Sandman: Senni Łowcy – Neil Gaiman, P. Craig Russel - KOSTNICA - POZORNIE MARTWA STREFA || Kostnica.Com.PL

Sandman: Senni Łowcy – Neil Gaiman, P. Craig Russel

MNICH I LISICA

Więc tak – Neil Gaiman to komikisarz, ale i pisarz. Jego opus magnum to oczywiście komiksowy Sandman, ale że Brytyjczyk bardziej wydaje się być literatem, niż scenarzystą, musiał też i na literacki grunt zaszczepić to swoje dzieło. I tak zrodziła się ilustrowana przez Yoshitakiego Amano powieść, a tę znakomity artysta, który z Gaimanem też współpracował nie raz, P. Craig Russel, postanowił przełożyć na język komiksu. Efekt? Niniejszy tom, poboczny, a zatem nic to koniecznego do poznania, ale wartego przeczytania, jeśli cenicie sobie Gaimana i „Sandmana”.

Fabularnie to reinterpretacja japońskie baśni. Buddyjski mnich i zakochana w nim lisica. Czy taka para ma w ogóle szansę zaistnienia?

„Sandman: Senni łowcy” to jeden z trzech dodatkowych tomów „Sandmana” – obok „Nocy nieskończonych” i „Uwertury”. Okej, tych tomów jest więcej, bo uniwersum rozrosło się przez lata, ale nad tymi Gaiman osobiście pracował, więc to na nich skupiam. Ale zanim powstały te dodatkowe tomy, a ta historia pojawiła się w 2008 roku, była powieść, nowela właściwie. A że traktowała o japońskich legendach, w które Gaiman wniknął pracując nad reinterpretacją „Księżniczki Mononoke”, wziął do pomocy (czyt. zilustrowania) Yoshitakę Amano – pamiętacie go z ilustracji do opowiadania Grega Rucki – „Elektra i Wolverine: Odkupienie”. No ale na tym losy historii się nie skończyły, bo z okazji dwudziestolecia powstania „Sandmana” powstała adaptacja tego tekstu i jest nią właśnie ten album.

I fajnie, że wziął się za niego P. Craig Russell. U nas to nie jest wielka legenda, ale jednak za wielką wodą autor cieszy się uznaniem. No i czuje te klimaty, zarówno „Sandmana”, nad którym zdarzało mu się pracować, jak i ogólnie horror / fantasy – zajmował się przecież choćby „Hellboyem”. I fajnie adaptuje tekst Gaimana. Historia, jak to „Sandman”, połączenie mitów, legend, fantastyki, horroru, w takiej łagodnej, czasem baśniowej tonacji. Jest lekko, jest jakby zwiewnie, ale z pomysłem, by cos tam na boku poeksplorować, zabawić się nieco innym, niż dotychczas folklorem i pokazać, że i w tym Gaiman jednak potrafi całkiem nieźle się odnaleźć.

Efekt tych zabiegów okazał się dla autora na tyle udany, że zdobył nominację do nagrody Hugo i zgarnął nagrodę Brama Stokera dla ilustrowanej opowieści. A komiksowa adaptacja pozostaje przyjemna, świetnie zilustrowana. Prostota Russella jest bardzo udana, kolor, z jednej strony równie prosty, ale o ciekawej fakturze, sprawia, że rzecz nabiera klimatu. No i ogólnie miłe to jest dla oka i dobrze oddaje charakter całości.

Więc warto. Jako dodatek do serii, ale jako i samodzielny komiks, jeśli Was zaciekawi i chcielibyście sięgnąć, ale wahacie się, czy w tym miejscu ma to sens – ma, bo to niezależna opowiastka ze sporego uniwersum, który warto się zainteresować. I tyle ode mnie.

Michał Lipka

Share
Tags:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *