej Szymczak
|– E W E L I N A – przeliterował głośno mężczyzna, stojąc w kolejce do kasy. Przyjrzał się uważnie plakietce ekspedientki i przeczytał na głos z przekąsem – W CZYM MOGĘ POMÓC?
Dziewczyna milczała, speszona dziwną reakcją klienta. Podstarzały mężczyzna z siwym kucykiem i gęstymi wąsami wpatrywał się w nią bezczelnie.
– Skoro pytasz, to możesz coś dla mnie zrobić – uśmiechnął się rozpinając rozporek. Wyciągnął na wierzch swojego penisa, wprawiając w oburzenie stojącą za nim starszą kobietę – Mam z nim problem od rana – zaczął niewinnie – jest nabrzmiały, czuje jakby mnie coś w nim swędziało, proszę pomóc mi pozbyć się tego napięcia.
Zażenowana ekspedientka odwróciła głowę, wykrzywiając twarz z obrzydzenia.
– To nie urolog proszę Pana, ja Panu nie pomogę – upomniała go, patrząc się w sufit.
– Ależ taka śliczna, młoda kobieta nada się lepiej do tego niż jakiś urolog – kontynuował podniecony – No dalej złociutka zrób to chociaż ręką, przecież masz na plakietce napisane: W CZYM MOGĘ POMÓC ?!?
– Proszę stąd wyjść, i mnie nie obrażać! To obleśne! – syknęła czując jak zbiera jej się na wymioty.
– Hej gościu wypad stąd!! – do kasy podbiegł ochroniarz, wymachując pałką.
Ekshibicjonista schował przyrodzenie, unosząc ręce w geście poddańczym. Obejrzał się za siebie, bezczelnie gapiąc się na babinkę, która zasłaniała oczy swemu wnuczkowi. Święte oburzenie malowało się na jej twarzy, pomarszczone usta skurczyły się w niemym wyrazie protestu.
– Niech się Pani nie martwi nawet gdyby mi Pani zapłaciła nie dałbym go Pani dotknąć – dociął staruszce narażając się na gniew ochraniarza.
– Proszę opuścić nasz market. JUŻ! – wskazał pałką drzwi wyjściowe
– Dobrze – skupił wzrok na plakietce ochroniarza – Ma… MAREK. Tak? Więcej zakupów tutaj nie zrobię!
– I dobrze! Chwała Bogu! – odburknęła kasjerka
– Zboczeniec! – krzyknęła staruszka do oddalającego się odmieńca.
Siwowłosy wyszedł z marketu wkraczając w chłodna, grudniowa noc. Zadowolony z siebie otworzył drzwi od swojego Range Rovera i wgramolił się na przednie siedzenie. Odpalił stacyjkę i rozkręcił ogrzewanie na maksa. Zapalił lampkę i wyjął z szufladki mały notesik z długopisem. Widniała tam długa lista poszczególnych oddziałów marketu Stonka i przyporządkowanych tym placówkom pracowników. Eryk miał niecodzienny, aczkolwiek bardzo intratny zawód. Jako tajemniczy klient był aż nadto kontrowersyjny a jego metody pracy często wykraczały poza tzw. etykę zawodową. Ale dzięki temu był bezkonkurencyjny, doprowadził do zwolnienia wielu pracowników. Im więcej miał ich na koncie tym bardziej jego prestiż rósł. Kartkował cierpliwie notes nim znalazł interesujący go oddział.
– Dąbrówka- przeczytał na głos – pracownica Ewelina Walczak – zaśmiał się pod nosem przypominając sobie jej minę w markecie.
Według jego kryteriów, dziewczyna zachowała się nieprofesjonalnie. Powinna grzecznie mu wyjaśnić, iż potrzebuje pomocy psychiatrycznej. W końcu każdy wie że ekshibicjonizm jest schorzeniem leczonym terapeutycznie. W jego mniemaniu traktując go w ten sposób, to tak jakby potraktowała źle inwalidę. A to jest nie dopuszczalne. Jej nazwisko przekreślił grubą czerwoną linią. Tak samo uczynił w przypadku ochraniarza, jego zachowanie było absolutnie nieprofesjonalnie. Klient nasz Pan – nawet jeśli zdrowo pokręcony. Ochroniarz nie jest od spławiania konsumentów, ale od dbania o ich dobre samopoczucie. Jutro skontaktuje się z firma ochraniarską, żądając zmiany pracownika. Zadowolony z siebie odpalił silnik i powoli wyjechał z parkingu na główną ulicę. Obmyślał właśnie swoją kolejną kreację, rolę którą zagra. Wiele wcieleń już zaprezentował, kończyły mu się już inspiracje do nowych postaci. Ciężko będzie przebić ten numer ze zboczeńcem, ale z pewnością coś wymyśli. Może będzie improwizował?
Jechał nie śpiesznie, stałym tempem, czując satysfakcje z dobrze wykonanej pracy. Był spokojny i wyluzowany, włączył radio, ustawiając swoją ulubioną stację : Blues Radio. Lubił siebie i swój zawód. Nie lubił za to ludzi, nie potrzebował ich towarzystwa do szczęścia. Potrzebował ich jednak aby się wyżyć, niszczenie czyjegoś życia sprawiało mu nieopisaną radość. Był jak wirus karmiący się swym nosicielem. Wiele serc złamał, wiele losów poplątał, sprowadzając tych wszystkich nieszczęśników na skraj nędzy. Nie czuł jednak nigdy wyrzutów, nie umiał, nie znał współczucia.
Spojrzał na licznik, koło prędkościomierza zaświeciła się czerwona lampka. Rezerwa paliwa. Skręcił gwałtownie w prawo, kierując się do małej stacji benzynowej po drugiej stronie lasku. Zatankuje, kupi flaszkę i zaszyje się w swoim mieszkaniu, celebrując wyjątkowo udany dzień. Przednie reflektory słabo oświetlały pobocze, wysokie czarne sosny, niemal stykały się ze sobą po obu stronach drogi, zasłaniając rozgwieżdżone niebo. Zmrużył oczy, jakiś cień pojawił się na drodze.
– Kurwa! – zaklął, szarpiąc gwałtownie za kierownice. Omal nie potrącił sarny, która przecięła mu drogę. Ten wypadek mógł go wiele kosztować, ubezpieczalnie zawsze w podobnych przypadkach robią problemy. Poczuł wściekłość i nieodpartą chęć rozładowania złości. Dobrze, że musi zatankować, wyżyje się na pracowniku stacji benzynowej. Już wizualizował sobie jego postać ze skulonym karkiem, uginającym się pod jego obelżywymi uwagami. Uśmiechnął się do przedniego lusterka:
– Jesteś okrutny Eryku – komplementował sam siebie, patrząc na swoje odbicie.
Zza zakrętu wyłoniła się mała stacja benzynowa, z tylko jednym dostępnym dystrybutorem. Wjechał na dziurawy parking, krytycznym wzrokiem lustrując tę : „ Żałosną Budę”. Otworzył drzwi, trzęsąc się z zimna. Temperatura spadła, osiągając wartość bliską zeru. Zatankował do pełna wypatrując sprzedawcy przez szklaną witrynę. Ruszył szybkim krokiem, wkraczając do przyjemnie nagrzanego pomieszczenia. Szedł w kierunku lady, mijając półki wypełnione słodyczami, napojami i akcesoriami samochodowymi. Stanął przy kasie gapiąc się w puste krzesło, na którym powinien siedzieć ekspedient gotowy obsłużyć klienta. Uśmiechnął się szelmowsko. Ma punkt zaczepienia, nieszczęśnik sam dostarczył mu argumentów. Czekał, uderzając rytmicznie palcami o ladę sprzedawcy. Z głośników sączyła się tandetna zagraniczna muzyka, której nie znal ani nie rozumiał. Tolerował jedynie starego dobrego bluesa, wszystko inne było nie do zniesienia dla jego uszu. Sprzedawca wciąż nie pojawiał się, ignorując Eryka.
– Świetnie, to go będzie drogo kosztować – pomyślał wodząc wzrokiem po półce z drogimi alkoholami – Wystarczy że porządnie zastraszy szczeniaka, a będzie mu jadł z ręki.
Oczekiwanie umilił mu spiker w radiu, który przerwał gehennę popowych hiciorów :
– Rozpruwacz wciąż aktywny, radzimy dla własnego bezpieczeństwa nie opuszczać domów, przypominamy iż jest to najtrudniejsza sprawa w historii polskiej policji. Ne ma żadnych śladów, żadnych poszlak, brak podejrzanych. Seryjnym mordercą może być dosłownie każdy. Wczoraj w lasku nieopodal Pniew znaleziono okaleczone zwłoki dwóch prostytutek. Oszczędzimy Państwu drastycznych szczegółów z miejsca zbrodni, to wyjątkowo niebezpieczny psychopata który nie przebiera w drastycznych środkach…… – spiker ucichł, piskliwy szum zakłócił dalszy odbiór wiadomości.
Eryk zmarszczył brwi, linczując w myślach nieobecnego sprzedawcę. Z głośników znów popłynęły, tandetne, taneczne nuty.
– I na dodatek znów puszczają ten chłam ! – zaklął w duchu, zniecierpliwienie potęgowało się z każdą mijaną sekundą – Halo jest tam kto! Chciałbym zapłacić za benzynę do KURWY NĘDZY!! – wrzasnął, dając dowód swojej obecności.
Owszem mógłby zostawić banknot stu zlotowy, bądź wyjść i nie zapłacić wcale, ale był tak nagrzany iż musiał to wykrzyczeć sukinsynowi prosto w twarz. Jednakże on nie pojawiał się, a smętna popowa sieczka powoli wyprowadzała go z równowagi. W końcu stracił cierpliwość, uchylił ruchome drzwiczki i przekroczył granicę dla klienta nieosiągalną. Otworzył drzwi prowadzące na zaplecze, przez chwile błądził dłonią po ścianie, po omacku szukając włącznika. Mętne światło rozbłysło, oświetlając niewielkie pomieszczenie w którym był magazynowany towar. Rozejrzał się dookoła, oglądając kartony z piwem, winem, sztangami papierosów i…. Eryk po raz pierwszy w swoim życiu doznał szoku. Jego umysł bronił się przed makabrycznym obrazem, który wwiercał się w jego świadomość, zatruwając rozum strachem. Na podłodze leżał młody mężczyzna ze skręconym karkiem. Ktoś wydłubał mu oczy, czarna pustka wyzierała z oczodołów, upodobniając go do manekina. Skóra została zdarta z dolnej połowy twarzy, uwydatniając zakrwawioną, mięsistą żuchwę i długie białe zęby. Z szyi została na wierzch wyciągnięta, a w zasadzie w barbarzyński sposób wyrwana tchawica. Sprężysta, różowa rurka, wyrastała wprost z ciętej rany, tuż obok jabłka Adama. Jednak na tym drastyczne obrażenia się nie kończyły…. Nieszczęśnik został przepołowiony, poniżej klatki piersiowej wylewały się na podłogę poskręcane jelita. Smród narządów wewnętrznych uderzał w nozdrza, powodując uczucie mdłości. Dolna część korpusu leżała po przeciwległej stronie pomieszczenia. Z tułowia wyrastały kości biodrowe oraz dolna część kręgosłupa. Eryk poddał się nudnościom, nagła fala wymiocin wylała się z niego, wprost na zwłoki denata. Zasłonił kurtką twarz, chroniąc się przed nieznośnym odorem. Skulony wybiegł z magazynu, wpadając na blat. Przeskoczył przez niego, niefortunnie upadając na podłogę. Zawył z bólu lądując na plecach. Wstał, chwiejąc się cały, powoli zmierzając do drzwi wyjściowych. Chaotyczne myśli przewijały się niczym kiepski film wewnątrz umysłu, panika przejęła kontrolę nad jego osobowością. Nie zauważył jak drzwi przesuwne otwarły się, wpuszczając do środka, groźnie wyglądającą postać. Skrywający swe oblicze pod kapturem człowiek w wojskowych butach i spodniach moro, z pewnością nie miał przyjacielskich zamiarów wobec Eryka. Stanął parę metrów od niego, trzymając w dłoniach lepiącą się od krwi maczetę. Eryk próbował dojrzeć jego twarz skrytą pod kapuzą, lecz nie dostrzegł tam absolutnie niczego, poza czeluścią, która mogła skrywać nawet demona. Stał nieruchomo gapiąc się na tajemniczego zabójcę, który nagle ruszył w jego stronę. Eryk obrócił się, taranując półkę z towarem. Sparaliżowany strachem, ruszył ku zapleczu, modląc się w duchu by była możliwość zamknięcia się od środka. Nogi miał jak z waty, jakby brodził w stygnącym betonie. Na karku poczuł oddech Rozpruwacza, był tuż za nim. Cudem przecisnął się przez drzwi, zatrzaskując je za sobą. Przekręcił klucz, który szczęśliwym trafem znajdował się w zamku. Coś zakłuło go w okolicy krzyża. Promień piekącego bólu rozszerzał się, uwierając w plecy. Ze zgroza wyczuł powiększającą się mokra plamę na plecach. Rozpruwacz musiał dosięgnąć go, raniąc w tył, gdy przeciskał się przez otwór drzwiowy. Nabuzowany adrenaliną nie zważał na boleści, jego umysł skoncentrowany był na przetrwaniu, za wszelka cenę. Utykając na jedną nogę minął trupa, który cuchnął coraz mocniej. Zasłonił dłonią oczy, nie chcąc spoglądać na to co pozostało z pracownika stacji benzynowej. Poczuł chłodny powiew wiatru, stanął na wprost wyjścia ewakuacyjnego, od wybawienia dzieliło go zaledwie parę kroków. Stały otworem na oścież, prowadząc na słabo oświetlony parking. W tej samej chwili Eryka ogarnęło zwątpienie:
– A co jeśli morderca czai się tam, czekając aż przekroczy próg…. ZARAZ, A JEŚLI WSZEDŁ PRZED CHWILĄ PRZEZ TE DRZWI, WCZEŚNIEJ MUSIAŁY BYĆ ZAMKNIĘTE !!!
Myśli te utknęły w jego głowie, niczym chłodny sopel, paraliżujący zdolność logicznego myślenia. Cały w drgawkach obrócił się, modląc się aby nie zobaczyć tego co się spodziewał.
Wysoki mężczyzna wyrósł nagle obok niego, ściskając w dłoni narzędzie zbrodni. Eryk zerwał się ile sił w nogach, lecz nim zdążył wybiec na zewnątrz, ostrze dosięgło go, rzeźbiąc głęboką bruzdę w jego policzku. Czuł wyraźnie ranę na twarzy, oraz fontannę krwi spływającą na jego kurtkę. Ze łzami w oczach wygramolił się na parking, tracąc grunt pod nogami. Upadł, uderzając brodą o twardy bruk. Siła uderzenia skruszyła dwa przednie zęby, połknął ich odłamki, dławiąc się przy tym. Zerwał się na nogi głośno kaszląc, biegł na oślep, widząc w oddali majaczący samochód. Nie wierzył w Boga ani nigdy się do nie zwracał, teraz żarliwie modlił się w duchu, prosząc stwórcę o wybawienie. By pozwolił mu wsiąść do samochodu i odjechać….
– JAK TO??! – Wrzasnął nie dowierzając własnym oczom. Przy samochodzie stał Rozpruwacz. Wydawał się skupiony i opanowany, niczym wytrawny myśliwy prowadzący swą zdobycz we wnyki. Kompletnie zdezorientowany Eryk, wbiegł z powrotem do sklepu. Nie myśląc logicznie przewracał lady z asortymentem spożywczym, chcąc zabarykadować się od środka. Drzwi jednak otwierały się automatycznie, na czujnik ruchu, ale ogarnięty paniką mężczyzna w ogóle tego nie rejestrował. Spocony i osłabiony od utraty krwi ukrył się za półką z towarem. Wychylił głowę obserwując stojącego na zewnątrz zabójcę. Rozpruwacz ruszył w jego kierunku, zbliżył się do szklanej witryny, rysując nożem po szybie. Słabnący coraz bardziej Eryk nie wytrzymał psychicznie piskliwych dźwięków powodowanych przez szaleńca, postanowił skryć się ponownie na zapleczu i zamknąć wszystkie drzwi. Morderca powoli przesuwał się ku ruchomym drzwiom. Eryk dysząc ze zmęczenia, opuścił swą kryjówkę, psychopata właśnie wszedł do środka, przeskakując przez powywracane półki. Przejęty zgrozą mężczyzna właśnie zrozumiał że znalazł się w potrzasku, w sytuacji bez wyjścia. Jakimś cudem morderca rozmnożył się i zdawał się być w dwóch miejscach naraz. Jeden właśnie wszedł a drugi czekał na niego, trasując drzwi prowadzące na zaplecze. Nie mógł pojąć tego co się dzieję, być może ma omamy w wyniku utraty krwi, a może Rozpruwacz nie działa w pojedynkę? Przecierając z niedowierzania oczy, spoglądał na morderców, którzy otoczyli go z dwóch stron. Osaczony Eryk poddał się woli okrutnego losu. Nigdy nie uważał się za człowieka dobrego a w ostatniej chwili życia uświadomił sobie skalę własnego zepsucia. Odchodził zgniły i zepsuty, nie pozostawiając po sobie nic godnego. Był insektem i jak insekt zginie. Spojrzał po raz ostatni zamaskowanej śmierci w oczy, nim klinga chłodnej stali wdarła się brutalnie, przez oczodół, w głąb jego mózgu, przerywając łączność ze światem….